tag:blogger.com,1999:blog-5863430956523656302024-03-28T00:54:21.598+01:00wypożyczoneWypożyczonehttp://www.blogger.com/profile/06020155509432994684noreply@blogger.comBlogger96125tag:blogger.com,1999:blog-586343095652365630.post-58469978681546777942023-12-29T11:22:00.000+01:002023-12-29T11:22:21.293+01:00Powiedz "przepraszam"<div style="text-align: center;">Ostatni raz</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjnPt4kP2SE-TxeMRNR5bZ5qY9GI_eTCrUDAUUqgCAAWRb7NLrIvZplsEDME7qk7axYPEA3Um_x-VE_2cnuCWrlSX7rgAGS6cpLDVd5PmVBGrMzpmyrU9hdCrAgS8_Dd09yNpEOECs5PeVUlKWlvyws7IoR84jx33rmCLIn6dsfxJgQ_lyM3taIoLpl/s3021/_-%20%5BKobieta%20z%20dzieckiem%5D.%20-%20-%20a06b4b2c-ce19-466a-b65f-c02f1d2dbd1e.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1953" data-original-width="3021" height="259" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjnPt4kP2SE-TxeMRNR5bZ5qY9GI_eTCrUDAUUqgCAAWRb7NLrIvZplsEDME7qk7axYPEA3Um_x-VE_2cnuCWrlSX7rgAGS6cpLDVd5PmVBGrMzpmyrU9hdCrAgS8_Dd09yNpEOECs5PeVUlKWlvyws7IoR84jx33rmCLIn6dsfxJgQ_lyM3taIoLpl/w400-h259/_-%20%5BKobieta%20z%20dzieckiem%5D.%20-%20-%20a06b4b2c-ce19-466a-b65f-c02f1d2dbd1e.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://polona.pl/item-view/6d73d706-4cb7-4918-8527-046191fb850d?page=0</td></tr></tbody></table><br /><div style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;">Wy wszyscy, którzy zaglądacie na Wypożyczone, pewnie zauważyliście, że mam słabość do literatury skandynawskiej. I że wielokrotnie zachwalałam wydawaną przez Wydawnictwo Poznańskie Serię Dzieł Pisarzy Skandynawskich. W 2022 roku ukazała się w niej kolejną powieść Norweżki Helgi Flatland pt. „Ostatni raz” (wcześniej, w 2019 r. w serii ukazała się jej „Współczesna rodzina”). Przeczytałam, przemyślałam, a teraz podzielę się z Wam moją opinią i powiem, dlaczego warto sięgnąć po „Ostatni raz”.</span></div><div style="text-align: justify;">Po prostu dlatego, że każdy się w tej powieści odnajdzie… Bo nie ma na tym bożym świecie ani jednej osoby (jestem tego pewna niemal w stu procentach!), której przynajmniej od czasu do czasu nie denerwowałaby własna matka…</div><span><a name='more'></a></span><br /><div style="text-align: justify;">Ale zacznijmy od początku, a zaczyna się od mordowania kur. Wybija je Anne - mieszkająca samotnie starsza kobieta, niegdyś nauczycielka, niesamowicie samodzielna i sprawna fizycznie a także zaradna życiowo osoba. Czemu więc to robi? Przecież opieka nad ptactwem nie przekracza jej możliwości? Anne morduje kury w reakcji na otrzymaną diagnozę - rak jelita grubego. Operacja w najbliższy wtorek…</div><br /><div style="text-align: justify;">Anne dzieli się tą informacją ze swoimi dziećmi oraz z mężem. Z tym, że mąż Gustav przebywa w domu opieki i Anne nie ma pewności, czy zrozumiał coś z tego co mu powiedziała, bo po wielu wylewach Gustav w zasadzie nie ma kontaktu ze światem zewnętrznym. Syn Anne - Magnus reaguje typowym dla najmłodszego w rodzinie dziecka buntem i gniewem skierowanym nie wiadomo przeciwko komu, a także strachem. Jego starsza siostra Sigrid, lekarka, być może ze względu na wykonywany zawód a być może ze względu na coś zupełnie innego przyjmuje wiadomość o chorobie matki z zadziwiającym opanowaniem.</div><br /><div style="text-align: justify;">W tym momencie opowiadanej przez Flatland historii narracja już wyraźnie rozdziela się na dwa głosy: matki i córki, Anne i Sigrid, a mnie zaczyna zdecydowanie bardziej interesować ten drugi.</div><br /><div style="text-align: justify;">Sigrid. Z jednej strony można o niej powiedzieć, że jest kobietą sukcesu - wyrwała się z małej miejscowości, dokończyła studia pomimo tego że bardzo młodo zaszła w ciążę a ojciec jej córki Mii - Jens (skądinąd również lekarz) ulotnił się bardzo szybko z ich życia. Związała się z Aslakiem, swoim przyjacielem z dzieciństwa, urodziła mu syna Viljara. Pracuje, wychowuje dzieci, tworzy partnerski związek… Niejeden i niejedna mogliby jej tylko zazdrościć. A jednak w Sigrid zalegają pokłady żalu i poczucia niesprawiedliwości. Jakby przez cały ten czas od opuszczenia rodzinnej miejscowości usiłowała udowodnić sobie i matce że jest wystarczająca, dość dobra. Jakby ta jedna informacja o chorobie Anne i wypływające z niej konsekwencje, czyli konieczność częstszych wizyt, zburzyły zbudowaną przez Sigrid fasadę i odsłoniły prawdę.</div><br /><div style="text-align: justify;">A prawdą jest że Sigrid czeka aż matka przyzna, że popełniła błędy w stosunku do niej, że zajęta opieką nad mężem, zaniedbała córkę, że tym samym wpłynęła pośrednio na szereg błędnych decyzji podejmowanych przez dziewczynę. Sigrid chce przeprosin.</div><br /><div style="text-align: justify;">Sigrid chce też poczuć wreszcie, że to co ją łączy z Aslakiem to miłość albo żeby Jens, który ponownie pojawił się w życiu rodziny i nawiązał kontakt z prawie dorosłą już Mią, dał jej znak, że chce z nią być.</div><br />Sigrid chce, żeby wszystko wreszcie się wyprostowało…<br /><br /><div style="text-align: justify;">Anne w ogóle nie wie o co Sigrid ma pretensje, jej wspomnienia z przeszłości wyglądają inaczej niż wspomnienia córki i kobieta, zmagająca się przecież z własną budzącą przerażenie i wyniszczającą fizycznie chorobą, nie rozumie czego Sigrid od niej oczekuje.</div><div style="text-align: justify;">Jens, który ma żonę, nie jest zainteresowany poważnym związkiem z matką Mii, a Aslak, taki trochę poczciwy popychajło, chyba jest już zmęczony rolą „tego drugiego” w życiu Sigrid i jeszcze kilka jej niezręcznych wypowiedzi i zachowań a na dobre się od niej odsunie.</div><br /><div style="text-align: justify;">Oczywiście, jestem pewna, że niektórzy z was czytając „Ostatni raz” skupią się na Anne i jej sposobie patrzenia na wydarzenia. Na pretensjach córki, których kobieta nie rozumie, bo przez całe swoje życie robiła co uznawała za najlepsze nie dla siebie ale dla wszystkich. Na stopniowym traceniu sił. Na stopniowym traceniu decyzyjności, kiedy wraz z rozwojem choroby i - powiedzmy to wprost - zmierzaniem ku śmierci, wszyscy inni, to znaczy lekarze i dorosłe dzieci, zdają się wiedzieć lepiej i przyznawać sobie większe prawo do decydowania o losie Anne, tym samym odmawiając go jej…</div><br /><div style="text-align: justify;">Ale dla mnie jednak to Sigrid jest w „Ostatnim razie” postacią wiodącą i ważniejszą. Bo Anne umrze w poczuciu, że robiła w życiu wszystko najlepiej jak potrafiła. A Sigrid będzie żyła zastanawiając się, co robi źle…</div><br /><div style="text-align: justify;">Myślę, że „Ostatni raz” nie jest i nie będzie uznany za arcydzieło literatury norweskiej. Bo tak naprawdę niczym szczególnym nie zaskakuje i nie odbiega od panującej na Północy mody na opisywanie rodziny w sytuacji kryzysowej, w jakimś trudnym doświadczeniu (swoją drogą to dla mnie niesamowicie ciekawe, że w całej literaturze europejskiej to właśnie Skandynawowie wszelkich problemów i ich rozwiązań szukają właśnie w relacjach rodzinnych).</div><div style="text-align: justify;">Ale jest to powieść dobra. Napisana bardzo sprawnie językowo (tu oczywiście ukłon w stronę tłumaczki - Karoliny Drozdowskiej). I poruszająca tematy (o czym pisałam już na początku), które przecież dla każdego z nas na jakimś etapie życia są istotne.</div><br /><div style="text-align: justify;">Jeśli więc choć raz oczekiwaliście od matki, ojca, siostry, brata czy kogokolwiek bliskiego, słowa „przepraszam” i liczyliście, że dopiero gdy je usłyszycie wasze życie się poskłada, to tak jak ja będziecie w stanie zaprzyjaźnić się z Sigrid i przez niemal trzysta stron czekać, czy wydarzy się cud przeprosin i uwolnienie od dźwiganego latami ciężaru żalu.</div>Mg<br /><div><br /></div><div>Chcecie wypożyczyć? <a href="https://www.krosno-kbp.sowa.pl/index.php?KatID=0&typ=record&001=KROSNO%20W2022006026" target="_blank">Sprawdźcie dostępność w KBP</a>. </div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgsKZtn59mJG9aeSGNd9kEKqeblFlbka9-F6vkAT8NC3El5_z65tT1Re1DbokWSgJjR_gbDz-IsSyJ6wv78j8nZUiFzoCzvk1FrMRArlXfcJMccYZEGWaboln-b4k3pAUKMLf4PpvkgoW6aPuwHI8H4sFmdNPLcNABuGmD1EP5iV0HVoN2nq3ex4MdF/s880/ostatni-raz.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="880" data-original-width="579" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgsKZtn59mJG9aeSGNd9kEKqeblFlbka9-F6vkAT8NC3El5_z65tT1Re1DbokWSgJjR_gbDz-IsSyJ6wv78j8nZUiFzoCzvk1FrMRArlXfcJMccYZEGWaboln-b4k3pAUKMLf4PpvkgoW6aPuwHI8H4sFmdNPLcNABuGmD1EP5iV0HVoN2nq3ex4MdF/w132-h200/ostatni-raz.jpg" width="132" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://wydawnictwopoznanskie.pl/produkt/ostatni-raz/</td></tr></tbody></table><div>Flatland, Helga: Ostatni raz. - Poznań : Wydawnictwo Poznańskie, 2022.</div>Wypożyczonehttp://www.blogger.com/profile/06020155509432994684noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-586343095652365630.post-41086316127577680792023-10-31T08:59:00.001+01:002023-10-31T08:59:46.593+01:00Manifest pokolenia?<div style="text-align: center;">Taśmy rodzinne<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQiJVqae7AqeGr3CEQGEspPc3EsFnSTZxJiUWSgGuUwUrQpq7gWfGi_slVMkHdCs3DAVXgBrJK-hqDx_aalHpaFOTdod60jFIv3y5IBhnuE7bWKgtZlUQOCBivJriIxL1xtRWQQAlj6O0iaLwZ8dvnwYajYEm1O4ZPe8FFdx7B3JgWKQDoOQDpvA/s5584/79781397.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3519" data-original-width="5584" height="253" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQiJVqae7AqeGr3CEQGEspPc3EsFnSTZxJiUWSgGuUwUrQpq7gWfGi_slVMkHdCs3DAVXgBrJK-hqDx_aalHpaFOTdod60jFIv3y5IBhnuE7bWKgtZlUQOCBivJriIxL1xtRWQQAlj6O0iaLwZ8dvnwYajYEm1O4ZPe8FFdx7B3JgWKQDoOQDpvA/w400-h253/79781397.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://polona.pl/item/krajobraz-wiejski-russische-landschaft,Nzg0NTQ1OTk/0/#info:metadata</td></tr></tbody></table></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;">To nie jest książka dla każdego. Ale też nie jest to powieść, że tak ją nazwę, niszowa, po którą sięgnie zaledwie garstka. Wręcz przeciwnie - odnajdzie się w niej całe pokolenie ludzi urodzonych w latach 80. i 90. XX wieku (nigdy nie wiem, czy to jest X czy Y). Czy to wystarczy, żeby „Taśmy rodzinne” Macieja Marcisza nazwać powieścią wybitną, manifestem pokolenia? Dla mnie chyba nie… Ale zdecydowanie z przeczystym sumieniem ogłoszę ją bardzo udanym debiutem… (i tak, wiem, że „Taśmy…” ukazały się w 2019 roku i że Marcisz od tego czasu napisał już kolejną powieść - „Książkę o przyjaźni”, żadne z powyższych nie zmienia faktu, że „Taśmy rodzinne” to udany debiut).<span><a name='more'></a></span></span></div><br />Rzućmy okiem na fabułę.<br /><div style="text-align: justify;">Marcin ma długi. U tego pożyczył więcej, u tamtego mniej. Nikomu nie ma z czego oddać, co nie tylko zmusza go do woltyżerki myślowej w chwilach gdy dzwoni telefon (a który to z pożyczkodawców? odebrać czy nie odebrać?) ale i do gorączkowego poszukiwania gotówki, najlepiej na już, ba! na wczoraj.</div><div style="text-align: justify;">No to może udać się do tatusia? Tatuś to prywatny przedsiębiorca, który dzięki własnemu sprytowi i szczęściu odniósł sukces w latach 90. raczkującego a już krwiożerczego kapitalizmu, który słabych przeżuł i wypluł a silnym dał szansę na sukces. Tenże tatuś obiecał kiedyś, że przekaże synowi złotych polskich trzysta tysięcy… Ach, jak bardzo by się one Marcinowi teraz przydały. Sęk w tym, że tatuś się rozmyślił. Trzeba więc pojechać do domu rodzinnego i tatusia przekonać. Marcin wyjeżdża z Warszawy…</div><br /><div style="text-align: justify;">Na pewno (a może właśnie nie na pewno, ale jeśli nie na pewno to chyba ta powieść nie jest jednak tak do końca dla was…) pamiętacie zwyczaj nagrywania na kasety VHS co ważniejszych momentów z życia rodziny. Ci ubodzy nie mogli sobie na ten luksus pozwolić w ogóle, ci średnio zamożni uwieczniali tylko najważniejsze uroczystości jak Pierwsza Komunia czy ślub i wesele. Bogaci szastali pieniędzmi i nagrywali również święta, zwłaszcza Boże Narodzenie, urodziny, grille. No więc teraz wyobraźcie sobie, że Maciej Marcisz odtwarza wam taką właśnie kasetę, tylko film nie opowiada o was (a może właśnie trochę o was?) ale o rodzinie Marcina.</div><div style="text-align: justify;">Zwłaszcza o jego ojcu Janku. O tym, że Janek jako dziecko mógł tylko pomarzyć o pieniądzach i tym wszystkim co się z nimi wiązało, na przykład o wyjeździe na wakacje nad Bałtyk. No i Janek marzył. I marzył. I robił wszystko, żeby na marzeniach się nie skończyło. Wybrali Polaka na papieża, ojciec Janka zapijał się na śmierć a chłopak brał swoje życie w swoje ręce.</div><div style="text-align: justify;">Potem Alicja, jego dziewczyna, zaszła w ciążę. Potem handlował ciuchami, potem założył wypożyczalnię kaset video, potem został właścicielem hurtowni spożywczej. I nie wiadomo kiedy spełnił wszystkie swoje marzenia, przynajmniej te o bogactwie. Co do innych - poszło trochę gorzej…</div><div style="text-align: justify;">Jan jest nieszczęśliwy, Alicja jest nieszczęśliwa, ich syn Marcin jest nieszczęśliwy (i spłukany).</div><br />Co więc w tej rodzinie poszło nie tak?<br /><br />Odpowiedź znajdziemy w tych filmowych migawkach opisanych przez Marcisza.<br /><br /><div style="text-align: justify;">Być może każdy z nas, przedstawicieli pokolenia które pamięta jeszcze wypożyczalnie kaset video, znajdzie tam inną odpowiedź.</div><br /><div style="text-align: justify;">Oprócz tego, że „Taśmy rodzinne” to niewątpliwie powieść o drodze do majątku, o stosunku do pieniędzy, o postawach ludzi i o tym jak na nie wpływa zasobność portfeli (a powiedzmy sobie wprost - wpływa!), jest to też książka o rodzinie.</div>O rodzicach i dzieciach. O ojcu i synu. O mężu i żonie. O braciach i siostrze.<br />A wiecie jak to jest z rodzinami. Wszystkie szczęśliwe są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa… itd.<br /><br />I moją refleksją przy lekturze „Taśm rodzinnych” było szukanie pewnych prawidłowości związanych z rodzinami przełomu XX i XXI wieku.<br />Czy warto było dorabiać się po to, by dzieci miały lepiej, kosztem relacji z nimi?<br />Czy te dzieci faktycznie miały lepiej?<br />Czy w ogóle wtedy ktokolwiek z dorosłych myślał o relacjach z dzieckiem?<br /><br /><div style="text-align: justify;">Bo trzeba przy tym zaznaczyć, że dzięki świetnie wykreowanej postaci ojca - Jana Małysa, odpowiedzi na te pytania wcale nie są takie oczywiste!</div><br /><div style="text-align: justify;">Reasumując: ojciec głównego bohatera Jan Małys (dla mnie ważniejszy nawet niż jego syn Marcin), czasy które doskonale pamiętam opisane z wieloma smakowitymi szczegółami, w dodatku bardzo plastycznym i takim „łatwym w odbiorze” językiem są niewątpliwymi atutami „Taśm rodzinnych”. I dla mnie to wystarczy żeby uznać powieść za dobrą i godną polecenia. Ale tak jak zaznaczałam na początku, nie jestem pewna, czy wystarczy wszystkim, na przykład czytelnikom, którzy mają dziś lat dwadzieścia, więc żadną miarą nie pamiętają opisywanych przez Macieja Marcisza czasów.</div>Choć oczywiście najlepiej, żeby przekonali się o tym sami!<br /><div style="text-align: justify;">Ja w każdym razie Marcisza kupuję i na pewno przeczytam każdą następną powieść, którą napisze („Książko o przyjaźni”, nadchodzę)!</div>Mg<br /><div><br /></div><div>Chcecie wypożyczyć? <a href="https://www.krosno-kbp.sowa.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=KROSNO%20W2019012715" target="_blank">Sprawdźcie dostępność w KBP</a>.</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkGhetwt_pDdNhNX3wGIKVhROTJApjiVopz5oUtgLK-yz_1nyPJc2Kexa19qCyxITXRfAx6ydKZbHOuwvv-UOSDAGM_zhKwe0RDqHELICYgjORXQCDFwQXlcyY1BAuTmXbt7df0avq4k3kE1HO6DxSW0MF-mWMNeh9Ey53w6ZyvHZYWWWu3edLvA/s555/Bez%C2%A0tytu%C5%82u.png" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="555" data-original-width="367" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkGhetwt_pDdNhNX3wGIKVhROTJApjiVopz5oUtgLK-yz_1nyPJc2Kexa19qCyxITXRfAx6ydKZbHOuwvv-UOSDAGM_zhKwe0RDqHELICYgjORXQCDFwQXlcyY1BAuTmXbt7df0avq4k3kE1HO6DxSW0MF-mWMNeh9Ey53w6ZyvHZYWWWu3edLvA/w133-h200/Bez%C2%A0tytu%C5%82u.png" width="133" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://www.gwfoksal.pl/tasmy-rodzinne-maciej-marcisz-sku630c8fd420cf3bbdcf32.html</td></tr></tbody></table><div>Marcisz, Maciej: Taśmy rodzinne. - Warszawa : Wydawnictwo W.A.B., 2019.</div>Wypożyczonehttp://www.blogger.com/profile/06020155509432994684noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-586343095652365630.post-85335849724303765292023-09-18T12:17:00.000+02:002023-09-18T12:17:15.579+02:00Jak zabito tę powieść<div style="text-align: center;">Za granicą</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihwSiVHc0OIGP-n84FkMBTBK47M10qIM37-ZYeKWrT5CBjrF4ypSh-Ny4ALOcSqStIZx2XjXT_FlinBjJZk9KTnVpOtH_cAz9oDNjVnuXgUpdZNBqe24NbwlV9Oz3u-6awTq5Iinn5fRMSqAt8w--sdQ3pUP5W3cdtLku2lIqMa4fVDn3dpGhdPUwZ/s4669/77547501.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="4669" data-original-width="2877" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihwSiVHc0OIGP-n84FkMBTBK47M10qIM37-ZYeKWrT5CBjrF4ypSh-Ny4ALOcSqStIZx2XjXT_FlinBjJZk9KTnVpOtH_cAz9oDNjVnuXgUpdZNBqe24NbwlV9Oz3u-6awTq5Iinn5fRMSqAt8w--sdQ3pUP5W3cdtLku2lIqMa4fVDn3dpGhdPUwZ/w246-h400/77547501.jpg" width="246" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://polona2.pl/item/z-nad-polskiego-morza,NzY3MjE1NzA/0/#info:metadata</td></tr></tbody></table><div style="text-align: justify;">Od momentu, w którym skończyłam czytać tę powieść do chwili, w której piszę te słowa - w mojej głowie przetaczała się szalona galopada myśli. Skrytykować czy nic nie napisać? Bo pochwalić nie dam rady. No dobrze, znajdę może jeden, góra dwa argumenty „za”, ale na pewno niezbyt duże i na pewno nie więcej. Krytykować co prawda lubię, ale albo autorów zagranicznych albo dawno już nieżyjących, a tu trzeba naszego rodzimego, w dodatku w sile wieku i szczycie formy (choć tego nie jestem tak do końca pewna), którego widziało się osobiście, rozmawiało, uśmiechało, żartowało. Jednym słowem - co robić, jak żyć?</div><div style="text-align: justify;">Jak sami widzicie - jednak napisałam, wygrało we mnie... nie wiem co, może to, że niby dlaczego mam oszczędzić naszego rodzimego, żyjącego, w sile wieku itd., skoro mi się nie podobało. Ba! Już dawno nie czytałam książki z takim zażenowaniem i bólem zębów, z takim wstydem, z cisnącym się na usta pytaniem dlaczego ktokolwiek to napisał i wydał… Panie Chmielarzu… moim zdaniem „Za granicą” nie powinno ujrzeć światła dziennego w takiej formie, w jakiej wypuścił pan je w świat i nie rozumiem dlaczego pan to zrobił. Przepraszam. A może właśnie wcale nie.…<span><a name='more'></a></span></div><br />[Uwaga! Będą spojlery! W zasadzie będzie to jeden wielki spojler! Wycofajcie się póki czas]<br /><br />Lipiec 2022 roku. Daria, jej mąż Marek i syn Antek jadą samochodem na Chorwację.<br /><br /><div style="text-align: justify;">Uwaga pierwsza. Daria później powie, że nie rozumie dlaczego Marek jest taki zmęczony drogą (choć to on przez cały czas prowadził), skoro ona spakowała wszystkie walizki… No nie wiem. Mnie się wydaje, że jazda jest bardziej męcząca. Że ona powinna choć zapytać, czy czasem go nie zmienić na jakimś prostszym odcinku drogi.</div><br /><div style="text-align: justify;">Póki co jadą. Są już blisko celu kiedy na szosę wyskakuje (!) niebieskowłosa autostopowiczka i Daria decyduje, że ją podwiozą. No, bo wiecie, skoro wyskoczyła…</div><br /><div style="text-align: justify;">Uwaga druga. Ja nie wiem jak wy, ale ja bym się poważnie zastanawiała nad braniem na stopa kompletnie obcej osoby, w dodatku wykazującej pewne objawy jakiegoś niezrównoważenia (no chyba, że wy też wyskakujecie na drogi w poszukiwaniu podwózki, to wtedy sorry za to niezrównoważenie), w dodatku za granicą… Ale może tylko ja.</div><br /><div style="text-align: justify;">Daria każe się Markowi zatrzymać. Autostopowiczka siada na fotelu pasażera, chce zapalić chociaż nie pali (no tak mówi, co ja poradzę, że głupie to i nielogiczne), grzebie w schowku nieswojego samochodu w poszukiwaniu nieswoich papierosów (!), w końcu okazuje się, że jest Szwedką, ma na imię Vera i mieszka w domu w sąsiedztwie tego wynajętego przez Darię i Marka. Czy mówiłam już że z dużo starszym od siebie mężem Johanem, który ma łódź?</div><br /><div style="text-align: justify;">Uwaga trzecia. Pomimo tych dziwacznych zachowań Very Daria jest do niej nastawiona bardzo pozytywnie, zadziwia wręcz całkowitą ufnością w stosunku do Very... Bo przecież o co Markowi chodzi? Że portfel mu zginął? Na pewno zgubił. Na pewno nie wzięła go dopiero co poznana obca osoba. A to dlatego, że Vera jest miła i Daria ją lubi. Koniec kropka.</div><br /><div style="text-align: justify;">Tymczasem dojechaliśmy na miejsce. Mamy dwie pary małżeńskie (plus małego Antka). No i robi się nam czworokąt.</div><br /><div style="text-align: justify;">Myślę sobie - będzie thriller erotyczny, tym bardziej, że wszystko na to wskazuje. Daria najpierw zaspokaja się pod prysznicem (w sobotni wieczór po przyjeździe), później czuje zafascynowanie Szwedką, później uprawia seks z Markiem (który jest bardzo..., bo ja wiem, czuły? zorientowany na jej potrzeby? tuż przed aktem zapytuje bowiem „iść po żel?” na co wygięta w jego stronę, oparta o umywalkę żona - w dalszym ciągu cytuję - mówi że „nie trzeba”. Jakoś moim zdaniem im ten <i>dirty talk</i> nie wyszedł, zażenował mnie i rozśmieszył jednocześnie, nie wierzycie to sprawdźcie, rzecz się dzieje w niedzielę wieczór, bo jak pamiętacie w sobotę Daria uprawiała seks ze słuchawką od prysznica - na moim czytniku to strona 132), później czuje zafascynowanie mężem Szwedki, później całuje się ze Szwedką, później (we wtorek) szykuje się do trójkąta ze Szwedką i jej mężem…</div><br /><div style="text-align: justify;">I może byłby to jednak thriller erotyczny, gdyby nie fakt, że później Szwedka, ratując Darię przed gwałtem, jakiego chciał na sąsiadce dokonać Johan wali swojego męża w łeb figurką i zabija go na śmierć! Daria, niedoszła ofiara gwałtu, bardzo szybko bierze się w garść i postanawia pozbyć się ciała! Przyjechali w sobotę, jest wtorek! Thriller erotyczny z lubrykatem w tle zmienia się w największy na świecie i zupełnie nieprawdopodobny, zwłaszcza psychologicznie, gniot o ukrywaniu zwłok na Chorwacji, jeżdżeniu po nocy samochodem ofiary, wreszcie porzuceniu go pod cmentarzem (samochodu, nie ofiary), bo może go znajdzie jakiś UWAGA! „grabaż”.</div><br /><div style="text-align: justify;">Tak, panie i panowie, grabaŻ, to nie moja pomyłka, ja wiem, że grabarz pisze się przez RZ, ale najwidoczniej nie wiedzą tego ani autor, któremu jeszcze jestem w stanie to wybaczyć, ani korektor czy redaktor, którym już tego wybaczyć nie mogę, bo od tego oni są, żeby wyłapywać błędy ortograficzne, w dodatku takie widoczne na pierwszy rzut oka (s. 286).</div><br /><div style="text-align: justify;">W tle mamy jeszcze niejasne powiązania Johana z chorwacką mafią, romans Very z młodziutkim Mateo, konieczność utrzymania morderstwa w tajemnicy przed Markiem a uwierzcie mi - to nie koniec. Z tym, że mnie już jakby w tym momencie wystarczyło i całą resztę czytałam z takim pobłażliwym uśmieszkiem, wyrażającym myśl: czy można to spieprzyć jeszcze bardziej? Okazało się, że można, z tym, że bzdury, które znalazły się w drugiej połowie powieści bolały mnie już jakby mniej.</div><br /><div style="text-align: justify;">Wiecie, z „Za granicą” Chmielarza stało się jak z błędami ortograficznymi na dyktandzie, które to błędy w mojej szkolnej młodości obniżały ocenę na zasadzie 1 błąd 1 stopień w dół. W związku z czym od 4-5 błędów już nie miało najmniejszego znaczenia czy zrobiłam ich sześć czy dwadzieścia osiem. I tak ocena była niedostateczna.</div><br /><div style="text-align: justify;">Chyba największe pretensje do Chmielarza mam o Darię… Jak można było skonstruować tak głupią bohaterkę? Co to do obcej osoby się przekonuje w czasie potrzebnym na pstryknięcie palcami, leci z nią w ślinę, prowadzi dziwne rozmowy telefoniczne z przyjaciółką w Polsce, które wypełnione są zwrotami „kochanie”. W ogóle wszyscy tu do wszystkich mówią „kochanie” i wzajemnie sobie ufają i dogadują się świetnie, pomimo tego, że mówią do siebie w języku angielskim, który jest przecież językiem obcym i dla Szwedów i dla Polaków. I jak rozmawiają ze sobą o podatkach to nie mają problemu z doborem słów. Ale jak Daria szuka taczek to zapomina, że trzeba powiedzieć <i>wheelbarrow</i>. Jednym słowem jest super, dopóki Johan nie chce zgwałcić Darii i Vera nie wali go w łeb. I wtedy dorosła odpowiedzialna kobieta zgadza się pomóc w ukryciu zwłok. No jak? Jak można być tak głupią? Jakąś całą w pretensjach (głównie do męża, co akurat w pewnych momentach byłam w stanie zrozumieć, bo Marek też nie jaśniał na firmamencie najinteligentniejszych bohaterów), szukającą erotycznych podniet, znudzoną życiem okropną, i tak powtórzę to po raz trzeci GŁUPIĄ babą? Jak?</div><br /><div style="text-align: justify;">Ja nie wiem… Może niektórzy mężczyźni nie powinni wymyślać kobiecej psychiki, bo im nie wychodzi (to zresztą działa w obie strony, np. Anna Kańtoch udowodniła „Samotnią”, że nie powinna wymyślać męskiej psychiki)? A może ja po prostu nie powinnam czytać takich książek?</div><br />Teraz dwa plusy.<br /><br /><div style="text-align: justify;">Pierwszy. „Za granicą” miało kilka mocnych punktów w koncepcji fabularnej. Czworo ludzi, jakieś napięcie, nieszczęśliwy wypadek, zła decyzja, konsekwencje, wreszcie wielkie zaskoczenie, gdy prawda okazuje się być zupełnie inna niż większość myśli. No ale koncepcja została zarżnięta wykonaniem i umarła w męczarniach. Pochował ją grabaŻ.</div><br /><div style="text-align: justify;">Drugi. Miałam wielki zgryz, że ukazuje się tak dużo thrillerów psychologicznych, że nie nadążam z czytaniem. Po „Za granicą” obiecałam sobie, że co najmniej przez parę najbliższych miesięcy nie tknę żadnego. Kryminały owszem. Śledztwo, jakiś komisarz, niech będzie. Ale żadne już <i>domestic noir</i>, <i>mind games</i> i takie tam. Oddałam do biblioteki, usunęłam z czytnika. Mam dosyć.</div><br />Dziękuję za uwagę.<div>Przepraszam, panie Wojtku, ale musiałam powiedzieć prawdę.</div><div>Czytacie na własną odpowiedzialność.<br />Mg<p style="text-align: center;"></p></div><div>Chcecie wypożyczyć? <a href="https://www.krosno-kbp.sowa.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=KROSNO%20W2023004697" target="_blank">Sprawdźcie dostępność w KBP</a>.</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiIOaFDXL4nMwId5ne-MbEk_70xxbCc8X21O20A_e5BtaIvA8FmTb7sLiFlYWjt7xz0Q7qVl6iTlVOrK9UsFPTuHOBQBLkNII5-aGf_-bL1ZzMErzVeqnP6q_mooxatlz6hu2QjvfZAplyuBoJ6oGgQ41jP7Xki6xEN_HpLxJQeJEqJUO20p-48F_fB/s204/za-granica-p-iext133440396.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="204" data-original-width="131" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiIOaFDXL4nMwId5ne-MbEk_70xxbCc8X21O20A_e5BtaIvA8FmTb7sLiFlYWjt7xz0Q7qVl6iTlVOrK9UsFPTuHOBQBLkNII5-aGf_-bL1ZzMErzVeqnP6q_mooxatlz6hu2QjvfZAplyuBoJ6oGgQ41jP7Xki6xEN_HpLxJQeJEqJUO20p-48F_fB/w128-h200/za-granica-p-iext133440396.jpg" width="128" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://marginesy.com.pl/sklep/produkt/133734/za-granica?idcat=0</td></tr></tbody></table><div>Chmielarz, Wojciech: Za granicą. - Warszawa : Marginesy, 2023.</div>Wypożyczonehttp://www.blogger.com/profile/06020155509432994684noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-586343095652365630.post-54888999032526280642023-07-25T14:03:00.002+02:002023-07-25T14:03:52.313+02:00Gdzie leży prawda?<p></p><div style="text-align: center;">Historia na śmierć i życie</div><div style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRWvJ2ae1AQKrFkm6DC6HSpzVc4dAETfMDWGdi_LnNoAeBv1vzS1GBrZFy6hlJg9GD3EB66LzXWUwyzWF3tlUWtUosTTTBoXV8dgmmcRl5Rl0xSM_7DzXxOhDypIyT037kUsueltIzlJwFQtV5UgyURlz7TIMnV0qu80sxWXb7FgCqdHsM3S3VMz8V/s5457/_-%20Co%20moje%20r%C4%99ce%20zrobi%C5%82y...%20O!%20-%20-%20de3fd162-f156-4d69-af91-caf1315d617c.jpg"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRWvJ2ae1AQKrFkm6DC6HSpzVc4dAETfMDWGdi_LnNoAeBv1vzS1GBrZFy6hlJg9GD3EB66LzXWUwyzWF3tlUWtUosTTTBoXV8dgmmcRl5Rl0xSM_7DzXxOhDypIyT037kUsueltIzlJwFQtV5UgyURlz7TIMnV0qu80sxWXb7FgCqdHsM3S3VMz8V/w260-h400/_-%20Co%20moje%20r%C4%99ce%20zrobi%C5%82y...%20O!%20-%20-%20de3fd162-f156-4d69-af91-caf1315d617c.jpg" /></a></div><div style="text-align: center;">Źródło: https://polona.pl/item-view/d49c92c5-23fa-4d16-beac-c078122f9189?page=0</div><div style="text-align: justify;">W styczniu 1996 roku miałam prawie 14 lat. Pamiętam więc doskonale tamte czasy, a raczej moje spojrzenie na tamte czasy. Pamiętam, że wielki świat dobrobytu, znany z „Dynastii” kusił ale dla większości był wciąż jeszcze nieosiągalny. Pamiętam, że niektórzy decydowali się wejść do niego bocznymi drzwiami, ci bardziej znani z tych niektórych mieszkali w Prószkowie i Wołominie. Pamiętam, że nam, dzieciakom dorastającym na prowincji, gangsterka nie imponowała a łatwa forsa była na wiek wieków powiązana z pojęciem oszustwa, rozboju, a więc grzechu i zła. I nie było przebacz, nic nie tłumaczyło tego kto kradnie albo zastrasza, albo bije, żeby zdobyć pieniądze. Choćby nawet chciał za nie kupić lekarstwa… Pamiętam, że tamtej zimy dla pieniędzy skatowano w Warszawie młodą dziewczynę, Jolantę Brzozowską. Pamiętam, że za brutalne morderstwo skazano troje nastolatków, w tym Monikę Osińską, starszą ode mnie o 5 lat. W chwili zabójstwa Brzozowskiej Osińska miała 19 lat, w maju miała zdawać maturę, potrzebowała pieniędzy przed studniówką.<span><a name='more'></a></span></div><br /><div style="text-align: justify;">Jest 2023. Mam 41 lat, co oznacza, że Monika Osińska ma ich 46. Od zabójstwa Jolanty Brzozowskiej minęło 27 lat. Właśnie przeczytałam reportaż Wojciecha Tochmana „Historia na śmierć i życie”, którego bohaterką jest Monika, tamta sprawa sprzed ponad ćwierćwiecza, wszystko, co wokół niej się wydarzyło (zwłaszcza działania Krzysztofa O. - pracodawcy i jednocześnie szwagra zamordowanej Jolanty) i polski system sądowniczy i penitencjarny - a to za sprawą licznych odniesień do akt sądowych.</div><br /><div style="text-align: justify;">Nie ma sensu, żebym przytaczała tutaj szczegóły tamtego morderstwa, kto chce bez trudu znajdzie w sieci milion artykułów na jego temat. Zresztą sam Tochman też się na nich nie skupiał, pisząc swoją książkę. Wydaje mi się, że momentami wręcz były dla niego niewygodne, a to dlatego, że jego myślą przewodnią było (przynajmniej tak mi się wydaje) udowodnienie, że skazana w 1998 roku na dożywocie Monika Osińska została pokrzywdzona przez sąd.</div><br /><div style="text-align: justify;">Dostajemy bowiem w „Historii na śmierć i życie” opowieść o dziewczynie, która popełniła błąd. Została surowo osądzona i skazana na niewspółmiernie wysoką karę. I przez cały czas gdy tę karę ponosiła, gdy zmieniała się na lepsze, gdy żałowała swojej winy, nikt, absolutnie nikt się nad nią nie ulitował, nikt nie zechciał jej zrozumieć, nikt nie zdecydował się jej wybaczyć. Oprócz dziennikarki Lidii Ostałowskiej, która postanowiła napisać książkę o Monice. Przystąpiła do zadania z iście reporterską dokładnością, zbierając wszystkie dostępne materiały, rozmawiając z kim się tylko dało (choć nie dało się ze wszystkimi - rodzina Jolanty odmówiła rozmów), w tym z samą Moniką, która jednak ostatecznie wycofała się ze współpracy z dziennikarką. Książka nigdy nie powstała. Lidia Ostałowska zmarła w 2018 roku. Reportaż Tochmana jest w pewnym sensie hołdem dla Ostałowskiej, o czym autor przypomina czytelnikom często i na różne sposoby.</div><br /><div style="text-align: justify;">Do opowieści o pokrzywdzonej Monice mamy więc doczepioną bardzo umiejętnie opowieść o dziennikarce szukającej prawdy.</div><div style="text-align: justify;">Tylko, że ja po lekturze „Historii…” mam poważne wątpliwości, gdzie leży prawda.</div><br /><div style="text-align: justify;">Z jednej strony nie sposób się nie zgodzić z częścią prezentowanych przez Tochmana w reportażu spostrzeżeń.</div><div style="text-align: justify;">Czy, biorąc rzecz na chłodno, czyli tak jak to robią (a przynajmniej powinny robić) sądy, Osińska która de facto nie zamordowała Brzozowskiej, to znaczy nie uczestniczyła w uderzaniu kobiety kijem bejsbolowym, nogą od stołu i nożem, a jedynie (jedynie!?) zrabowała przedmioty z mieszkania, powinna zostać osądzona tak samo jak jej dwaj koledzy - Yogi i Gołąb, którzy uderzali i zabili?</div><div style="text-align: justify;">Czy sąd powinien pozwolić na wywieranie wpływu na orzeczenie składu Krzysztofowi O., szwagrowi zamordowanej a jednocześnie właścicielowi firmy Abigel, którą okradła trójka maturzystów?</div><div style="text-align: justify;">Czy kara dożywotniego pozbawienia wolności z prawem do starania się o wcześniejsze zwolnienie po upływie 25 lat nałożona na troje nastolatków nie wykluczała automatycznie zasadności procesu resocjalizacji - po co się starać, skoro i tak szanse na wyjście z więzienia są bliskie zeru? Była więc nie środkiem mającym wpłynąć na poprawę osadzonych a raczej wyeliminowaniem ich ze społeczeństwa…</div><br /><div style="text-align: justify;">Być może to właśnie miałam rozważać w trakcie i po lekturze „Historii na śmierć i życie”. I wierzcie mi - rozważałam. W ogóle reportaż Tochmana mną wstrząsnął, chyba więc spełnił swoją rolę. Wydaje mi się jednak, że autor nie do końca byłby zadowolony z moich wniosków wynikających z tych rozważań i z wrażenie jakie jego książka na mnie wywarła. Bo choć Tochman starał się pokazać Osińską jako ofiarę systemu, ja jej w dalszym ciągu tak nie postrzegam, choć przyglądałam się swoim myślom i uczuciom jeszcze długo po skończeniu lektury. I nie tylko nie postrzegam Osińskiej jako ofiary, ale jeszcze zastanawiam się, czy Tochman oddając jej głos, czyli dążąc do obiektywizmu, ten obiektywizm zachował? Czy pokazał prawdę? Cóż, moim zdaniem - nie. Chciał, może nawet był blisko, skierował reflektor tam gdzie do tej pory był mrok. Problem jednak z mocnym oświetlaniem jednej czy drugiej strony przedmiotu/ osoby/ sytuacji polega na tym, że tworzą się cienie - może w innym miejscu, może słabsze niż do tej pory, ale jednak.</div><br /><div style="text-align: justify;">Gdzie więc leży prawda, ktoś zapyta.</div><div style="text-align: justify;">Nie odpowiem, że nie wiem. Nie ucieknę przed tą odpowiedzią.</div><br /><div style="text-align: justify;">Prawda leży tam, gdzie… dziewiętnastoletnia Monika Osińska poszła ukraść pieniądze.</div><div style="text-align: justify;">Prawda leży tam, gdzie… wiedząc, że jej koledzy uderzają Jolantę Brzozowską, nie zrobiła nic, by ich powstrzymać. Zapewne prawda leży w jej strachu w tamtej chwili, który ją być może paraliżował.</div><div style="text-align: justify;">Prawda leży tam, gdzie… Monika sprzedała ukradzione z Abigel przedmioty, żeby mieć pieniądze.</div><div style="text-align: justify;">Prawda leży tam, gdzie… poszła na studniówkę, funkcjonowała w szkole i w domu, oglądając w telewizji i czytając w prasie o materiały morderstwie Jolanty Brzozowskiej i poszukiwaniu sprawców. Zapewne prawda leży w jej wyrzutach sumienia. Na pewno prawda leży w jej milczeniu jakie zapadło od momentu zabójstwa do aresztowania Osy, Gołębia i Yogiego.</div><br /><div style="text-align: justify;">Wszystko, co potem, jest już interpretacją prawdy, jest oświetlaniem, czyli tworzeniem cieni. I nie ważne, czy robił to Krzysztof O. czy robi to Wojciech Tochman.</div><br /><div style="text-align: justify;">Zanim skończę, muszę wam jeszcze odpowiedzieć na ostatnie, być może najważniejsze pytanie: czy uważam, że Osińska została skazana słusznie? Powiem prawdę - nie wiem. Nie wiem nawet po lekturze „Historii na śmierć i życie”, choć chyba jej autor chciałby, żebym wiedziała. Ale nie wiem. Taka jest prawda.</div>Mg<br /><br /><div style="text-align: justify;">*Monika Osińska wyszła no wolność w marcu 2023 roku.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Chcecie wypożyczyć? <a href="https://www.krosno-kbp.sowa.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=KROSNO%20W2023004925" target="_blank">Sprawdźcie dostępność w KBP</a>.</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEidGhtUijPQCgrKx4G-DJKLqALYNJZqqQmROFf-HXsZnG8_I656bC3svB-Dnj7LAzOdT1Kz7-SAGtBJyqrKbzBlYsPMCZEq36yAOnzyIY2kAwxZ0TuvjhIbl-3KKwXc-wlF2IN0elIdIQp3rlxhiwqqruzc0aEY6KPi1PpDPNvy3VdZaE-aStAGw6ty/s724/historia_na_smierc_i_zycie_6423fe31a897f.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="724" data-original-width="460" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEidGhtUijPQCgrKx4G-DJKLqALYNJZqqQmROFf-HXsZnG8_I656bC3svB-Dnj7LAzOdT1Kz7-SAGtBJyqrKbzBlYsPMCZEq36yAOnzyIY2kAwxZ0TuvjhIbl-3KKwXc-wlF2IN0elIdIQp3rlxhiwqqruzc0aEY6KPi1PpDPNvy3VdZaE-aStAGw6ty/w127-h200/historia_na_smierc_i_zycie_6423fe31a897f.jpg" width="127" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://www.wydawnictwoliterackie.pl/produkt/4277/historia-na-smierc-i-zycie</td></tr></tbody></table>Tochman, Wojciech: Historia na śmierć i życie. - Kraków : Wydawnictwo Literackie, 2023.Wypożyczonehttp://www.blogger.com/profile/06020155509432994684noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-586343095652365630.post-25152157518042294672023-05-16T13:58:00.000+02:002023-05-16T13:58:16.003+02:00Znaleźć ścieżkę<div style="text-align: center;">Zguba</div><div style="text-align: justify;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhITY-gNALLkke5mBD1mgRVTsErAR9SRbjwiYDqPp7UJI-KxLb-awPaidgSY9aBRZeZbOlLtBWZvlRWaCmFuRg-xvdWbS7BckBweEMw72toHuqFDgb_pedgd6ofzEiZ4_Vz436hpOftpCvU90yKo5_W4i3_OmCTsk9It4MsfxW0cKDwxXO4Bt6eOg/s3203/36953916.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3203" data-original-width="1911" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhITY-gNALLkke5mBD1mgRVTsErAR9SRbjwiYDqPp7UJI-KxLb-awPaidgSY9aBRZeZbOlLtBWZvlRWaCmFuRg-xvdWbS7BckBweEMw72toHuqFDgb_pedgd6ofzEiZ4_Vz436hpOftpCvU90yKo5_W4i3_OmCTsk9It4MsfxW0cKDwxXO4Bt6eOg/w239-h400/36953916.jpg" width="239" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://polona2.pl/item/pocztowka-okolicznosciowa,MzYxODMyNDI/0/#info:metadata</td></tr></tbody></table>Marianna się zgubiła… W szkole, w rodzinie, w sobie… w życiu po prostu. Więc pewnego razu wyszła z domu z nadzieją że ktoś ją znajdzie. Z tego punktu (a od zaginięcia Marianny zaczyna się „Zguba”) autorka mogła poprowadzić swoich czytelników w milion kierunków, mogła ich pokierować albo tylko delikatnie zasugerować by podążyli tu i tam. Fakt, że czułam że mam przed sobą jedynie jedną, w dodatku dość oczywistą, ścieżkę, zaważył na tym, że debiut Natalii Szostak oceniam jako bardzo dobry i niesamowicie obiecujący, ale jednak nie wybitny.<span><a name='more'></a></span></div><div><br /></div>No, to może od początku.<br /><div style="text-align: justify;">Po pierwsze, nazwisko autorki nie jest mi obce, bo znam ją jako świetną recenzentkę i felietonistkę czasopisma „Książki. Magazyn do czytania”. A wiecie jak to jest - ktoś, kto dużo czyta chyba prędzej czy później zapragnie coś napisać ;) nie zdziwiło mnie więc, że Natalia Szostak chwyciła za pióro by opowiedzieć własną, stworzoną przez siebie historię.</div><br /><div style="text-align: justify;">Po drugie, debiut Natalii był dosyć mocno nagłośniony w mediach społecznościowych zajmujących się ściśle bądź luźno tym, co dzieje się na polskim rynku wydawniczym, więc jeszcze zanim „Zgubę” można było znaleźć na księgarnianych półkach (tych rzeczywistych bądź wirtualnych), kupić bądź wypożyczyć, już człowiek miał szansę zerknąć jednym okiem w fabułę czytając lub słuchając wywiadów z autorką albo sięgając po pierwsze recenzje. Były różne, to znaczy oczywiście w przeważającej większości pozytywne, ale jednak pojawiały się i takie, że w zasadzie trudno powiedzieć dla kogo to jest książka.</div><br />Nie pozostało mi nic innego, jak osobiście się przekonać, kto tu ma rację.<br /><br />I zaraz na początku muszę przyznać, że pod tą ostatnią uwagą i ja mogę się podpisać.<br /><div style="text-align: justify;">„Zguba” bowiem (oczywiście w pewnym uproszczeniu) opowiada historię trzech kobiet, wspomnianej już Marianny (lat 15), jej mamy Hanki (lat 36) i babci Alicji, mamy ojca (lat 61).</div><div style="text-align: justify;">Z tym, że w pewnym momencie to Marianna staje w świetle jupiterów i pozostaje w nim już do końca opowiadanej przez Szostak historii, spychając Hankę i Alicję w cień, podczas gdy niektóre czytelniczki (no, ja zdecydowanie) dużo łatwiej potrafią się odnaleźć w starszych bohaterkach i ich życiowe historie wydawać się im mogą dużo ciekawsze (co oczywiście wcale nie deprecjonuje historii Marianny).</div><br /><div style="text-align: justify;">No, bo czy nie jest ciekawa Hanka, matka dwojga, żona jednego (Grześka zresztą) za to dosyć problematycznego, synowa na szczęście też jednej, za to dosyć dezaprobującej a w najlepszym razie ignorującej.</div><div style="text-align: justify;">Na początku Hanka widziana oczami nastoletniej córki jest niemiła. Być może bardziej kocha Kubę (lat 11), na pewno nie podchodzi entuzjastycznie do wziętej ze schroniska najlepszej przyjaciółki Marianny - czworonożnej Frajdy (o mały włos w ogóle by się na nią nie zgodziła!), pracuje w domu, ale nigdy na nic nie ma czasu, kłóci się z mężem i ojcem - Grześkiem… Dopiero kiedy okazuje się, że mąż i ojciec, prywatny przedsiębiorca zadłużył swoje prywatne przedsiębiorstwo i w zasadzie nie wie skąd wziąć środki na jego oddłużenie (może mama by pomogła? synowi kochanemu by nie pomogła?), zaczynamy patrzeć na Hankę inaczej, zaczynamy rozumieć jej zdenerwowanie i zmęczenie. Bo to ona podejmuje decyzję, że powinni z Grześkiem wyjechać na kilka miesięcy do pracy w Anglii i zarobić tam pieniądze, których dramatycznie im brakuje, albowiem zaczyna pytać o nie firma komornicza. Więc może nie jest taka okropna?</div><br /><div style="text-align: justify;">Hanka z Grześkiem wyjeżdżają, a Mania i Kuba wprowadzają się do babci Alicji (Frajda nie dostępuje zaszczytu i w domu tymczasowym czeka na powrót państwa z Anglii). Ależ okropna kobieta z tej Alicji! Nie wzięła psa! W dodatku z dziećmi (a zwłaszcza z Manią) kontakt ma średni… Całkowicie wywróciły do góry nogami jej uporządkowane życie na emeryturze. Ale i Alicja, gdy spojrzy się na nią wzrokiem innym niż przeszywający i bezkompromisowy wzrok nastolatki, pokaże nam swoje ludzkie oblicze. Kogoś, kto samotnie wychowywał dziecko i ma świadomość, że zrobił to źle. Kogoś, kto szukał swojej wartości w wykonywanej pracy zawodowej a zostało mu boleśnie uświadomione, że nie ma ludzi niezastąpionych. Kogoś, kto teraz rozpaczliwie usiłuje zachować swoją stabilizację a jednocześnie sprawdzić się jako babcia, która we własnym domu jest zmuszona do ukradkowego palenia papierosów (żeby nie dawać złego przykładu wnukom).</div><br /><div style="text-align: justify;">Te historie splatają się ze sobą w momencie ucieczki Marianny z domu Alicji. Bo to Hanka z teściową będą jej szukać. Trzy pokolenia kobiet. Tak różnych a przecież tak podobnych. Kobiet, które się gubią i które mogą się wzajemnie odnaleźć…</div><br /><div style="text-align: justify;">No właśnie, to - przyznacie sami, że bardzo ładnie brzmiące - ostatnie zdanie może wystarczyć za podsumowanie „Zguby” Natalii Szostak. A ja niespecjalnie lubię książki, które da się podsumować jednym zdaniem. Co obniża moją końcową ocenę tego debiutu. Podejrzewam, że byłoby jednak inaczej, gdyby proporcja pomiędzy historiami Mani, Hanki i Alicji została zachowana, a nie przesunięta na stronę najmłodszej bohaterki. Wtedy ta historia wybrzmiałaby pełniej a może nawet odkryły by się w niej niewidoczne na pierwszy rzut oka pokłady treści i znaczeń, bo o tym, że one w powieści Szostak są, jestem przekonana. I tak, oczywiście wiem, że można bronić Szostak, która być może oświetliła Manię właśnie dlatego, że jest najmłodsza, że ma największą w tym tercecie szansę się odnaleźć - w rodzinie, wśród ludzi, w sobie, w życiu. Być może… Ale jednak podtrzymam moją wcześniejszą opinię o „Zgubie” - więcej światła na inne bohaterki, więcej ścieżek interpretacji, nawet takich ledwie widocznych, prawie zupełnie zarośniętych.</div><div style="text-align: justify;">Może w następnej książce, bo mam nadzieję, że Natalia Szostak napisze ich jeszcze wiele, pisze bowiem świetnie językowo i ma naprawdę talent do opowiadania historii.</div><div style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;">Pani Natalio, do następnej książki!</span></div>Mg<br /><div><br /></div><div>Chcecie wypożyczyć? <a href="https://www.krosno-kbp.sowa.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=KROSNO%20W2023002212" target="_blank">Sprawdźcie dostępność w KBP</a>.</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiu5C904jCYlMgOeCL5GYFP5RLxCO3VcE_onYHq3YYqGKjLnHUoRPq_OZ8_6VSy7r9MewOqTN2s9Zh60zhkJVQBssaQmxrFDaJh5dLQqqEDIkgBG3dBH9gbNVWWCbHHE6lDKgjSFUdjFbQhwB6xBW0HL7GHDag9HFlhACLpwwDzCn1VOK80PX5Mvw/s687/zguba.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="687" data-original-width="479" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiu5C904jCYlMgOeCL5GYFP5RLxCO3VcE_onYHq3YYqGKjLnHUoRPq_OZ8_6VSy7r9MewOqTN2s9Zh60zhkJVQBssaQmxrFDaJh5dLQqqEDIkgBG3dBH9gbNVWWCbHHE6lDKgjSFUdjFbQhwB6xBW0HL7GHDag9HFlhACLpwwDzCn1VOK80PX5Mvw/w139-h200/zguba.png" width="139" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://www.gwfoksal.pl/zguba-634265.html</td></tr></tbody></table><div>Szostak, Natalia: Zguba. - Warszawa : Wydawnictwo WAB, 2023.</div><br />Wypożyczonehttp://www.blogger.com/profile/06020155509432994684noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-586343095652365630.post-74871123393143324052023-04-11T14:37:00.000+02:002023-04-11T14:37:22.475+02:00Nieufność do euforii<div style="text-align: center;">Euforia</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5ROnjiNRn3LkDUcD5eduLfynItpniwf1GCfXppNLNioYdDjTPWxBU2j4FrPlAVBSz4NlzYKRWHLvVy7OqwsieR0ltj0ot6nzbbsLEp-JhvenDwrE7uApMQYN3oxtqjbeXhJIXXb-MimL76QgO5Pw_4yAJDqzrb63SFFFHemRmvD1_SlrX2qE0Rg/s3566/13803764.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3566" data-original-width="2684" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5ROnjiNRn3LkDUcD5eduLfynItpniwf1GCfXppNLNioYdDjTPWxBU2j4FrPlAVBSz4NlzYKRWHLvVy7OqwsieR0ltj0ot6nzbbsLEp-JhvenDwrE7uApMQYN3oxtqjbeXhJIXXb-MimL76QgO5Pw_4yAJDqzrb63SFFFHemRmvD1_SlrX2qE0Rg/w301-h400/13803764.jpg" width="301" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://polona.pl/item/antena-ilustrowany-tygodnik-dla-wszystkich-r-4-nr-2-10-stycznia-1937,OTI0MjY4OA/0/#info:metadata</td></tr></tbody></table><div style="text-align: justify;">Podchodziłam do tej książki z więcej nawet niż nieufnością. A wszystko przez podtytuł „powieść o Sylvii Plath”. Bo z Sylvią Plath mam od wielu lat (rym niezamierzony) ten sam problem co z Haliną Poświatowską. Czy czytamy je, bo naprawdę podoba nam się to co napisały, czy raczej dlatego, że są sławne, bo umarły młodo? I czy gdyby nie umarły młodo, to i tak byśmy je czytali wychwalając ich wrażliwość poetycką, czy wręcz przeciwnie - utwory żyjących pań Plath i Poświatowskiej uznalibyśmy za wtórne i niewarte uwagi? Jednym słowem, czy postrzegamy ich życie jako fascynujące, czy raczej postrzegamy ich śmierć jako fascynującą? Bo przecież ten jeden drobiazg zmienia wszystko… Wiem, że w tym momencie (choć staram się mówić jak najbardziej ogólnie) najprawdopodobniej wielu się narażam, jednak to słowo wstępne jest niezbędne dla ukazania mojego dalekiego od uwielbienia stosunku do osoby Sylvii Plath i tym samym dla ukazania pełnego obrazu mojej recepcji powieści Szwedki Elin Cullhed „Euforia”.<span><a name='more'></a></span></div><br /><div style="text-align: justify;">Pomyślałam jednak, Plath nie Plath, spróbuję. I jakkolwiek Cullhed nie zmieniła zasadniczo mojego stosunku do Sylvii Plath (w dalszym ciągu nie uwielbiam), tak jej powieść oceniam wysoko. Przede wszystkim dlatego, że w pewnych momentach mogłam absolutnie zapomnieć kto jest bohaterką opowiadanej przez Cullhed historii. I mogłam w to miejsce podstawić absolutnie jakąkolwiek wymyśloną przez siebie bądź istniejącą w rzeczywistości kobietę, która została złapana w pułapkę norm społecznych (czyli w tym konkretnym przypadku małżeństwa i macierzyństwa) kosztem wolności do realizowania swoich ambicji (czyli w tym przypadku pisania). Udało się więc Cullhed przekształcić powieść biograficzną w pewną uniwersalną opowieść o walce jaką jednostka toczy ze społeczeństwem, z rodziną wreszcie ze sobą by udzielić odpowiedzi na fundamentalne pytanie: kim jestem? żoną/mężem? matką/ojcem? pisarką/pisarzem? Przy czym okazuje się, że to pytanie nie ma możliwości wielokrotnego wyboru i zakreślić można tylko jedną odpowiedź, zwłaszcza gdy się jest kobietą, Amerykanką która wyszła za mąż za Anglika, przez jakiś czas mieszkała z nim w Londynie, a potem urodziła mu córkę, przeprowadziła się na wieś i zaszła w drugą ciążę.</div><br /><div style="text-align: justify;">I oczywiście od kobiety z (już wkrótce) dwójką dzieci, mieszkającej w Devon na początku lat sześćdziesiątych XX wieku oczekuje się jednak zakreślenia rubryki „żona/matka”. A Sylvia wciąż ma ambicję celować w rubrykę „twórca”. Nie jest przecież w niczym gorsza od swojego męża Teda, który tylko dlatego że jest mężczyzną może sobie zakreślać jakie rubryki chce, może sobie nawet dopisać kilka swoich własnych.</div><br /><div style="text-align: justify;">Sylvia czuje, że nikt jej nie rozumie. Ani Ted (który nawiasem mówiąc opisany jest przez Cullhed jako zwyczajny cham, traktujący swoją żonę jak inkubator, oglądający się w zasadzie za każdą kobietą która okaże mu swoje uwielbienie, a że potrafi być czarujący - o uwielbienie nietrudno), ani matka. Ani nikt.</div>Trudno tak żyć. Łatwiej byłoby nie żyć.<br /><br /><div style="text-align: justify;">„Euforia” opowiada o ostatnim roku życia Sylvii. O wszystkich jej zmaganiach ze sobą, o dramatycznym rozdarciu między tym, kim „powinna” być a tym kim naprawdę czuje że jest. O niemożliwej próbie zaspokojenia oczekiwań innych (<i>Wiedziałam, że wszyscy są zadowoleni, gdy milknie moje pisanie, bo wówczas milknął też we mnie wilk…</i>[s. 40]), o kłamstwie w jakim wreszcie krok po kroku zaczęła się pogrążać (<i>Kłamałam, że jestem szczęśliwa. Kłamałam, że sobie radzę. Kłamałam, że kocham moje życie. Kłamałam, że jestem naprawdę wolna. Kłamałam, że można być wolną i zarazem głęboko zaangażowaną w związek z mężczyzną. Kłamałam, że łatwo jest być pisarką. Kłamałam, że w siebie wierzę, że nigdy nie wątpię.</i> [s. 80]).</div><br /><div style="text-align: justify;">W tym wszystkim nie ma absolutnie nikogo, kto mógłby Sylvię najzwyczajniej w świecie wysłuchać i postarać się ją zrozumieć. A najżałośniejsze jest to, że kobieta wciąż oczekuje tego głównie od jednej osoby - od Teda.</div><div style="text-align: justify;">I tu dochodzimy do najsłabszego momentu w powieści. Najsłabszego w obrazie psychologicznym bohaterki.</div><br /><div style="text-align: justify;">Przez całą powieść Sylvia, pragnąc uznania Teda, buntuje się przeciwko niemu, walczy z nim o swoje prawo do pisania, do bycia kimś więcej niż jego oczekiwania, do bycia sobą. Kiedy Ted, ta parszywa szuja (nawiasem mówiąc miło by było, gdyby autorka spróbowała jakoś wyjaśnić dlaczego Hughes zachowuje się jak skończona świnia, w zasadzie dla samej przyjemności bycia skończoną świnią. No, chyba że po prostu to faktycznie był jednowymiarowy, prosty jak cep facet…), odchodzi od Sylvii do Assi Wevill, Sylvia w zasadzie ma otwartą drogę do realizowania się jako pisarka… I wtedy… Nie, nie popełnia samobójstwa, jeszcze nie, choć przecież wiemy że to nieuniknione. Elin Cullhed nie napisała alternatywnej wersji historii. Wtedy Sylvia pogrąża się w depresji. Co sprawiło, że ja osobiście wysnułam wniosek, że przez cały czas nie chodziło o pisanie, o wolność, o tożsamość, tylko chodziło o Teda! O jego akceptację! O jego przyzwolenie, uznanie, o jego miłość! Uch! Co za okropna konkluzja. Taka obrzydliwie przewidywalna. Taka banalna. Taka w złym guście. Dająca się sprowadzić do romansu dla XIX-wiecznych pokojówek: on mnie nie kocha, więc się zabiję…</div><br /><div style="text-align: justify;">I może to tylko ja… Może nikt inny zakończenia „Euforii” tak nie odbierze. I oby nie. Bo mnie to moje wrażenie na koniec popsuło całą przyjemność z wcześniejszej lektury. I odebrało całą sympatię, jaką zaczęłam czuć do bohaterki, która chciała zaznaczać w formularzu życia więcej niż jedną rubrykę.</div>Mg<div><br /></div><div>Chcecie wypożyczyć? <a href="https://www.krosno-kbp.sowa.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=KROSNO%20W2022006332" target="_blank">Sprawdźcie dostępność w KBP</a>.</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjhv9DrOZu3POLnUMScrkyRoKhKyYP5p39Sin-dXp9MahjxlxG1RRFWADkmlB29jYNgI48vvzlg5wAV17MgliqGMKA_NBYHD-bN--GW982wPGJwvCoFyv5CM3_gZsgrvjy3hpErUvpxDazhOdbeIrvHSF-YosT4wetV2UpFqDgAFE_yJDN8Q_V1AQ/s459/da4f6ec13836d7db841978a0e0429f504dd11ecd.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="459" data-original-width="300" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjhv9DrOZu3POLnUMScrkyRoKhKyYP5p39Sin-dXp9MahjxlxG1RRFWADkmlB29jYNgI48vvzlg5wAV17MgliqGMKA_NBYHD-bN--GW982wPGJwvCoFyv5CM3_gZsgrvjy3hpErUvpxDazhOdbeIrvHSF-YosT4wetV2UpFqDgAFE_yJDN8Q_V1AQ/w131-h200/da4f6ec13836d7db841978a0e0429f504dd11ecd.jpg" width="131" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://publicat.pl/ksiaznica/oferta/literatura-wspolczesna/euforia-powiesc-o-sylvii-plath</td></tr></tbody></table><div>Cullhed, Elin: Euforia : powieść o Sylvii Plath. - Poznań ; Wrocław : Książnica - Publicat, 2022.</div>Wypożyczonehttp://www.blogger.com/profile/06020155509432994684noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-586343095652365630.post-12188376642099393402023-02-28T14:31:00.001+01:002023-02-28T14:31:38.230+01:00Wariant Abramowskiego<div style="text-align: center;">Półmistrz</div><div style="text-align: justify;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxtQGWGSRr6Fhtmv-gQflNs97STdULyT5UGSQLzz_2paOBHBGKRzgsqRV74CLNlmzM1rq6TrAk7c4IFPoNsET2lq7lasQEzUGY5njwg44jXkEewZeIBgu9k2lX-qmAWaP4ZtnTooXrYABWYV_pRIspAnnvDvUDweIu2YJ1ZO6k-S-qHw9p5p35eQ/s1930/108650097.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1930" data-original-width="1396" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxtQGWGSRr6Fhtmv-gQflNs97STdULyT5UGSQLzz_2paOBHBGKRzgsqRV74CLNlmzM1rq6TrAk7c4IFPoNsET2lq7lasQEzUGY5njwg44jXkEewZeIBgu9k2lX-qmAWaP4ZtnTooXrYABWYV_pRIspAnnvDvUDweIu2YJ1ZO6k-S-qHw9p5p35eQ/w289-h400/108650097.jpg" width="289" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://polona.pl/item/popularny-wyklad-gry-w-szachy,OTY0NTc3NTU/0/#info:metadata</td></tr></tbody></table>Nie jestem wytrawnym graczem w szachy ale znam podstawowe zasady i kilka terminów… Znam też kilka nazwisk i mogę się popisać w jakimś szachowym towarzystwie (nie, żebym się w takim obracała) że wiem, że Michaiła Tala nazywa się Czarodziejem z Rygi a Alechin miał na imię Aleksander. Wiem też, że latem 1939 roku, tuż przed wybuchem II wojny światowej polska reprezentacja płynęła do Buenos Aires na olimpiadę szachową. Kiedy więc w ręce wpadł mi kryminał Mariusza Czubaja „Półmistrz”, którego bohaterowie płyną do Argentyny razem z szachistami i jeszcze w dodatku z Gombrowiczem (który w rzeczywistości płynął owszem, ale później i na innym statku, zresztą Czubaj wyjaśnia wszystko w posłowiu!), stwierdziłam, że ja po prostu tę książkę przeczytać muszę!</div><span><a name='more'></a></span><br /><div style="text-align: justify;">I był to zdecydowanie poryw serca a nie rozumu, bo rozum przypominał, że kryminałów historycznych to ja nie bardzo, a jedyny wyjątek zrobiłam dawno temu dla Marka Krajewskiego, o czym zresztą napisałam Wam <a href="https://wypozyczone.blogspot.com/2019/07/tylko-we-lwowie.html" target="_blank">TUTAJ</a>.</div><div style="text-align: justify;">Na szczęście czasami zdecydowanie warto posłuchać serca, bo jak już zaczęłam czytać „Półmistrza”, to wprost nie mogłam się od niego oderwać!</div><br /><div style="text-align: justify;">Na pokład wypływającego z Gdyni do Buenos Aires w sierpniu 1939 roku transatlantyku „Przyszłość” wsiada Edward Abramowski, pasażer z tajną misją. Jest nią odnalezienie człowieka przewożącego najprawdopodobniej jakieś dokumenty, szczególnie ważne dla polskiego wywiadu. Abramowski ma je przejąć i dostarczyć swoim zleceniodawcom w Polsce, zależy od tego los jego brata, który odsiaduje w więzieniu wyrok za szpiegostwo na rzecz III Rzeszy.</div><br /><div style="text-align: justify;">Nasz bohater to człowiek, który z niejednego pieca chleb jadł, ale jego misja jest wyjątkowo trudna, nie wie bowiem absolutnie nic o tym kogo szuka: ani jak się nazywa, ani jak wygląda, ani nawet czy jest kobietą czy mężczyzną. Wie tylko, że to pasażer pierwszej klasy. Abramowski więc bardzo uważnie obserwuje swoich towarzyszy podróży, wśród których jest i ekscentryczny pisarz Gombrowicz i znakomici szachiści z Savielly’m Tartakowerem i Mieczysławem Najdorfem na czele (a swoją drogą życiorys tej autentycznej postaci to materiał na fenomenalną powieść pełną tragicznych wydarzeń i zaskakujących zwrotów akcji - jeśli więc go nie znacie, koniecznie nadróbcie zaległości!). A oprócz tego oczywiście płyną też „zwykli” ludzie - Wolica, przemysłowiec z Galicji z młodziutką żoną Lusią, która wyraźnie zainteresowana jest sekretarzem męża, Maroczy, psychoanalityk z Węgier, Rumun Corneliu, ekscentryczny ksiądz Piotr Marek, wreszcie tajemnicza dziewczyna Nina podróżująca z ciotką, przy czym obie panie raczej nie opuszczają kajuty… i wielu innych..., a każdy z nich może okazać się tym poszukiwanym przez Abramowskiego.</div>Jeden z nich zostanie zamordowany.<br /><div style="text-align: justify;">A wtedy Edward będzie musiał nie tylko wprowadzić niezbędne poprawki do planu zakończenia swojej misji ale i wytropić mordercę.</div><br /><div style="text-align: justify;">Intryga kryminalna „Półmistrza” rozgrywa się w konwencji „zamkniętego pokoju”, którą upowszechniła w literaturze mistrzyni Agatha Christie w „Morderstwie w Orient Expressie”. Wiadomo że mordercą jest ktoś z bohaterów, nikt przecież nie może po prostu wsiąść na statek ani z niego wysiąść pośrodku oceanu. Ale jeśli myślicie, że we współczesnych powieściach ten zabieg fabularny się nie sprawdza - jesteście w wielkim błędzie. Według mnie jest zdecydowanie najbardziej angażującym czytelnika, w końcu on również może pobawić się w śledztwo skoro zna wszystkie osoby dramatu…</div><div style="text-align: justify;">Z tym, że wydaje mi się, że w „Półmistrzu” niekoniecznie najważniejsza jest intryga kryminalna, w końcu morderstwo zostaje popełnione dopiero w połowie książki (dlatego nie zdradzam wam, kto został zamordowany!).</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Wielką zaletą tej powieści Czubaja jest jej nawiązywanie do szeregu wydarzeń historycznych i autentycznych postaci</div><div style="text-align: justify;">Wszystko to, co dzieje się przed morderstwem i po nim, wypowiedzi Gombrowicza, uchylanie rąbka tajemnic szachowych, wreszcie sam życiorys Abramowskiego, powiązania historyczne i kulturowe w co drugim zdaniu, przemycone nawiązania do innych dzieł literatury, wszystko to sprawia, że średnio wykształcony czytelnik (nie mówię już o prawdziwych erudytach) będzie się czuł jak członek ekskluzywnego grona osób potrafiących dostrzec, w którym momencie autor puszcza do nich oko!</div>A kto nie lubi się czuć członkiem ekskluzywnego klubu?<br /><br /><div style="text-align: justify;">Wydaje mi się, że to właśnie to, a nie sama intryga kryminalna, skądinąd bardzo sprawnie skonstruowana, przesądza o wyjątkowości „Półmistrza”.</div><div style="text-align: justify;">Dlatego szczerze powiedziawszy mam nadzieję, że skoro Mariusz Czubaj stworzył już postać wyjątkowego faceta, takiego trochę polskiego Jacka Reachera z dwudziestolecia, co to i dżentelmen i maniery i szachy i literatura ale i w pysk strzelić potrafi i sprawy beznadziejne załatwia od ręki, nie zawsze zgodnie z prawem, raczej zgodnie ze sprawiedliwością… No więc skoro już go stworzył w „Półmistrzu”, to pozwoli mu powrócić w innych powieściach! Panie Mariuszu, bardzo o to proszę, albowiem właśnie stałam się wielką fanką Edwarda Abramowskiego, a świat zawsze jest, był i będzie pełen beznadziejnych spraw!</div>Mg<br /><div><br /></div><div>Chcecie wypożyczyć? <a href="https://www.krosno-kbp.sowa.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=KROSNO%20W2023000577" target="_blank">Sprawdźcie dostępność w KBP</a>.</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhT-EjkkQkkZxldHoVAhD5020zBucNO7Ns-QpjlW8oacLZ46h_BVwArgnBg7Wd2LexRFg6ZI-7HAM2B7LXgB1t08KT_bacI3OaW3eYlhXg0iB_v6Wu58i23il4iuRAaMjsWfJ7hvkWEQDjfsc7RTyHCxihTyGUnXvNObsK-POBhZ3MOZd12y9U2uw/s500/Czubaj_Polmistrz_500pcx.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="500" data-original-width="342" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhT-EjkkQkkZxldHoVAhD5020zBucNO7Ns-QpjlW8oacLZ46h_BVwArgnBg7Wd2LexRFg6ZI-7HAM2B7LXgB1t08KT_bacI3OaW3eYlhXg0iB_v6Wu58i23il4iuRAaMjsWfJ7hvkWEQDjfsc7RTyHCxihTyGUnXvNObsK-POBhZ3MOZd12y9U2uw/w137-h200/Czubaj_Polmistrz_500pcx.jpg" width="137" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://www.znak.com.pl/ksiazka/polmistrz-czubaj-mariusz-240365 </td></tr></tbody></table><div>Czubaj, Mariusz: Półmistrz. - Kraków : Wydawnictwo Znak, 2023.</div><br />Wypożyczonehttp://www.blogger.com/profile/06020155509432994684noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-586343095652365630.post-22392144341799508392023-02-14T13:05:00.000+01:002023-02-14T13:05:55.788+01:00Cudu nie było<div style="text-align: center;">Bez. Ballada o Joannie i Władku z jurajskiej doliny</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjjC6mivaw9nrOXGLvhaLDPPvmHTVy0aQLNUWiBJc4KuKpxf7bFDtylnPxvoX101gkVov1sysVr6u-fWNdF2SveAN4aTkL9K1BXZVehBZtFB4hQtbPwSvt3bxm3oSZx_W7z0vg6_82Ade6F11Ran5qu0SndkbHPnC6B1ekVJF3GsDp24hMAyIpKzA=s2048" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1257" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjjC6mivaw9nrOXGLvhaLDPPvmHTVy0aQLNUWiBJc4KuKpxf7bFDtylnPxvoX101gkVov1sysVr6u-fWNdF2SveAN4aTkL9K1BXZVehBZtFB4hQtbPwSvt3bxm3oSZx_W7z0vg6_82Ade6F11Ran5qu0SndkbHPnC6B1ekVJF3GsDp24hMAyIpKzA=w245-h400" width="245" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://polona.pl/item/kobieta-i-mezczyzna-z-dzieckiem-w-kolysce,MTM2MjMxODM/0/#info:metadata</td></tr></tbody></table><div style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;">A miało być tak pięknie…</span></div><div style="text-align: justify;">Wszystko zapowiadało sukces. Autor - Andrzej Muszyński, młody (rocznik ‘84) a już zauważony przez krytykę po swoich wcześniejszych powieściach, m.in. wydanych przez Wydawnictwo Literackie „Podkrzywdziu” i „Fajrancie”. Temat - delikatny i drażliwy jednocześnie - bezdzietności i tego, co brak potomstwa za sobą pociąga: pewne napiętnowanie społeczne, problemy w małżeństwie, problemy ze sobą samym. Nominacja do Nagrody Literackiej Gdynia. Pochwały okładkowe.</div><div style="text-align: justify;">Ale mimo to do sukcesu czytelniczego w przypadku „Bez. Ballady o Joannie i Władku z jurajskiej doliny” u mnie nie doszło. Dlaczego?<span><a name='more'></a></span></div><br /><div style="text-align: justify;">Być może moje oczekiwania były zbyt duże w stosunku do tego, co dostałam. A być może Muszyński nie do końca wiedział, co pisze… Że oceniam zbyt radykalnie? Nie wykluczam, ale jednak dawno już nie męczyłam się tak przy lekturze, zastanawiając się, czy rzucić ją w kąt czy jednak dać jej szansę i czekać na cud fabularny. Czekałam. Cudu nie było.</div><br /><div style="text-align: justify;">No, to teraz wytłumaczę te oczekiwania. Wydawało mi się, że dostanę powieść psychologiczną o tym, o czym trudno się mówi i z czym trudno się żyje. O marzeniach, które się nie spełniają. I o tym, do czego prowadzi snucie ich wbrew wszystkiemu.</div><br /><div style="text-align: justify;">Małżeństwo Joanny i Władka toczy się po wyboistej ścieżce, jakich niemało w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Poznali się na imprezie sylwestrowej. Pobrali. Zamieszkali w dolinie, w której wychowała się Joanna. Ona więc została u siebie i została sobą, zwykłą dziewczyną z niezwykłą pasją (Joanna restauruje stare odbiorniki radiowe). A on w nowym miejscu zaczął się określać na nowo. Zbuntowany przeciwko rodzinie, która nie do końca zaakceptowała Joannę, przyjął posadę wiejskiego listonosza, ale nie zrezygnował z literacko-teatralnych aspiracji - pisze wiersze i sztuki, patrzy na dolinę oczami przybysza z zewnątrz i szuka w niej inspiracji do swojej twórczości. Uważa się za lepszego, za mądrzejszego, za bardziej światowego. Już dawno nie ma o czym rozmawiać z Joanną, nie może też rozmawiać z Jakubem, zakonnikiem, który według Władka jako jedyny spełniał kryteria odpowiedniego partnera do literacko-filozoficznych dysput. Ale Jakub wyjechał kilka lat wcześniej i pewnie medytuje teraz na algierskiej pustyni.</div><div style="text-align: justify;">Więc Władek zapełnia sobie czas tropieniem lokalnej tajemnicy związanej z mogiłą, o której wszyscy wiedzą a nikt nie chce mówić. Podobno są w niej pochowane martwe, nienarodzone dzieci.</div><div style="text-align: justify;">I tu dochodzimy do tematu dzieci, których Władek i Joanna nie mają, choć mają dla nich imiona. Irminka i Antoni. Wielcy nieobecni a przecież ciągle obecni. Władek napisze o nich sztukę, tak samo jak o Joannie, o tajemniczym grobie, o dolinie.</div><br /><div style="text-align: justify;">Wszystkie te wątki pozwalały na zbudowanie intrygującej fabuły z niebanalnymi bohaterami. I Muszyński nawet próbował to robić. Ale utopił swoją historię w powodzi słów, w intelektualnych rozważaniach Władka, w jego obserwacjach niewartych złamanego grosza, w jego próbach poetyckich i dramaturgicznych (wystawienie sztuki napisanej przez Władka jest podobno zresztą kulminacyjnym punktem powieści. Piszę „podobno” bo dla mnie żadnej kulminacji nie było, może jedynie radość z tego, że już niedużo stron zostało mi do przeczytania).</div>Być może był to celowy zabieg.<br /><div style="text-align: justify;">Być może od początku mieliśmy popatrzeć na bezdzietne życie w dolinie oczami Władka i usłyszeć opowieść o nim zbudowaną z jego słów.</div><div style="text-align: justify;">Być może tylko ja nie doceniłam rozważań wiejskiego listonosza. Zapatrzonego w siebie megalomana przekonanego o swojej intelektualnej wyższości nad wszystkimi, z Joanną włącznie, który nie potrafi porzucić marzenia o byciu demiurgiem.</div><br /><div style="text-align: justify;">A może w ogóle o to właśnie chodziło, żeby pokazać bezpłodność Władka - tę dosłowną i tę metaforyczną, niemożność dania początku życiu? Dziecku? Dziełu? Czemukolwiek?</div><div style="text-align: justify;">I moje brnięcie przez słowa wsadzane przez Andrzeja Muszyńskiego w usta Władka było celowym zabiegiem kompozycyjnym. Nie wiem. Nie będę Władkiem i nie będę w tym momencie udawać specjalistki od rzeczy, na których się nie znam.</div><div style="text-align: justify;">A nie znam się na potopie słów. Znam się na potoku słów, w którym można brodzić z przyjemnością. W potopie tonę.</div><div style="text-align: justify;">Być może nawet na literaturze się nie znam. Może miałam do czynienia z dziełem wybitnym na którym się nie poznałam.</div><div style="text-align: justify;">Znam się na sobie. Nie podobała mi się „Ballada o Joannie i Władku z jurajskiej doliny”.</div>Mg<br /><div><br /></div><div>Chcecie wypożyczyć? <a href="https://katalog.kbp.krosno.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=KROSNO%20W2020001873" target="_blank">Sprawdźcie dostępność w KBP</a>.</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEgtYqJnyF72mvpVkMysiM1Kgv4vk5FZuqkSlOUZltoQAGYl1mNGX1tc_29hubS4lqkFF_CYCLrWPf4Ip0YwUVNYTpTlfhC-lA-UvHKZTIO1lCwP0R7g8DI3spI2G1DBBUaB5eeR6a6DEDQftPfxAzzZQVdQUliYX128ZW9ZNgOSzdIbm15HBBKAGw=s724" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="724" data-original-width="460" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEgtYqJnyF72mvpVkMysiM1Kgv4vk5FZuqkSlOUZltoQAGYl1mNGX1tc_29hubS4lqkFF_CYCLrWPf4Ip0YwUVNYTpTlfhC-lA-UvHKZTIO1lCwP0R7g8DI3spI2G1DBBUaB5eeR6a6DEDQftPfxAzzZQVdQUliYX128ZW9ZNgOSzdIbm15HBBKAGw=w127-h200" width="127" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://www.wydawnictwoliterackie.pl/produkt/3724/bez</td></tr></tbody></table><div>Muszyński, Andrzej: Bez. Ballada o Joannie i Władku z jurajskiej doliny. - Kraków : Wydawnictwo Literackie, 2020.</div>Wypożyczonehttp://www.blogger.com/profile/06020155509432994684noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-586343095652365630.post-66720877705293279312023-01-24T12:02:00.000+01:002023-01-24T12:02:14.633+01:00W genach<div style="text-align: center;">Sundial<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiV94LKMQo1pFXPJqxBW_-Cqm3ZrakAuaVBJb2-4aD4bD9-itBzphxHlaIfSf-BXUmtnuWcMeKhWkRgl4uK3lxyMDBQFVWOn1c8x-H2w_u5IRy9yFXBFPIfNW7FGieMwUCYxU5kOTB0UssyRvZZl-LY0SOvAonhMT3xgz4I_lmD03Ojsolxx5uhrw/s2294/96559412%20(1).jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2294" data-original-width="1611" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiV94LKMQo1pFXPJqxBW_-Cqm3ZrakAuaVBJb2-4aD4bD9-itBzphxHlaIfSf-BXUmtnuWcMeKhWkRgl4uK3lxyMDBQFVWOn1c8x-H2w_u5IRy9yFXBFPIfNW7FGieMwUCYxU5kOTB0UssyRvZZl-LY0SOvAonhMT3xgz4I_lmD03Ojsolxx5uhrw/w281-h400/96559412%20(1).jpg" width="281" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://polona.pl/item/tresura-psa,ODk3NzExMTg/0/#info:metadata<p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p></td></tr></tbody></table></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;">Gdybym wcześniej nie przeczytała „Ostatniego domu na zapomnianej ulicy”, pewnie po pierwszym zdaniu drugiej, wydanej w Polsce w 2022 r. powieści Catriony Ward spodziewałabym się, że „Sundial” będzie jeszcze jednym dreszczowcem psychologicznym z toksyczną rodziną w tle. Na szczęście Ward ma nie tylko oryginalne imię, ale i oryginalny sposób snucia fabuły, więc jej powieść nie dała się zamknąć w żadnej z istniejących literackich szufladek. Mocno zapadła w pamięć. Trochę przestraszyła, trochę dała do myślenia. Kazała czekać na następną książkę Catriony z nadzieją, że po raz trzeci dane mi będzie poucztować literacko.<span><a name='more'></a></span></span></div><br /><div><div style="text-align: justify;">Ale zacznijmy od początku, a początek jest taki: Rob podejrzewa, że jej mąż Irving ją zdradza. W dodatku z sąsiadką, Hannah Goodwin. Przez tę niezbyt oryginalną, przyznajcie sami, niewierność zaraził ich młodszą córkę Annie ospą (tak właśnie, bo obaj synowie Hannah chorowali na ospę). I teraz zamiast bawić się na corocznym przyjęciu u Goodwinów, Rob, Irving, ich starsza córka Callie i męczona gorączką i wysypką Annie spędzą czas rodzinnie w domu, tylko w swoim towarzystwie. I choć wydaje się, że dla Rob dom i rodzina są najważniejsze, to jej rzeczywistość znacznie odbiega od wyidealizowanych wyobrażeń. Niewierność Irvinga jest tylko jednym z elementów burzących idealny obrazek (nie pierwsza to jego zdrada…). Również starsza z córek, ulubienica ojca, staje się dla Rob przyczyną zmartwień.</div><div style="text-align: justify;">Callie dziwnie się zachowuje i przejawia dziwne zainteresowania, trudno jej okazywać emocje, bez drgnienia powieki opowiada o zbrodniach i zastanawia się jakie objawy wywołuje wstrzyknięcie komuś w żyłę powietrza (na marginesie, powoduje zatorowość płucną, o czym zresztą można dowiedzieć się od samej Callie). Rob uważnie przygląda się córce, bojąc się, że odzywają się w niej psychopatyczne skłonności, choć Irving uważa, że Rob jest uprzedzona. Takie bagatelizujące podejście do zmartwień żony jest mu zresztą wybitnie na rękę, mężczyzna wykorzystuje starszą córkę do grania w chore gry z Rob, nastawiając Callie przeciwko matce.</div><br /><div style="text-align: justify;">Ale nawet Irving nie będzie w stanie usprawiedliwić tego, co wieczorem wydarzy się w domu tej rodziny...</div><br /><div style="text-align: justify;">Okazuje się, że dziwne skłonności Callie wreszcie dały o sobie znać w pełni, zagrażając życiu Annie. Starsza siostra podała młodszej leki na cukrzycę Irvinga i gdyby nie błyskawiczna reakcja Rob, Annie pewnie by zmarła. I nie, Annie nie mogła ich wziąć sama, bo Rob zabezpieczyła jej ręce rękawicami kuchennymi, żeby Annie nie rozdrapywała swędzącej wysypki. I tak, na pewno podała je siostrze Callie, tym bardziej że Rob znajduje w jej pokoju opakowanie po lekach Irvinga. I kilka innych przerażających rzeczy, kości zwierząt…</div><br /><div style="text-align: justify;">Co byście zrobili, gdyby się okazało, że wasze dziecko pozbawione jest moralności i zabija z łatwością, z jaką inne dzieci rysują albo grają w piłkę? No co?</div><div style="text-align: justify;">Bo Rob zabiera córkę na pustynię. Czy tylko po to, żeby odseparować Callie od siostry? A może by się jej definitywnie pozbyć? Ale co za matka chciałaby zamordować swoje dziecko?</div><br /><div style="text-align: justify;">Rob i Callie wyruszają w podróż do Sundial, domu rodzinnego kobiety. Dziś jest już całkowicie opustoszały, niegdyś tętnił życiem. Rodzice Rob prowadzili na terenie Sundial badania nad psami, mające na celu wyodrębnienie genów odpowiedzialnych za agresję. Szkolili studentów, opiekowali się Rob i jej siostrą bliźniaczką Jack…</div><div style="text-align: justify;">O tak, Rob zanim założyła swoją, miała rodzinę, której losy spowite są zasłoną milczenia. Co się stało z bliźniaczką Rob, z jej rodzicami? Dlaczego nie żyją? Dlaczego Sundial budzi w kobiecie takie przerażenie? I po co zabrała tam Callie?</div><br /></div><div><div style="text-align: justify;">Catriona Ward opowie nam tę historię oddając głos Rob z teraz i Rob sprzed lat, pozwoli wypowiedzieć się również Callie, która nie tylko widzi i słyszy duchy (Bladą Callie i Pieska Śmietnikowego), ale musi również wysłuchać opowiadanej przez matkę historii tego, co wydarzyło się w Sundial, by zrozumieć swoją własną historię, historię tego kim (czym?) tak naprawdę jest.</div><br /><div style="text-align: justify;">Czy można urodzić się złym? Mieć wpisaną w geny skłonność do okrucieństwa? Traktować psychopatię jak cechę fizyczną, jak kolor oczu albo wzrost? Nie mamy przecież na nie wpływu, nie urośniemy siłą woli o pięć centymetrów, może więc tak samo nie możemy stać się lepszymi niż jesteśmy genetycznie? Ale co to dla nas oznacza? Czy usprawiedliwia nasze czyny, czy wręcz przeciwnie - jest czynnikiem, który nas skreśla przy najmniejszym potknięciu na drodze moralności, zgodnie ze stwierdzeniem: „nic z ciebie nie będzie”?</div><br /><div style="text-align: justify;">Takie myśli towarzyszyły mi podczas lektury „Sundial”. A że były to myśli, przyznajcie sami, głębokie i filozoficzne, więc i książka, która służyć miała w moim zamyśle głównie rozrywce, została przeze mnie oceniona wyżej niż zwykłe rozrywkowe „czytadło”, bo i coś więcej niż rozrywkę przyniosła.</div><br /><div style="text-align: justify;">Przy czym jeśli ktoś nie ma ochoty zaprzątać sobie głowy genetyką, może spokojnie pominąć te rozważania i odczytać „Sundial” na najbardziej podstawowym poziomie fabuły, która i tak jest piekielnie inteligentnie skonstruowana i złożona. Bo przeskakujemy w niej nie tylko między planami czasowymi ale i narracyjnymi. Mamy nawet wgląd w powieść pisaną przez Rob (czyli swoistą powieść w powieści), która też ma znaczenie dla odkrycia zagadki Sundial.</div><div style="text-align: justify;">Co zaś do samej zagadki - im bardziej poznajemy historię Rob i jej rodziny, tej rodziny z pustyni, tym bardziej potrafimy przewidzieć dalszy, tragiczny ciąg tej historii, ale mnie ta pewna przewidywalność nie przeszkadzała. I tak momentami udawało się autorce mnie zaskoczyć, a to już dużo. I choć końcowy twist fabularny zaczął mi świtać na kilka stron przed tym, zanim o nim przeczytałam „czarno na białym”, to i tak moja ocena nazwijmy to „trzymaniawnapięciu-wości” książki będzie bardzo wysoka.</div><br /><div style="text-align: justify;">Jednym słowem, „Sundial” po który sięgnęłam jak po thriller, który miał mi zapewnić kilka godzin dobrej rozrywki, zaskoczył mnie pozytywnie dając mi więcej niż się po nim spodziewałam. Nie tylko naprawdę trudno było mi się od niego oderwać (praktycznie każdą wolną chwilę spędzałam z książką), nie tylko mnie zaskakiwał, ale i zadał kilka pytań na które do teraz w zasadzie nie mam dobrej odpowiedzi. Zresztą zdaje się, że nie tylko ja…</div><br /><div style="text-align: justify;">No i (choć pewnie to w ogóle bez znaczenia) nie mogę nie dodać, że „Sundial” ma absolutnie przemawiającą do mnie okładkę, i gdybym tylko znalazła gdzieś taką samą grafikę wilka (bo dla mnie na okładce jest absolutnie wilk!), to zawisłaby u mnie na ścianie!</div><br /><div style="text-align: justify;">Jeśli więc zaufacie mi na tyle, że sięgniecie po książkę w której podobało mi się wszystko, od okładki po ostatnią stronę, to będzie to po pierwsze „Sundial” Catriony Ward, a po drugie, to nie będziecie żałować!</div>Mg</div><div><br /></div><div>Chcecie wypożyczyć? <a href="https://www.krosno-kbp.sowa.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=KROSNO%20W2022006426" target="_blank">Sprawdźcie dostępność w KBP</a>.</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgLRhOFnoWLGU8oqzEMhXjhciiqrBIWuvieWLnXtZ8hA3opy5qu6AnrjaQOaqANuEQ5fZmrUraLiNQbLCSL080NYJtS0lJrP7pXFIIdR4msi3U1dZ-uP35m63fbJxC9JXAAh3TKOYQ9crMVgMZEanAch5KXm7Xxv44_iCfZTIS4Ayrm_QhDBhRaxA/s629/sundial.png" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="629" data-original-width="437" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgLRhOFnoWLGU8oqzEMhXjhciiqrBIWuvieWLnXtZ8hA3opy5qu6AnrjaQOaqANuEQ5fZmrUraLiNQbLCSL080NYJtS0lJrP7pXFIIdR4msi3U1dZ-uP35m63fbJxC9JXAAh3TKOYQ9crMVgMZEanAch5KXm7Xxv44_iCfZTIS4Ayrm_QhDBhRaxA/w139-h200/sundial.png" width="139" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://czwartastrona.pl/produkt/sundial-twarda-oprawa/</td></tr></tbody></table><div>Ward, Catriona: Sundial. - Poznań : Czwarta Strona, 2022.</div>Wypożyczonehttp://www.blogger.com/profile/06020155509432994684noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-586343095652365630.post-52992708182660696722023-01-09T14:13:00.000+01:002023-01-09T14:13:09.141+01:00Szklanka wody<div style="text-align: center;">Błękit<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhabEV0m2TpMy9u5dm5Eedk1-Nkj1ev16aC8phaxw_MOS-6Os3yMhRm-QX-AOYTGsIq3mc2Nv47KR25zqbFPVk2PgOoiwF9QecZfXvx3xHy2dJa8odiSGzGhLESgePk6uo2xZMu84xkvi0KbsDtg2g5hwi4DS36XsTWxV4I7wTRgMB8ioUgHUo2QQ/s5575/69120485.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3576" data-original-width="5575" height="256" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhabEV0m2TpMy9u5dm5Eedk1-Nkj1ev16aC8phaxw_MOS-6Os3yMhRm-QX-AOYTGsIq3mc2Nv47KR25zqbFPVk2PgOoiwF9QecZfXvx3xHy2dJa8odiSGzGhLESgePk6uo2xZMu84xkvi0KbsDtg2g5hwi4DS36XsTWxV4I7wTRgMB8ioUgHUo2QQ/w400-h256/69120485.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://polona.pl/item/hel-port-w-czasie-nadciagajacej-burzy,Njg4ODkwMzg/0/#info:metadata</td></tr></tbody></table></div><div style="text-align: justify;">Nie, nie. Tytuł tej recenzji to nie nawiązanie do przeboju Bajmu (czy to była jednak solowa Beata Kozidrak?), ale zwrócenie uwagi na rzecz tak zwykłą, powszechną, codzienną, że aż wydaje się niewarta wspominania. Czy jednak naprawdę? W momencie gdy my przepuszczamy litry wody w kanał nie zakręcając kranu przy myciu zębów, opłukując wspomnianą już szklankę pod bieżącą wodą, albo napełniając czajnik w ilości większej niż jesteśmy w stanie zużyć za jednym posiedzeniem (które to nadwyżki również zostaną oczywiście wylane) - Afryka umiera z pragnienia.</div><div style="text-align: justify;">Ale Afryka jest daleko a woda w kranie blisko, na wyciągnięcie ręki. Przynajmniej do czasu.</div><div style="text-align: justify;">I o tym właśnie jest „Błękit”, kolejna po „Historii pszczół” (o której pisałam <a href="https://wypozyczone.blogspot.com/2020/04/w-ulu.html" target="_blank">TUTAJ</a>) powieść norweżki Mai Lunde.</div><span><a name='more'></a></span><br /><div style="text-align: justify;">„Błękit”, podobnie jak „Historia pszczół” (i zapewne „Ostatni” - trzecia część swoistej trylogii Lunde, której jednak jeszcze nie przeczytałam i nie jestem pewna czy przeczytam, ale o tym za chwilę) jest bardzo ekologiczny w wymowie, ale nie jest to zabieg mający zaskoczyć czytelnika. Wręcz przeciwnie, czytelnik ma wiedzieć po co czyta „Błękit” i jakie główne wnioski ma z tej lektury wyciągnąć. Jest niejako ustawiony a priori, co nie było tak ostentacyjne w przypadku „Historii pszczół”, ale umówmy się - w przypadku pierwszej powieści nie ruszyła jeszcze machina reklamowa i recenzencka, jeszcze można było podejść do lektury z pewną dozą otwartości, ciekawości, niepewności, jeszcze można było sobie zadawać pytanie: a co też ta Lunde napisała? czemu mówią, że to głos w sprawie ekologii? jak ugryzła temat? I chcieć na to pytanie odpowiedzieć.</div><br /><div style="text-align: justify;">W przypadku „Błękitu” wszystko jest jasne jeszcze zanim otworzy się książkę. Trochę jak w C.K. Dezerterach, w których jeden z bohaterów mówi: Znam wszystkie możliwe pytania i wszystkie możliwe odpowiedzi…</div><br /><div style="text-align: justify;">Nie wiem, czy taka „ustawka” to coś, co mi odpowiada. Nie twierdzę, że jest zła, być może jest grupa czytelników, którzy wolą wiedzieć, co autor chciał im powiedzieć. Ja chyba jednak do niej nie należę. I to pierwszy minus „Błękitu”.</div><br /><div style="text-align: justify;">A skoro już przy minusach jesteśmy, to pociągnijmy temat. Minus drugi - przewidywalność fabuły i powtórzona konstrukcja powieści. I znowu, przewidywalna i powtórzona w stosunku do „Historii pszczół”, więc może gdyby odczytywać „Błękit” bez tego powiązania, mój zarzut straciłby rację bytu. Ale cóż, przynajmniej w moim przypadku nie da się oderwać lektury jednej powieści bez nawiązywania do tej wcześniejszej.</div><br /><div style="text-align: justify;">Znowu mamy dwa plany czasowe (w „Historii pszczół” były trzy, więc nie jest to powtórzenie ścisłe) - współczesność i przyszłość, powiązane ze sobą jakimś elementem. W przypadku powieści pierwszej - książką, w „Błękicie” - łodzią o tytułowej nazwie.</div><br /><div style="text-align: justify;">We współczesności tą łodzią żegluje dziarska siedemdziesięciolatka Signe. A jej rejs jest swoistym rozrachunkiem z przeszłością. Signe angażowała się w działania ekologiczne, mające na celu obronę norweskiej przyrody przed mającymi na uwadze jedynie zyski przedsiębiorcami. W tej walce przy jej boku stał jej życiowy partner Magnus. Z czasem jednak Magnus przeszedł, jeżeli tak mogę to ująć, na stronę wroga, a własne interesy przesłoniły mu dobro ogółu. Więc teraz Signe płynie w ostatni rejs - z Norwegii do Francji, do Magnusa, żeby być może po raz ostatni wygrać swoją ekologiczną walkę, która staje się również pokrzyżowaniem planów Magnusa.</div><br /><div style="text-align: justify;">W drugim planie czasowym (rok 2041) na łódź „Błękit” porzuconą w wyschniętym kanale, trafia David i jego córeczka Lou. Zabawy w łodzi są jedynym przejawem normalności w ich życiu w obozie dla uchodźców (chyba trzeba ich nazwać uchodźcami klimatycznymi), do którego ojciec z córką trafili uciekając z trawionego pożarami Argelès. W obozie czekają na Annę i Augusta - żonę i synka Davida, z którymi mężczyzna rozłączył się w drodze. Teraz musi, kurczowo trzymając się nadziei, że jeszcze kiedyś zobaczy żonę i syna, zmierzyć się z trudami opieki na kilkuletnią Lou, z warunkami panującymi w obozie, ze stale pogarszającą się sytuacją… Czy muszę dodawać, że głównym problemem jest brak wody, a łódź symbolizująca właśnie rzeki, morza i oceany (czy może bardziej norweskie fiordy) jest jak ponure przypomnienie tych wszystkich rzeczy, które człowiek miał w posiadaniu i które bezpowrotnie utracił?</div><br /><div style="text-align: justify;">Jak skończy się historia? Oczywiście nie zdradzę, ale pochwalę Lunde za nawiązanie do problemu, który wydaje się dużo bliższy przeciętnemu Kowalskiemu niż ten z „Historii pszczół”. Kwestie wody i jej braku są problemem, do którego łatwo się odnieść (albo masz ją w kranie, w butelce, w studni albo nie - wyobraź sobie, że nie masz… wyobraź sobie jaki masz wtedy „kłopot”). Dlatego „Błękit” dużo łatwiej może poruszyć wyobraźnię odbiorców i zwrócić ich uwagę niejako bezpośrednio na katastrofalne konsekwencje ludzkich działań. Kwestia wody i jej braku jest prostsza do ogarnięcia umysłem przeciętnego czytelnika niż połączenie pszczół, zapylania, roślin, produkcji żywności, kłopotów z tą produkcją i w konsekwencji głodu. Może więc w prostszy (czyli w tym konkretnym rozumieniu - w linii prostej), bardziej bezpośredni sposób wpłynąć na czytelnika.</div><br /><div style="text-align: justify;">Ale wpłynąć jak? Czy samo czytanie i uświadamianie sobie zgubnego wpływu człowieka na środowisko i katastrofalnych konsekwencji tegoż coś zmieni? Jeśli „Błękit” weźmie do ręki czytelnik, który nigdy się nie zastanawiał nad skutkami ocieplenia klimatu, suszami, i tym wszystkim co za nimi idzie - to niewątpliwie ta powieść nim wstrząśnie. Ja tylko pytam - co dalej? Bo tu już Maja Lunde milknie. Może o to chodzi, może jej rolą jest jedynie zasygnalizowanie problemu i pójście dalej, do kolejnego problemu (pamiętajcie, napisała jeszcze powieść „Ostatni”). Ale tak można w nieskończoność - głód, susza, ginące gatunki, plastik w oceanach, plastik w płucach, wycinane lasy deszczowe, skażenie… można się rozpisać w ilości zdolnej przyćmić nawet dorobek Kraszewskiego. Tylko co dalej?</div><br /><div style="text-align: justify;">Czytałam „Błękit” mając pod ręką szklankę wody. Myślałam o tym, co ludzie robią ze światem. Myślałam, co ja mogę zrobić. Skończyłam czytać. Staram się pilnować, żeby nie marnować wody przy myciu zębów. W tyle głowy kołacze mi pytanie czy to wystarczy? Podobnie jak to, czy wystarczy pisać kolejne powieści, dobre powieści - zaznaczmy, oparte na tym samym schemacie kompozycyjnym i orbitujące wokół podobnej problematyki? Czy to moje zakręcanie kranu i pisanie następnej książki ostrzegającej przed katastrofą coś zmieni. Nie wiem… Tak samo, jak nie wiem, czy sięgnę po następną książkę Lunde.</div>Mg<br /><div><br /></div><div>Chcecie wypożyczyć? <a href="https://www.krosno-kbp.sowa.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=KROSNO%20W2018004477" target="_blank">Sprawdźcie dostępność w KBP</a>.</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhFAAkbKWDgnfvOuV9uXBpOicUnI0PZ8xNR5ADk5d7tJvMASPllWbqKsDEaZXN_4FnB9ahDJanju8QlpYl_PzjKr8UwGiRyQiflkvJ-UX3CzXb8JPid-sWVXj1uyJy0Fve3NYXuowVKWH1cClW1D2XGDPE22GpiGfUDmXSMRVvlH3SXQZse1JQvfg/s724/blekit_605881f5dd660.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="724" data-original-width="460" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhFAAkbKWDgnfvOuV9uXBpOicUnI0PZ8xNR5ADk5d7tJvMASPllWbqKsDEaZXN_4FnB9ahDJanju8QlpYl_PzjKr8UwGiRyQiflkvJ-UX3CzXb8JPid-sWVXj1uyJy0Fve3NYXuowVKWH1cClW1D2XGDPE22GpiGfUDmXSMRVvlH3SXQZse1JQvfg/w127-h200/blekit_605881f5dd660.jpg" width="127" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://www.wydawnictwoliterackie.pl/produkt/3415/blekit/ebook</td></tr></tbody></table><div>Lunde, Maja: Błękit. - Kraków : Wydawnictwo Literackie, 2018.</div>Wypożyczonehttp://www.blogger.com/profile/06020155509432994684noreply@blogger.com0Polska51.919438 19.145136-18.361779348968753 -121.47986399999999 90 159.770136tag:blogger.com,1999:blog-586343095652365630.post-41095459779674004462022-12-27T12:54:00.002+01:002022-12-27T12:54:58.229+01:00Ku pokrzepieniu!<div style="text-align: center;">Niespokojni ludzie</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdINgs-pcdaGjebntUZQxDF77m9W9-fTwdmnn9ErRJnmCB1Dp3NR5Swql7Ojh7Y9Gug3g5OTQNKHgOAy2S7BRaQDP1JIHcCr54EhAtkERwF2aoykhVMCpRVmEaZt3_8sHtxm9NkItli_bY3Yi_7tPWx8JkrkNho34UGF3I9QQfWduSSpTBZq6G_w/s2643/95675399.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdINgs-pcdaGjebntUZQxDF77m9W9-fTwdmnn9ErRJnmCB1Dp3NR5Swql7Ojh7Y9Gug3g5OTQNKHgOAy2S7BRaQDP1JIHcCr54EhAtkERwF2aoykhVMCpRVmEaZt3_8sHtxm9NkItli_bY3Yi_7tPWx8JkrkNho34UGF3I9QQfWduSSpTBZq6G_w/w276-h400/95675399.jpg" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://polona.pl/item/imbryk-elektryczny-to-goraca-herbata-i-w-dzien-i-w-nocy,OTU2MDUxMTQ/0/#info:metadata</td></tr></tbody></table><div style="text-align: center;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Od czasu do czasu każdy czytelnik potrzebuje jakiejś pokrzepiającej lektury, będącej jak kubek gorącej herbaty, gdy się przemarzło na mrozie. To fakt i nie ma co z nim dyskutować. Natomiast możemy polemizować co do tego jaki to ma być kubek, jaka w nim herbata, a może w ogóle nie herbata tylko kakao albo nawet kawa… Staję do tej polemiki na stanowisku, że choćbym nie wiem jak bardzo lekturowego pokrzepienia potrzebowała, nie znajdę go w powieściach romantycznych. No, proszę Państwa, tej herbaty to ja nie wypiję, bo od razu mnie mdli, choć próbowałam wielokrotnie. Ale zdaje się, że właśnie znalazłam gatunek, który mi odpowiada. Choć może gatunek to za dużo powiedziane, znalazłam autora, który mi odpowiada. Szweda. Fredrika Backmana.</div><span><a name='more'></a></span><br /><div style="text-align: justify;">Dawno, dawno temu przeczytałam jego debiut z 2012 roku - „Mężczyznę imieniem Ove”, a zupełnie niedawno wpadła mi w ręce wydana w 2022 r. powieść „Niespokojni ludzie”. I o nich parę słów…</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Dzień przed Sylwestrem zamaskowany napastnik z pistoletem napada na bank. Ma jednak pecha, bo to bank bezgotówkowy, ekspedientka w nim jest opryskliwa i w ogóle nie do końca wierzy, że pistolet napastnika jest prawdziwy, zasadniczo dociera do niego, że raczej nic z tego napadu nie wyjdzie. Wybiega więc z banku i wtedy widzi na ulicy policjanta. Spanikowany wpada do pobliskiego budynku a w nim - do mieszkania, którego drzwi są otwarte na oścież. Dlaczego? Bo to mieszkanie na sprzedaż i agentka nieruchomości właśnie pokazuje je sześciu zainteresowanym kupnem osobom. Tym samym nieudolny złodziej staje się terrorystą przetrzymującym zakładników, a droga ucieczki z tej matni właśnie zostaje odcięta przed podjeżdżające pod budynek radiowozy i dziennikarzy.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div>I teraz dopiero zaczyna się opowieść.<br /><br /><div style="text-align: justify;">Bowiem każda z osób znajdujących się w mieszkaniu ma swoją historię. A czytelnik zacznie je wszystkie poznawać, doszukując się między nimi zaskakujących powiązań. Mało tego, pozna również historię policjantów, którzy jako pierwsi znaleźli się na miejscu zdarzenia. Pozna też historię mężczyzny, który dziesięć lat wcześniej popełnił samobójstwo, skacząc z mostu widocznego z okien mieszkania. I wszystkie te opowieści, dosyć tragiczne, bo przecież każde ludzkie życie takie właśnie jest, ułożą się w fabułę „ku pokrzepieniu”.</div><br /><div style="text-align: justify;">Fredrik Backman przeplecie narrację wieloma cytatami „do pamiętnika”, które być może nie wejdą do annałów filozofii, ale dadzą poczucie, że nasze problemy wcale nie są odosobnione i w zasadzie wszystkie osoby o których czytamy w „Niespokojnych ludziach”, jakie widujemy codziennie w autobusie, pracy, sklepie, mierzą się z niemal identycznymi. Zaznaczyłam nawet w trakcie czytania takie fragmenty, a to znaczy, że jakoś do mnie przemawiały, więc jest spora szansa, że przemówią i do was. Bo nie sposób w pewnym wieku i w pewnym stanie psychicznym, i w pewnej dżdżystej porze roku nie zgodzić się z Backmanem, który mówi:</div><div style="text-align: justify;"><blockquote><i>Bo dziś oczekuje się od nas nieustannie, że sprostamy niepojęcie wielu rzeczom. Mamy mieć pracę, dach nad głową i rodzinę, do tego płacić podatki, nosić czystą bieliznę i pamiętać hasło do cholernego wi-fi. Niektórym z nas nigdy nie udaje się zapanować nad tym chaosem, więc życie po prostu toczy się dalej. [...] Uczymy się więc udawać, cały czas - w pracy, w małżeństwie, w relacjach z dziećmi i we wszystkim innym. Udajemy, że jesteśmy normalni, że mamy wiedzę ogólną, że rozumiemy, czym jest „poziom amortyzacji” i „stopień inflacji”. Że orientujemy się, o co chodzi w seksie. [...] Nie mamy żadnego planu, staramy się po prostu przetrwać kolejny dzień, bo jutro nadejdzie nowy. Czasem odczuwamy ból - taki straszliwy - tylko dlatego, że czujemy się nieswojo we własnej skórze. Czasem dopada nas panika, bo musimy zapłacić rachunki i być dorośli, choć wcale nie wiemy jak, bo tak potwornie zatrważająco łatwo jest wyłożyć się na dorosłości. </i>[s. 12 e-booka]</blockquote></div><div style="text-align: justify;"><blockquote><i>Bo w dorastaniu najstraszniejsza jest świadomość, że absolutnie nikt się już o nas nie troszczy, że odtąd sami musimy sobie ze wszystkim radzić i sami rozgryźć to, jak działa świat. Pracować i opłacać rachunki, nitkować zęby i punktualnie zjawiać się na spotkaniach, czekać w kolejce i wypełniać formularze, wpinać kable do gniazdka i skręcać meble, zmieniać opony w samochodzie, ładować telefon i wyłączać ekspres do kawy, i nie zapomnieć zapisać dzieci do szkółki pływackiej. Otwieramy rano oczy i życie już tylko czeka, żeby przysypać nas kolejną lawiną „pamiętaj!” i „nie zapomnij!”. Nie ma czasu na myślenie ani choćby na oddychanie, budzimy się i od razu bierzemy się do przedzierania się przez tę zaspę, bo jutro czeka na nas nowa. Czasem się rozglądamy, patrzymy na swoje miejsce pracy, na ludzi na zebraniu w szkole lub na ulicy, i przerażeni dostrzegamy, że wszyscy zdają się dokładnie wiedzieć co robią. Tylko my udajemy. Ci inni mogą sobie na wszystko pozwolić, wszystko mają pod kontrolą i na wszystko starcza im sił, a ich dzieci umieją pływać.</i> [s. 60 e-booka]</blockquote></div><div style="text-align: justify;"><blockquote><i>Po prostu człowiekowi okresowo tak cholernie doskwiera fakt, że istnieje. Że sam w sobie nie może się połapać, że nie lubi powłoki, w której tkwi. Że widzi w lustrze oczy i zastanawia się, do kogo należą, wciąż zadając sobie pytanie: „Co ze mną nie tak? Dlaczego tak się czuję?" </i>[s. 120 e-booka]</blockquote></div><div style="text-align: justify;">Wiecie już o co chodzi? Ponieważ te cytaty to wypowiedzi różnych bohaterów, czy komentarz narratora do sytuacji różnych bohaterów (nigdy tego samego), czytelnik dosyć szybko dochodzi do wniosku, że właściwie ból istnienia wspólny jest dla wszystkich. A kiedy on sam będzie przystępował do lektury odczuwając swój własny ból (a umówmy się, jeśli potraktujemy „Niespokojnych ludzi” jako książkę „ku pokrzepieniu”, to jest spora szansa, że sięgnęliśmy po nią w jakimś nie najlepszym dla nas czasie, w którym potrzebne nam było właśnie pokrzepienie), szybko dojdzie do wniosku, że ma z bohaterami wiele wspólnego. A skoro z bohaterami, to może i z innymi ludźmi, w realu. Może z żoną/mężem, irytującym dzieckiem, złośliwą sąsiadką.</div><br /><div style="text-align: justify;">Backman nie tylko w „Niespokojnych ludziach” uświadamia nam, że wszyscy mierzymy się z tym samym, ale i oczywiście sugeruje, co zrobić, by zmagania z życiem były nieco łatwiejsze:</div><div style="text-align: justify;"><blockquote><i>Nauczyłam się, że mówienie pomaga. Niestety, myślę, że większość ludzi wciąż będzie wykazywać więcej sympatii dla kolegów i przełożonych, jeśli ci, wyglądając pewnego ranka na wczorajszych, oświadczą raczej: „Mam kaca” niż: „Przeszywa mnie lęk”. Ale myślę też, że codziennie na ulicy spotykamy ludzi, którzy czują to samo, co pani i ja, wielu z nich tylko nie wie, co to. </i>[s. 345 e-booka]</blockquote></div><div style="text-align: justify;">Wyobraźcie sobie, co by się stało, gdybyśmy zaczęli do siebie mówić prawdę? Byłoby niewątpliwie zaskakująco, może wybuchowo, czasem na pewno zabawnie. Ale na pewno byłoby… prawdziwie! A to zawsze jest lepiej!</div><br /><div style="text-align: justify;">Kiedy więc po lekturze człowiek dochodzi do takich wniosków, to śmiało można założyć, że czytał dobrą powieść! Dlatego, widząc wszystkie słabości powieści Backmana, dałabym mu jednak bardzo wysoką notę w kategorii autorów piszących „ku pokrzepieniu”. Polubiłam jego bohaterów, wielowymiarowych, równocześnie irytujących i wzruszających, odnalazłam się w nich, pośmiałam się z nich (a więc i z siebie!) i zrobiło mi się lepiej!</div><br /><div style="text-align: justify;">Następnym razem, gdy życiowo zmarznę i potrzebna mi będzie książka jak herbata w ulubionym kubku - znów sięgnę po tego Szweda! I wy też sięgnijcie, kto wie, może się przecież okazać, że i ja i wy, którzy to czytacie, lubimy ten sam gatunek herbaty. W końcu nie różnimy się od siebie aż tak bardzo!</div>Mg<br /><br />Chcecie wypożyczyć? <a href="https://www.krosno-kbp.sowa.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=KROSNO%20W2022002107">Sprawdźcie dostępność w KBP</a>.<br /><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDvyBYzaTHRvbA-AwLNlNIpF4LSn3GR7esnAJpu7clllMbcutSw2lVvgpBqFev_KzaMNtQt3ktB3xYB2EdV2u1Wl9n7v7iicLwgiRdwIcxS4btCYxbenRbKcBzh1Q7lcXvJjuH82EZkrohnb9zfl_mgFz_wn9X2rAQRzEHd5tQbjfDwH61XZ2F6Q/s350/niespokojni-ludzie-w-iext115727859.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDvyBYzaTHRvbA-AwLNlNIpF4LSn3GR7esnAJpu7clllMbcutSw2lVvgpBqFev_KzaMNtQt3ktB3xYB2EdV2u1Wl9n7v7iicLwgiRdwIcxS4btCYxbenRbKcBzh1Q7lcXvJjuH82EZkrohnb9zfl_mgFz_wn9X2rAQRzEHd5tQbjfDwH61XZ2F6Q/w129-h200/niespokojni-ludzie-w-iext115727859.jpg" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://marginesy.com.pl/sklep/produkt/133479/niespokojni-ludzie?idcat=0</td></tr></tbody></table><div style="text-align: center;"><br /></div>Backman, Fredrik: Niespokojni ludzie. - Warszawa : Marginesy, 2022.Wypożyczonehttp://www.blogger.com/profile/06020155509432994684noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-586343095652365630.post-535676135942800132022-10-12T14:45:00.000+02:002022-10-12T14:45:24.298+02:00Nie myśleć... przy zwłokach!<div style="text-align: center;">Na skraju załamania</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEikIPV4QtM-VoHlfzYv-lo0y_HFHyr2Ze2r86z02ytSNUSjunLCq-LqzBbmpRIPmHkRj0eZh-7T6p5QxYwWGc-YDjdqwQ5_cAvbo9idhRdU9zI1f89P9AdHa5tjK2NXI3ZarR4fPR0-Itma1WWN3KMq3ToTPA1eqCNgtR7Z19LLxK1LxpmcmLF6cw/s3048/37492265.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1989" data-original-width="3048" height="261" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEikIPV4QtM-VoHlfzYv-lo0y_HFHyr2Ze2r86z02ytSNUSjunLCq-LqzBbmpRIPmHkRj0eZh-7T6p5QxYwWGc-YDjdqwQ5_cAvbo9idhRdU9zI1f89P9AdHa5tjK2NXI3ZarR4fPR0-Itma1WWN3KMq3ToTPA1eqCNgtR7Z19LLxK1LxpmcmLF6cw/w400-h261/37492265.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://polona.pl/item/pocztowka-okolicznosciowa,MzYxODQxNjc/0/#info:metadata</td></tr></tbody></table><div style="text-align: justify;">Umęczona upałem, który w kilka lipcowych dni A.D. 2022 wysuszył trawę i mój umysł, zapytałam koleżankę Elę (mam dużo koleżanek i na szczęście wiele z nich czytuje różne typy literatury), czy może mi polecić książkę, która mnie wciągnie, ale nie obciąży (zwłaszcza emocjonalnie), która każe myśleć, ale nie za dużo, która będzie czysto rozrywkowa, ale jednak na dobrym poziomie. I w której pojawi się trup, no bo proszę ja was, jak w ogóle można myśleć o dobrej rozrywce bez trupa… (to jest żart, oczywiście!). I koleżanka Ela zapytała: „a czytałaś coś Paris?” Odpowiedziałam, że nie i od razu się zawstydziłam, bo podobno wszyscy już czytali Paris i jej debiut „Za zamkniętymi drzwiami”. No, jak się okazuje - prawie wszyscy… W ramach literackiej skruchy postanowiłam zadośćuczynić Paris i sięgnęłam po jej drugą powieść „Na skraju załamania”. I właśnie o niej chcę wam opowiedzieć.</div><span><a name='more'></a></span><br /><div style="text-align: justify;">Czy to zrządzenie losu, że akcja „Na skraju załamania” zaczyna się mniej więcej wtedy, kiedy ja faktycznie powieść czytałam? W piątek 17 lipca Cass Anderson wraca do domu po spotkaniu z kolegami z pracy. Właśnie skończył się angielski rok szkolny i kadra nauczycielska poświętowała to zakończenie w knajpie. Impreza potem przeniosła się na grunt prywatny, ale Cass podziękowała za towarzystwo i postanowiła czym prędzej wrócić do domu, tym bardziej, że zanosiło się na burzę, a w domu czekał na nią mąż Matthew - cóż z tego że z migreną (prawdziwej miłości nawet migrena niestraszna). Cass, chcąc znaleźć się w domu jak najszybciej, wybrała zdecydowanie krótszą trasę wiodącą mało uczęszczaną, polną czy może raczej leśną drogą, dosyć niebezpieczną, zwłaszcza po zmroku i w ulewnym deszczu. I jadąc tą drogą zauważyła stojący w zatoczce samochód i kobietę za jego kierownicą. Co prawda zatrzymała się w pewnym oddaleniu od samochodu, czekając czy kobieta zasygnalizuje, że potrzebuje jej pomocy, ale ponieważ nic takiego się nie stało, deszcz był coraz bardziej ulewny a ciemność gęstsza, Cass ruszyła bez nawiązania kontaktu z nieznajomą. Dojechała do domu i zapomniała o sprawie, przynajmniej do momentu, kiedy w wiadomościach lokalnych usłyszała, że kobieta została znaleziona martwa w swoim samochodzie.</div><br /><div style="text-align: justify;">Nie trzeba być Holmesem, żeby się domyślić, że Cass zaczęły dręczyć wyrzuty sumienia. Może gdyby zdecydowała się wysiąść i podejść do kobiety, ta nadal by żyła… Tym bardziej, że okazuje się, że zamordowaną była Jane Walters, którą Cass poznała osobiście za pośrednictwem swojej przyjaciółki Rachel (Jane i Rachel pracowały w jednej firmie). I nawet zjadła z nią lunch, dosłownie kilka tygodni przed śmiercią Jane.</div><br /><div style="text-align: justify;">Sytuacji nie poprawia fakt, że sprawca brutalnego morderstwa pozostaje na wolności, a do domu Cass zaczyna codziennie o tej samej porze dzwonić ktoś, kto nie mówi ani słowa, ale zdecydowanie jest po drugiej stronie linii telefonicznej. Czyżby ktoś (morderca? wydzwaniający stalker?) widział Cass wtedy, 17 lipca na Blackwater Lane? Czyżby kobieta była w niebezpieczeństwie?</div><br /><div style="text-align: justify;">Cass oczywiście mówi o swoich podejrzeniach i Matthew i Rachel, jednak i mąż i najlepsza przyjaciółka zaczynają się niepokoić zupełnie czymś innym. Otóż Cass zaczyna mieć poważne problemy z pamięcią… Nie tylko zapomina, że zobowiązała się kupić prezent urodzinowy ze składkowych pieniędzy, że umówiła się z przyjaciółką albo że zaprosiła znajomych na grilla. Nie pamięta również, że podpisała umowę z dostawcą alarmu do domu, wręcz wypiera się, że to zrobiła choć na dokumentach widać ewidentnie jej pismo. Jest przekonana, że na parkingu wielopoziomowym ktoś ukradł jej samochód, który zostawiła na poziomie 4 i nie ma go tam, gdy szuka go Cass, ale jest, gdy przychodzi na ten sam poziom z ochroniarzem…</div><br /><div style="text-align: justify;">Cass boi się, że oto - być może pod wpływem stresu wywołanego śmiercią Jane - odzywa się demencja, na którą w wieku zaledwie 44 lat zapadła matka bohaterki i która zabrała ją nad wyraz szybko, pozbawiając wcześniej tożsamości. Czy to samo stanie się udziałem jej córki? A może to nie choroba? A może to ktoś gra z Cass w niebezpieczną grę każąc jej wątpić we własną poczytalność?</div><br /><div style="text-align: justify;">Oczywiście nie powiem wam, który trop jest trafny (bo chyba sami się domyślacie…). Nie powiem wam też, że w pewnym momencie zaczęłam się jakoś nieśmiało domyślać, kto stoi za „obłędem” Cass. Przyznam jednak, że zakończenie nieco mnie zaskoczyło i pani B.A. Paris udało się lekko wyprowadzić mnie w pole, za co cześć jej i chwała.</div><br /><div style="text-align: justify;">„Na skraju załamania” jest podobno bardziej przewidywalne niż „Za zamkniętymi drzwiami” i jest podobno powieścią gorszą od swojej starszej książkowej siostry. Co tylko sprawia, że mam ochotę bez zbędnej zwłoki sięgnąć po pierwszą powieść Paris i spędzić kolejny dzień, w którym potrzebuję odpoczynku od myślenia i wytchnienia od naładowanych emocjonalnie lektur, z jej książką.</div><br /><div style="text-align: justify;">Bowiem ta pani pisze bardzo dobre thrillery psychologiczne. Z odpowiednio zagmatwanym wątkiem, z właściwą liczbą twistów fabularnych, z ciekawymi bohaterami, których psychologia nie jest ani nadmiernie rozbudowana, ani też przesadnie spłycona (a uwierzcie mi, to dosyć istotne, albowiem czytając ostatnio podobną w gatunku powieść „Perfekcyjne małżeństwo” nabawiłam się bólu zębów i na wiele dni zadumałam się nad po pierwsze grafomaństwem autorki, po drugie - drzewami, które padły, by grafomaństwo autorki mogło ujrzeć światło dzienne. Pani Jevena Rose, która tym potworkiem debiutowała, powinna po pierwsze obiecać, że już nigdy nic nie napisze a po drugie - w ramach zadośćuczynienia posadzić kilka drzew).</div><br />Wróćmy jednak do Paris.<br /><div style="text-align: justify;">Dostajemy w „Na skraju załamania” dokładnie to, czego się spodziewamy. Nie więcej (no ale jak ktoś chce coś na miarę Siega Larssona, to niech czyta Stiega Larssona a nie brytyjski thriller), ale i nie mniej. Skoro więc ja dostałam kilka godzin rozrywki na przyzwoitym poziomie, to nie pozostaje mi nic innego niż polecić Paris tym wszystkim, którzy tak jak ja chcą czasem odpocząć od myślenia o egzystencjalnych potyczkach ludzkiego gatunku, najlepiej przy jakimś trupie albo psychopacie, który czyha na Bogu ducha winną kobietę. Polecam gorąco, zwłaszcza jako lekturę na leżak albo hamak w upalny lipcowy dzień (może też być lekturą na fotel pod kocyk w dzień październikowy i listopadowy)!</div>Mg<div><br /></div><div>Chcecie wypożyczyć? <a href="https://www.krosno-kbp.sowa.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=KROSNO%20W2018001410" target="_blank">Sprawdźcie dostępność w KBP</a>.</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjAq-suosH72XP5UGlT_paPTgjY5bqW5LeI4LJE41v2CZ_sFr3Q3g0-W_cJwuNGhoBhXTq8I3m1ZHgbm2vPqJGv9Dp_FVh_uBHglhb8soZVEDs3coaHB39haCJqU5pl0TpZ1mxGHNNjZV2X4p6ifwzK_CkKepcXFesrF5CDKPADVwDqGjL1q0klfw/s760/na%20skraju%20za%C5%82amania.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="760" data-original-width="513" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjAq-suosH72XP5UGlT_paPTgjY5bqW5LeI4LJE41v2CZ_sFr3Q3g0-W_cJwuNGhoBhXTq8I3m1ZHgbm2vPqJGv9Dp_FVh_uBHglhb8soZVEDs3coaHB39haCJqU5pl0TpZ1mxGHNNjZV2X4p6ifwzK_CkKepcXFesrF5CDKPADVwDqGjL1q0klfw/w135-h200/na%20skraju%20za%C5%82amania.png" width="135" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://www.wydawnictwoalbatros.com/ksiazki/na-skraju-zalamania/</td></tr></tbody></table><div>Paris, B.A.: Na skraju załamania. - Warszawa : Albatros, 2018.</div>Wypożyczonehttp://www.blogger.com/profile/06020155509432994684noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-586343095652365630.post-11882622849876614692022-07-11T12:48:00.000+02:002022-07-11T12:48:00.447+02:00Do czego przydają się internety…<div style="text-align: center;">Stara Słaboniowa i Spiekładuchy<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjbi-0JszD9Pt0OfHdZOnbf3w1D6paEEKLHQ65RN8TH0uBEUzB_7Lrq9uMPQQ0LXSxUdc2itZstWjvQc5Pb_sQ01LZqMdHumIt_M5DH8rpu6jmhJ5ZZQhPzHR99wqkANR4yvCu8qTTm4ovY5DgHZpXg-3NrFXP6-gYpI1ACBYZJmgfapKtLaZ5WBg=s3557" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3557" data-original-width="2399" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjbi-0JszD9Pt0OfHdZOnbf3w1D6paEEKLHQ65RN8TH0uBEUzB_7Lrq9uMPQQ0LXSxUdc2itZstWjvQc5Pb_sQ01LZqMdHumIt_M5DH8rpu6jmhJ5ZZQhPzHR99wqkANR4yvCu8qTTm4ovY5DgHZpXg-3NrFXP6-gYpI1ACBYZJmgfapKtLaZ5WBg=w270-h400" width="270" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://polona.pl/item/wampiry-powiesc-osnuta-na-faktach-autentycznych-przez-kazimierza-debno-krzyzanowskiego,OTY0NTY2NDc/0/#info:metadata</td></tr></tbody></table><div style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;">Dawno, dawno temu wpadła mi w ręce książka, z którą od tamtej pory najchętniej w ogóle bym się nie rozstawała. „W kręgu upiorów i wilkołaków” Bohdana Baranowskiego Wydawnictwa Łódzkiego z 1981 roku obudziło we mnie zainteresowanie folklorem, wierzeniami ludowymi i demonologią. To z niej dowiedziałam się, że to nie upał i udar słoneczny mogą powodować omdlenia, tylko Południce, że Zmora będzie nam uciskać klatkę piersiową w czasie snu, że rozstaje dróg to miejsca, w których najłatwiej spotkać czarownicę… Oczywiście na każdego upiora i wilkołaka Baranowski podawał sposób. Jednym słowem jego książka była jak podręcznik dla łowcy potworów. Są ludzie, którzy by go potrzebowali (ja) i są tacy, którzy książkom nie dowierzają, bo całą opisaną w nich wiedzę mają w głowie, przekazywaną tam z pokolenia na pokolenie. Słaboniowa zdecydowanie należy do tych drugich…</span></div></div><span><a name='more'></a></span><br /><div><div style="text-align: justify;">Na książkę Joanny Łańcuckiej trafiłam zupełnym przypadkiem, tuż po lekturze „Pań czarownych” Jakuba Ćwieka. Wydaje mi się, że internety i ciasteczka skojarzyły, że skoro Ćwiek napisał powieść o czarownicach i Łańcucka napisała powieść (w zasadzie to zbiór opowiadań, ale ułożonych chronologicznie i składających się w spójną całość) o czarownicy, to mogą mi ją podsunąć. Internety trafiły z tym, że namiętnie czytuję wszystko o czarownicach (pamiętacie moją recenzję „Wody na sicie” Anny Brzezińskiej? Jeśli nie, to możecie sobie ją przypomnieć - o <a href="https://wypozyczone.blogspot.com/2020/11/kamstwa.html" target="_blank">TUTAJ</a>), natomiast Ćwiek i Łańcucka nie mają z sobą prawie nic wspólnego. Już zdecydowanie bliżej „Starej Słaboniowej…” do książki Baranowskiego. Ale to przecież dobrze!</div><br /><div style="text-align: justify;">No to lecimy… od samego początku, czyli od „Pierwszych śniegów”.</div><div style="text-align: justify;">W tym opowiadaniu Stara Słaboniowa walczy z samym szatanem, który zagiął parol na Anetkę od Samoszuków, chrześnicę Słaboniowej. Która w dodatku okazała się być przy nadziei (Anetka, nie Słaboniowa!).</div><div style="text-align: justify;">Będzie i o Justynce Latoszuk, ślicznej dziewczynie przed którą rysuje się świetlana przyszłość w postaci Gienka z dużym fiatem 126p, która jednak daje się skusić czarom Kauka - dziecka o twarzy starca, czy też starca w postaci dziecka, demona lubieżności, który odbiera jej urodę i o mały włos również Gienka.</div><div style="text-align: justify;">Będzie i o narodzinach Klaudusi, Anetczynej córeczki i o Kikimorze, która dziecku nie dawała spać i męczyła niemowlę.</div><div style="text-align: justify;">O siódmej córce, która po śmierci zamieniła się w Zmorę.</div><div style="text-align: justify;">O synusiu, który urodził się z dwoma sercami, dwoma duszami i z podwójnym rzędem zębów - Strzygoniu.</div><div style="text-align: justify;">Będzie o tym, jak Stara Słaboniowa, zbrojna tylko w swoją wiedzę i umiejętności (bo przecież nie w siłę fizyczną) walczy z demonami z zaświatów, chroniąc mieszkańców Capówki - swojej wioski, utrzymując szczelność granic wsi, pilnując, by nie przedarło się przez nie nadprzyrodzone, pradawne zło.</div><br /><div style="text-align: justify;">Każdy z jedenastu rozdziałów-opowiadań to zajmująca historia. W połączeniu z rozdziałem przed i rozdziałem po składa się w historię losów mieszkańców Capówki, zwłaszcza Anetki i jej córki Klaudii, które zdecydowanie się „pierwszorzędnymi bohaterkami drugorzędnymi”, ale to być może ze względu na konszachty Anetki z samym księciem ciemności.</div><br /><div style="text-align: justify;">Ale absolutnym fenomenem jest to, jak w tle rozwija się opowieść o Starej Słaboniowej. Poznajemy ją jako około siedemdziesięcioletnią babuleńkę, okutaną (bo akcja pierwszego opowiadania toczy się wszak w zimie) w chusty wdowę po Hendryku Słaboniu, osamotnioną matkę trzech córek, z których najstarsza Marcjanna zmarła i razem z ojcem leży na cmentarzu w Chmielowie, właścicielkę dwuizbowego domu i skromnego gospodarstwa składającego się z krowy, świnki i kilku kur, z którego z czasem zostanie tylko czarny jak smoła kocur, pieszczotliwie zwany Mruczkiem.</div><br /><div style="text-align: justify;">I z opowiadania na opowiadanie ta starucha, posądzana przez całą wieś o uprawianie czarów, odsłania nam swoje tajemnice… Dlaczego co roku w Zaduszki stawia znicz na grobie księdza Jana, którego nawet nie miała prawa znać, bo kiedy ten był wikarym w Chmielowie Słaboniowej jeszcze nie było na świecie? Dlaczego rozpoznaje ją jako mniszkę Teofilę ponad stuletnia siostra Cecylia w klasztorze, do którego trafiają Słaboniowa z Anetką w poszukiwaniu Klaudii? Kim tak naprawdę jest ta staruszka, której nikt nie traktuje poważnie (oczywiście do momentu, w którym zawodzą wszelkie sposoby ratowania się od złego i trzeba wezwać na pomoc czarownicę)?</div><br /><div style="text-align: justify;">Joanna Łańcucka nie tylko napisała jedenaście historii z dreszczykiem, które chętnie przeczytają i miłośnicy horrorów (niektóre opowieści są zaiste niepokojące i profilaktycznie wolałam czytać je w pełnym świetle, najlepiej słonecznym) i zainteresowani folklorem (jeszcze raz chylę czoła przed dobrze odrobioną przez autorkę lekcją z mitologii i wierzeń słowiańskich). Zrobiła coś więcej - ukryła w tych opowiadaniach dwunastą historię, kto wie, czy nie najbardziej wciągającą i dramatyczną. Historię dziewczyny, którą skrzywdzono i która poświęciła życie na zemstę. I historię konsekwencji podejmowanych przez nią decyzji, z którymi przyszło jej się mierzyć.</div><br /><div style="text-align: justify;">I naprawdę szkoda, że „Stara Słaboniowa i Spiekładuchy” to książka, która w zasadzie przeszła bez echa. Swoje pierwsze wydanie miała w 2013 r. To prawie 10 lat temu! I gdyby nie internety i ciasteczka, które lepiej wiedziały co chcę przeczytać, to pewnie nigdy bym na nią trafiła. Tymczasem dostarczyła mi nie tylko rozrywki z dreszczykiem, ale i przypomniała o kilku innych książkach, odnosząc się do Baranowskiego, ale i przypominając postacią głównej bohaterki Babcię Weatherwax Terry’ego Pratchetta i trochę też Sapkowskiego, który w „Pani Jeziora” mówi głosem krasnoluda Yarpena Zigrina o tym, że postęp kiedyś rozjaśni mroki i sprawi, że ludzie nie będą już wierzyć, że w ciemności coś się na nich czai. Ale sam fakt, że ktoś nie będzie wierzyć w zagrożenie nie znaczy przecież, że zagrożenia nie będzie. Dlatego zawsze będą potrzebni wiedźmini... czy też w przypadku powieści Joanny Łańcuckiej - czarownice. Ci, którzy potrafią walczyć z siłami zła i utrzymywać kruchą przecież ale jednak równowagę w tym świecie.</div>Mg</div><div><br /></div><div>Chcecie wypożyczyć? <a href="https://www.krosno-kbp.sowa.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=legimi.com:611322" target="_blank">Sprawdźcie dostępność w KBP</a>.</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEh-26aSadpUeIEmZsMCMs4bFRQ6UV3H8EKd8CT7NkWpINbtgUE-QTcOz7Sga8Dp7esvIVa8mQds3u3TlbF9thIdTKQJkp5UfBed-03xpwsmo5dd3HyN-tDi2UymEjzBjyKWtC67AXYVOgQsRZN-Dplw5IqO_ltS-M7LELwcoKKINWI4YDVo_ajBgA=s2047" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2047" data-original-width="1309" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEh-26aSadpUeIEmZsMCMs4bFRQ6UV3H8EKd8CT7NkWpINbtgUE-QTcOz7Sga8Dp7esvIVa8mQds3u3TlbF9thIdTKQJkp5UfBed-03xpwsmo5dd3HyN-tDi2UymEjzBjyKWtC67AXYVOgQsRZN-Dplw5IqO_ltS-M7LELwcoKKINWI4YDVo_ajBgA=w128-h200" width="128" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: http://oficynka.pl/pl/p/Stara-Slaboniowa-i-spiekladuchy-oprawa-twarda-Joanna-Lancucka/769</td></tr></tbody></table><div>Łańcucka, Joanna: Stara Słaboniowa i Spiekładuchy. - Gdańska : Oficynka, 2013.</div><div><span id="docs-internal-guid-163aed71-7fff-8e04-7985-d46b317cb7a8"><div><span style="font-family: Arial; font-size: 11pt; font-variant-east-asian: normal; font-variant-numeric: normal; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap;"><br /></span></div></span></div>Wypożyczonehttp://www.blogger.com/profile/06020155509432994684noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-586343095652365630.post-15398022300355354022022-06-21T12:20:00.000+02:002022-06-21T12:20:56.090+02:00Nic ponadto<p style="text-align: center;">Empuzjon</p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjp2avH5fC0NnrLzxTv7q8dTyw1bAOoAcWAcTF-26CX1oH-9SzEKhZk8VBo5bCnHd7vxPIpCVQUXWv7S0Zu7rD16XFZZEjqTmO8K-UprOJa0HZU_ZLdZnViwpRPMMA2-NotoAjjfxaJPkToqbVZ6fDzFVlUUIbCOApoD3I-YLxZxecRcDsN3G1QKA/s3233/15525838.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2069" data-original-width="3233" height="256" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjp2avH5fC0NnrLzxTv7q8dTyw1bAOoAcWAcTF-26CX1oH-9SzEKhZk8VBo5bCnHd7vxPIpCVQUXWv7S0Zu7rD16XFZZEjqTmO8K-UprOJa0HZU_ZLdZnViwpRPMMA2-NotoAjjfxaJPkToqbVZ6fDzFVlUUIbCOApoD3I-YLxZxecRcDsN3G1QKA/w400-h256/15525838.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://polona.pl/item/slawuta-sanatorium-od-strony-horynia,MTUxNzY3NTE/0/#info:metadata</td></tr></tbody></table><div style="text-align: justify;">Oprócz zagorzałych przeciwników, którzy uważają że bezczelnie szkaluje ich świętości takie jak szeroko (a może właśnie wąsko!) pojęte Bóg, Honor i Ojczyzna, Olga Tokarczuk po Noblu ma niezliczone rzesze swoich zwolenników. No bo przecież nam, Polakom, tego Nobla zapewniła! Szkaluje, ale zapewniła!</div><div style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;">Wydaje mi się jednak, że problem pojawia się w momencie, gdy mamy mówić nie o Tokarczuk - laureatce Nobla, ale o Tokarczuk - pisarce. I o jej twórczości. W dodatku gdy mamy mówić nie na uczonych sympozjach ale po prostu - w gronie znajomych, którzy mają w zwyczaju rozmawiać o literaturze.</span></div>Bo twórczość Tokarczuk nie każdemu przypada do gustu. Dlatego mocno zastanawia mnie, jak będzie z recepcją „Empuzjona”* - pierwszej po Noblu powieści Tokarczuk. Ja jestem już po lekturze i dałabym mu… minus cztery w skali ocen szkolnych. Dlaczego?<span><a name='more'></a></span><br /><br /><div style="text-align: justify;">Ano dlatego, że w zasadzie jeszcze przed sięgnięciem po powieść, wiedziałam o czym będzie. I oczywiście to nie wina Olgi Tokarczuk, że wszystkie media (no dobrze, prawie wszystkie, oprócz tych bełkoczących o szkalowaniu…) rozpisywały się o czym będzie nowa powieść noblistki. Że inspiracja „Czarodziejską górą” Tomasza Manna. I że poszukiwanie nowych form narracji i wprowadzenie nowego typu narratora… Wszystko to dostałam. Szkoda, że nic ponadto.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Zacznijmy jednak po kolei - od fabuły.</div><div style="text-align: justify;">Rok 1913. Jesień. Do uzdrowiska na Dolnym Śląsku przyjeżdża Mieczysław Wojnicz, lat dwadzieścia kilka, student inżynierii wodno-kanalizacyjnej ze Lwowa. Będzie się tu leczył z gruźlicy. Ponieważ jednak gruźlików jest więcej niż miejsc w sanatorium - kurhausie, Mieczysław, dopóki nie zwolni się tam miejsce, będzie stacjonował na prywatnej kwaterze - w Pensjonacie dla Panów prowadzonym przez Wilhelma Opitza.</div><div style="text-align: justify;">W tymże pensjonacie razem z Wojniczem mieszkają również Walter Frommer z Wrocławia (czyli Breslau) - zamknięty w sobie teozof, który przyjechał do sanatorium z ukrytym celem, zupełnie innym od leczenia; August August - filolog klasyczny z Wiednia; Longin Lukas - nauczyciel z Królewca i Thilo von Hahn - student malarstwa z Berlina.</div><div style="text-align: justify;">Wprowadzenie ich do powieści ma na celu nie tyle nawet popchnięcie akcji do przodu, ile umożliwienie autorce zaprezentowania i starcia ze sobą rozmaitych światopoglądów. Jest to też ukłon w stronę arcy-powieści Manna. I tyle.</div><div style="text-align: justify;">Wydaje mi się, że moglibyśmy zamienić tych czterech mężczyzn na trzech, albo na pięć kobiet, albo w ogóle z nich zrezygnować - dla akcji nie miałoby to najmniejszego znaczenia… Dla warstwy światopoglądowej - tak, ale dla akcji - nie.</div><div style="text-align: justify;">Zdecydowanie większe znaczenie ma właściciel pensjonatu. Opitz bowiem ma żonę, która umiera już w drugim rozdziale śmiercią samobójczą i której śmierć budzi w Wojniczu niepokój, poczucie zagrożenia ale też ciekawość, by zajrzeć pod podszewkę rzeczywistości. Mieczysław robi to chociażby zapuszczając się na strych pensjonatu, na którym odkrywa pokój nieboszczki… Od tego momentu wizyty w nim będą tajną aktywnością mężczyzny, z której nie będzie chciał zrezygnować, chociaż inne pomieszczenia na strychu będą budzić w nim niepokój (jak np. izba z krzesłem z pasami, którymi przywiązuje się delikwentów, by nie mogli wstać…), podobnie zresztą jak dziwne odgłosy dające się słyszeć zwłaszcza w nocy, coś jak gruchanie gołębi… choć przecież gołębie w nocy nie gruchają!</div><br /><div><div style="text-align: justify;">Mieczysław zaczyna pogrążać się w świecie sekretów, które następnie rozlewają się poza Pensjonat dla Panów. Słyszy mianowicie historię o tym, że co roku w Göbersdorfie w listopadzie ginie rozszarpany na strzępy mężczyzna. Ma to być związane z legendą o mszczących się kobietach, które dawno dawno temu, posądzone o czary, musiały zbiec do okolicznych lasów i podobno są w nich do dziś żądając zadośćuczynienia za swoją krzywdę w postaci męskiej ofiary. Mówi się, że w ciągu ostatnich lat tymi ofiarami byli kuracjusze… A tymczasem październik zaczyna dobiegać końca, czy jest więc możliwe, że w tym roku ofiarą stanie się Mieczysław Wojnicz? Który, nawiasem mówiąc, sam kryje w sobie pewną „niespodziankę”?</div><br /><div style="text-align: justify;">Dobrze. Wystarczy o fabule. Dodam tylko, że wszystkie te nitki, które tu pobieżnie opisałam, zostaną zebrane w logiczny ścieg, skomponują się ze sobą i zakończą efektownym twistem. Ale to nie dziwi, w końcu „Empuzjon” nie wyszedł spod ręki debiutantki.</div><div style="text-align: justify;">Klarowna okaże się nie tylko fabuła, ale i język - dbający o znaczenie poszczególnych słów, z których żadne nie jest przypadkowe. Po prostu - nowa Tokarczuk to powieść która zaczaruje miłośników klasycznej prozy, powieści realistycznej, która w dodatku ma w sobie ukryte sensy i znaczenia: czy to w języku, czy też w fabule.</div><br /><div style="text-align: justify;">A skoro już przy tych sensach w fabule jesteśmy - „Empuzjon” stawia pytania i usiłuje szukać odpowiedzi na temat naszych ról społecznych, naszych poglądów, naszej czarno-białości, którą sobie stworzyliśmy, bo odczuwamy wielką potrzebę określenia siebie samych jakimś konkretem… gdy tymczasem pozostajemy w skali szarości i rozpaczliwie niekonkretni.</div><div style="text-align: justify;">Przy okazji tych ról społecznych Tokarczuk pyta o kobiecość i męskość, przytaczając mnóstwo mizoginistycznych opinii, pomijając kobiety w fabule a jednak dając im moc napędzania wydarzeń (pamiętajmy, wszystko zaczyna się od śmierci pani Opitz i UWAGA! SPOJLER ALERT! - na niej się kończy).</div><div style="text-align: justify;">Ważne jest też poruszenie tematu, który, mam wrażenie, zajmuje Olgę Tokarczuk już od jakiegoś czasu - czy to my obserwujemy ten świat, czy to on obserwuje nas? Ten problem cudownie jest wpleciony w fabułę za przyczyną fobicznego wręcz lęku Mieczysława Wojnicza przed byciem podglądanym… Bo czy zatkanie wszystkich szpar uchroni nas przed cudzym wzrokiem? Ludzkim być może, ale w „Empuzjonie” patrzą na nas nie tylko ludzie oczy, ale oczy… hmmm, no właśnie czego? Tego pierwszoosobowego mnogiego narratora, który mówi o sobie „my” i wie o nas i o wypadkach nas spotykających tyle, ile można wiedzieć z poziomu szpary w zasłonie czy dziury między deskami w podłodze.</div><br /><div style="text-align: justify;">Kończąc i podsumowując - „Empuzjon” zapewnił mi dwa dni świetnej rozrywki. Miałam poczucie, że dobrze spędzam czas, obcując z wartościową literaturą, dając się wciągnąć w historię Mieczysława Wojnicza i jego pobytu w sanatorium i… tyle.</div><div style="text-align: justify;">Niczym mnie powieść nie zaskoczyła, nie była ani kiepska ani wybitna, była po prostu kolejną na drodze powieściopisarstwa Tokarczuk, które rozwija się w swoim tempie. I o tyle była wyjątkowa, że przed nią na osi czasu był Nobel. Współczuję wszystkim tym, którzy się na „Empuzjonie” zawiodą (a na pewno tacy będą), oczekując od niego wybitności. Bo wybitności w nim nie ma. „Czarodziejska góra” która przecież pod tak wieloma względami wydaje się być pierwowzorem „Empuzjona” była wybitna. Pamiętam jak przeczytałam ją w ostatnich latach liceum i jak wielkie wrażenie na mnie wywarła. Ponoblowska powieść Tokarczuk jest zaledwie jej znikomym odbiciem - jakby w lustrze, które zbyt długo stało na strychu…, co nie znaczy, że nie można jakoś tam się w nim przejrzeć i czegoś tam dostrzec.</div>Mg<br /></div><div><br /></div><div>*albo „Empuzjonu” - jeśli ktoś wie, która forma jest prawidłowa, niech koniecznie da mi znać!</div><div><br /></div><div>Chcecie wypożyczyć? <a href="https://www.krosno-kbp.sowa.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=KROSNO%20W2022005006" target="_blank">Sprawdźcie dostępność w KBP</a>.</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgkbH-fFvwbj3-NjNJmgFQ0I0mlKClzhirRsCqd8nGrLfz0YDcyRlL0oC81IeWCxtQH4i7eyyHvHRNhqFEsQaqh5KhPM_fHKGXHvKqF4yvntZLDpPPwDnCwBLS0NXox7gxCo7asnQbCywmgAQrEkeUAG1FTX7P7SGrgIHXJihw6d41N0ZmUG9Sypg/s724/empuzjon_6254204f271b1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="724" data-original-width="460" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgkbH-fFvwbj3-NjNJmgFQ0I0mlKClzhirRsCqd8nGrLfz0YDcyRlL0oC81IeWCxtQH4i7eyyHvHRNhqFEsQaqh5KhPM_fHKGXHvKqF4yvntZLDpPPwDnCwBLS0NXox7gxCo7asnQbCywmgAQrEkeUAG1FTX7P7SGrgIHXJihw6d41N0ZmUG9Sypg/w127-h200/empuzjon_6254204f271b1.jpg" width="127" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://www.wydawnictwoliterackie.pl/produkt/4115/empuzjon</td></tr></tbody></table><div>Tokarczuk, Olga: Empuzjon. - Kraków : Wydawnictwo Literackie, 2022.</div>Wypożyczonehttp://www.blogger.com/profile/06020155509432994684noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-586343095652365630.post-56623572938432320962022-05-31T11:08:00.001+02:002022-05-31T11:26:02.344+02:00Kości są lepsze<div style="text-align: center;">Kości, które nosisz w kieszeni<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEgmYtEpmb6V4L75Ai_OaLL2UqN9Y4Pp-io1GEm92j6fxrXEVzifixFVrMiUoqYgspEmaN3ogqXe11TJivSm9TrrhX6zbRAOKze_DyZqI0cC41VflCw3fULjVCuFumv0131OSxt2RRDAhu1-gE4QeSIBD5P3m4Fhl6gJaqR9y-tuDUFne3YHW-gh1Q=s5180" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="5180" data-original-width="3287" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEgmYtEpmb6V4L75Ai_OaLL2UqN9Y4Pp-io1GEm92j6fxrXEVzifixFVrMiUoqYgspEmaN3ogqXe11TJivSm9TrrhX6zbRAOKze_DyZqI0cC41VflCw3fULjVCuFumv0131OSxt2RRDAhu1-gE4QeSIBD5P3m4Fhl6gJaqR9y-tuDUFne3YHW-gh1Q=w254-h400" width="254" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://polona.pl/item/der-stolz-der-familie,Nzk3NTM1NjI/0/#info:metadata</td></tr></tbody></table></div><div style="text-align: justify;">Ktoś mi kiedyś powiedział (tak, Magda, o Tobie mówię!), że czytam wyjątkowo ponure i emocjonalnie ważące tonę książki… Może i jest w tym trochę prawdy, ale też to nie jest tak, że ja czytam żeby się umartwiać. Czasem szukam w książkach tego pokrzepiającego, rozgrzewającego działania, jakie ma np. rosołek mamuni gdy przemarzliśmy na wietrze. I nie moja wina, że w tymże rosole znajduję głównie kosteczki - smętne pozostałości po kurze, która straciła życie…</div>Nie noszę ich jednak w kieszeni.<br /><div style="text-align: justify;">Natomiast w „Kościach, które nosisz w kieszeni” debiucie Łukasza Barysa, który doceniony został Paszportem „Polityki” 2021, nosi je bohaterka - Ula.</div><span><a name='more'></a></span><br /><div style="text-align: justify;">Cóż to jest za dziewczynka! Uważna i krytyczna, wrażliwa i opiekuńcza. Zmagająca się z życiem, światem i ludźmi. No i oczywiście ze sobą. I tocząca tę walkę z jednej strony dlatego, że ma lat naście (czyli jest w wieku, w którym walczy się z wszystkimi i ze wszystkim) a z drugiej strony - bo ten świat i ludzie wokół czasami naprawdę zasługują, żeby im solidnie przywalić. Nawet jeśli są rodziną, a może właśnie szczególnie dlatego.</div><br /><div style="text-align: justify;">Skoro już przy rodzinie jesteśmy… Bohaterka ma młodszego brata Daniela i siostrę Sonię. Matkę, która pracuje w Biedronce i jest wiecznie zmęczona, ledwo wiąże koniec z końcem i szuka rozpaczliwie miłości u mężczyzn, którzy jak meteory pojawiają się w jej życiu, by już za moment zniknąć (Ula jakże trafnie klasyfikuje ich kategorią „konkubenci”). Babcię, chorą na raka już od kilku lat, mocno rozczarowaną życiem, córką, życiem córki (głównie przez konkubentów) i wnukami. I psa Filipa. Ale do psa raczej nie ma się o co przyczepić.</div><br /><div style="text-align: justify;">W sytuacji, gdy w zasadzie na utrzymanie rodziny zarabia tylko jedna osoba, w domu się nie przelewa. Biednie jest po prostu. A jak jest bieda to jest i złość na nią i na siebie nawzajem i obwinianie się o wszystko, i przekleństwa i żal dojmujący za tym, co było dawniej, bo dawniej - jak wszyscy wiemy - było lepiej.</div><br /><div style="text-align: justify;">Zarzucają Barysowi, że w opisach rzeczywistości jest naturalistyczno-turpistyczny. Nie, nie jest. Jest po prostu spostrzegawczy… Sypiące się codziennie „kurwy” to nie zabieg mający szokować, ale język nas wszystkich (w mniejszym bądź większym stopniu, oczywiście). Eternit na dachu, wilgoć na ścianie, zużyte dziurawe opony na podwórku to nie aranżacja na potrzeby powieści ale krajobraz tysięcy polskich miasteczek i wsi. W przypadku „Kości, które nosisz w kieszeni” Pabianic (oj, chyba się Pabianice pogniewają na Barysa!)</div><br /><div style="text-align: justify;">Są jeszcze ludzie - stara alkoholiczka Wacia, jej syn trenujący na matce ciosy, konkubenci matki… Jest Baranowski Fabian - pierwsza miłość Uli, jej przyjaciółka Marianna Kindler, fabrykant Erwin Fulde. Fabrykant? Jaki fabrykant, zapytacie. Zmarły. Bo nie wspomniałam, że Baranowski Fabian i Marianna i Erwin Fulde nie żyją.</div><br /><div style="text-align: justify;">W tym momencie wkraczamy w obszar zaświatów, które w „Kościach…” sąsiadują z rzeczywistością Uli, a momentami nawet nad tą rzeczywistością dominują. I znów Barys krytykowany był przez niektórych za udziwnienie fabuły, „umrocznienie” jej stale obecną, namacalną śmiercią. I znów uważam te zarzuty za całkowicie bezpodstawne. I mam ochotę rzucić w twarz krytykantom prawdę tyleż oczywistą, co z niezrozumiałych dla mnie przyczyn dla niektórych niewygodną: umrzecie. I zakopią was w ziemi. I zjedzą was robaki. I nic tego nie zmieni, a uciekanie od tych tematów przypomina naiwną wiarę w to, że jak zamykam oczy, żeby niczego nie widzieć, to i mnie nie widać…</div><br /><div style="text-align: justify;">Fakt, że w życiu Uli obecna jest stale śmierć, nie jest niczym niezwykłym. Śmierć dokonana - nutrii, których kości bohaterka wykopuje z ziemi w pierwszym rozdziale, dziadka, Fabiana - młodego chłopaka, którego śmierć jest lokalną sensacją. I śmierć czająca się, gotowa do ataku - babci, która na raty umiera na raka.</div><br /><div style="text-align: justify;">I szczerze doceniam zabieg fabularny, przez który zmarli są stale przy Uli. Zakochanie w Fabianie, przyjaźń z Marianną, wreszcie wizyty babci - nieboszczki (i fakt, że śmierć nie wpłynęła na poziom jej niezadowolenia z córki i wnuków).</div><br /><div style="text-align: justify;">Jedno tylko w tej koncepcji mi zgrzytnęło…Wigilia z rozdziału „Jak obchodzić święta”, na którą przyszli i babcia i Erwin Fulde i Marianna Kindler (dlaczego nie Fabian?) Pojechało mi jakoś Mickiewiczem i „Dziadami” i w sumie nie do końca zrozumiałam znaczenie tych niewątpliwie symbolicznych scen, i tej ucieczki przed zmarłymi do kibla. I ta Wigilia, której nie zrozumiałam, znacząco obniżyła moją ocenę powieści. Jakby mi dawała do zrozumienia, że mylnie interpretowałam dotychczasową fabułę, skoro nie udźwignęłam percepcyjnie jej pre-finału (prawdziwy finał zrozumiałam i udźwignęłam, tak przynajmniej myślę).</div><br /><div style="text-align: justify;">Jak podsumować „Kości, które nosisz w kieszeni”? To bardzo dobry, obiecujący debiut. Świetny w warstwie językowej, prawdopodobny psychologicznie (jakim cudem facet tak sprawnie poruszał się po meandrach myślowych nastolatki?), ze sprawnie opisanym tłem socjologicznym.</div><br /><div style="text-align: justify;">Czytałam „Kości…”, czekając już na kolejne książki Łukasza Barysa. I pomyślałam sobie też, że nie tak dawno miałam w rękach podobną powieść o dorastającej dziewczynie radzącej sobie jakoś z brzydkim światem. Chodzi mi o „Niepokój przychodzi o zmierzchu” (pisałam wam o nim <a href="https://wypozyczone.blogspot.com/2021/10/na-wasna-odpowiedzialnosc.html" target="_blank">TUTAJ</a>). I wiecie co? „Kości…” są zdecydowanie lepsze! Polecam!</div>Mg<br /><div><br /></div><div>Chcecie wypożyczyć? <a href="https://www.krosno-kbp.sowa.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=KROSNO+W2022001198" target="_blank">Sprawdźcie dostępność w KBP</a>.</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEg6EK8JE1uQdYBgtbOqWMJSEQy9klhBWoI-XLNTwcyTWUfiZ8szb3h4WVy_Wl0odsM6QumFJHaS63-V-WhjFk0ACum8iN3YZgBxPw2yiZ--jnjm4uUXEShHV2zRqu0k8QRm0Zaw6joYR5swdmOQRdztRgFchBJkMn-Gs2y2DhkeyQFqlpI8GAlmgA=s2047" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2047" data-original-width="1366" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEg6EK8JE1uQdYBgtbOqWMJSEQy9klhBWoI-XLNTwcyTWUfiZ8szb3h4WVy_Wl0odsM6QumFJHaS63-V-WhjFk0ACum8iN3YZgBxPw2yiZ--jnjm4uUXEShHV2zRqu0k8QRm0Zaw6joYR5swdmOQRdztRgFchBJkMn-Gs2y2DhkeyQFqlpI8GAlmgA=w134-h200" width="134" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://wydawnictwocyranka.pl/pl/p/Kosci%2C-ktore-nosisz-w-kieszeni/46</td></tr></tbody></table><div>Barys, Łukasz: Kości, które nosisz w kieszeni. - Warszawa : Wydawnictwo Cyranka, 2021. </div><br />Wypożyczonehttp://www.blogger.com/profile/06020155509432994684noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-586343095652365630.post-61079995799958850742021-12-31T10:00:00.000+01:002021-12-31T10:00:01.228+01:00Nasza jasiofasolowatość<div style="text-align: center;">Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEh62c2lSGPxpxv4VGh81-cjWekgky31buvrKiU-UK79fuzKdpEO8niwUEaeNk-EzPK5v8sGY29j_2NNZ05KtJYa6EgrWYfTGKpcs1YSA5DLKSsNER4hxUs3Ifc6c4Ex3slSLQ03Z1eKkybnVzHtPUxwvxYScGbmgzL4hXoxNS_C1DOIT4sFWELuVw=s2048" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1840" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEh62c2lSGPxpxv4VGh81-cjWekgky31buvrKiU-UK79fuzKdpEO8niwUEaeNk-EzPK5v8sGY29j_2NNZ05KtJYa6EgrWYfTGKpcs1YSA5DLKSsNER4hxUs3Ifc6c4Ex3slSLQ03Z1eKkybnVzHtPUxwvxYScGbmgzL4hXoxNS_C1DOIT4sFWELuVw=w360-h400" width="360" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://polona.pl/item/nowa-linja-1935-kwiecien,OTI4NTgyNzE/0/#info:metadata</td></tr></tbody></table></div><div style="text-align: justify;">Też tak macie, że po okresach intensywnego czytania wymagającej literatury albo chcecie szmyrnąć każdą kolejną książką w kąt, albo przeczytać coś absolutnie głupiego, szmirowatego, co ma w sobie mnóstwo lukru, zabawnych momentów i kończy się obowiązkowo happy endem? No. I właśnie dlatego wrzuciłam na półkę w Legimi coś, co skojarzyło mi się z romansem i miłą komedyjką w angielskim stylu: „Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze” Gail Honeyman.</div>I było miło i śmiesznie… do czasu.<span><a name='more'></a></span><br /><br /><div style="text-align: justify;">Eleanor Oliphant ma prawie trzydzieści lat, z wykształcenia jest filologiem klasycznym, od dziewięciu lat księguje faktury w biurze. Mieszka sama w mieszkaniu socjalnym. Lubi rozwiązywać krzyżówki i pić alkohol. Ubiera się w praktyczne ubrania i wygodne buty, nie obcina włosów, nie robi makijażu. Nie lubi rozmawiać z ludźmi, nie rozumie ich. Jest takim kobiecym odpowiednikiem Jasia Fasoli, niedostosowanym społecznie, ale przyglądającym się bacznie temuż społeczeństwu i z obserwacji wyprowadzającym zaskakujące wnioski, najczęściej budzące szczery śmiech.</div><br /><div style="text-align: justify;">„Pewnego razu” czyli już w drugim rozdziale Eleanor trafia na koncert (bilety wygrała na loterii, marnotrawstwem byłoby nieskorzystanie z nich). Jako support (którego nie powinno się przecież pomijać) występuje Johnnie Lomond i Pilgrim Pioneers. Eleanor zakochuje się w Johnniem…</div><br /><div style="text-align: justify;">Może i nie jest „królową dyskoteki”, ale nawet ona wie, że żeby jakiś związek miał szansę zaistnieć, pasuje się poznać. Tak więc Eleanor zrobi wszystko, żeby poznać Johnniego. Zaczyna od wyszukania informacji o Lomondzie w sieci. Robiąc to, zawiesza swój służbowy komputer. Dzwoni do działu informatycznego. Starego rzęcha przychodzi naprawić nowozatrudniony informatyk Raymond Gibbons, który jako jedyny w biurze nie jest uprzedzony do Eleanor a nawet uznaje ją za ciekawą.</div><br /><div style="text-align: justify;">No dobra, w tym momencie już byłam pewna, że zmierzamy prostą drogą do wyznaczonego celu - oto zarysował się nam klasyczny trójkąt miłosny, którego jeden „czubek”, czyli Johnnie, jest niedostępny, drugi - Raymond jest niedoceniony i cała zabawa polega na tym, żeby trzeci, czyli Eleanor, zauważył drugiego. Po drodze przechodząc spektakularną metamorfozę z brzydkiego kaczątka w łabędzia… m.in. za sprawą depilacji okolic bikini (hollywoodzkiej w dodatku).</div><br /><div style="text-align: justify;">Faktycznie, relacja Eleanor i Raymonda się zacieśnia, zdecydowanie wpływa na to wspólne udzielenie pomocy pewnemu staruszkowi, który zasłabł na ulicy… ale jakoś dokładnie w tym momencie powieść Gail Honeyman zaczyna krok po kroku odchodzić od romansu.</div><br /><div style="text-align: justify;">Ciężar opowieści przenosi się na Eleanor, a jej niedostosowanie społeczne już nas nie bawi aż tak bardzo, jak na początku. Zdążyliśmy jako czytelnicy ją polubić, dlatego chcemy się dowiedzieć, co wpłynęło na to, że Eleanor jest jaka jest. Że ma bliznę po oparzeniu na policzku, jest więc najprawdopodobniej ocalałą z pożaru (ale jakiego pożaru?), że raz w tygodniu, w środę, dzwoni do niej apodyktyczna matka i budzi w córce nie tylko nieustające wyrzuty sumienia z powodu niespełniania jej oczekiwań ale i momentami paraliżujący strach. Skąd taka relacja z matką? I dlaczego Eleanor nie chce (a może nie potrafi) jej zerwać?</div><br /><div style="text-align: justify;">Jednocześnie zaczynamy dostrzegać, że to co nas początkowo w Eleanor bawiło, cała jej „jasiofasolowatość”, tak naprawdę jest zakamuflowanym wyrazem jej samotności przy jednoczesnej nieumiejętności nawiązania głębokiego kontaktu, za którym tak naprawdę bardzo tęskni.</div><br />Okazuje się, że w tym względzie my - czytelnicy również jesteśmy jak Eleanor. Bo i do nas stosują się jej obserwacje, zwłaszcza ta:<br /><blockquote style="text-align: justify;"><i>Gdy ktoś cię pyta, jak się masz, powinieneś odpowiedzieć: „Dobrze”. Nie należy opowiadać, że płakałaś przed snem do poduszki, bo od dwóch dni nie miałaś z kim porozmawiać. Odpowiadasz: „Mam się dobrze”</i>. [s. 251-252 e-booka]</blockquote><div style="text-align: justify;">Historia Eleanor zmierza do punktu kulminacyjnego, czyli jej wymarzonego spotkania z Johnniem Lomondem, które okaże się katastrofą i pozbawi bohaterkę tej resztki woli życia, jaką w sobie nosiła. Po nieudanej próbie samobójczej Eleanor, wsparta na ramieniu Raymonda, będzie próbowała jakoś pozbierać się na terapii a my - czytelnicy, całkowicie już pewni, że historia Eleanor Oliphant to nie romans, tylko coś na kształt powieści psychologicznej, zaczniemy zadawać sobie pytania, które przesądzają o tym, że powieść Honeyman warto przeczytać.</div><br /><div style="text-align: justify;">Dlaczego oceniasz ludzi po wyglądzie? Dlaczego ktoś z ułożoną fryzurą i w marynarce wydaje ci się atrakcyjniejszy jako partner do rozmowy, współpracownik niż np. kobieta bez makijażu i z nieogolonymi nogami?</div><div style="text-align: justify;">Dlaczego nie widzisz, że wpadłeś w pułapkę oceniania po pozorach? Że nie wyjdziesz z niej, dopóki nie pozbędziesz się wzorców myślenia narzuconych ci przez społeczeństwo.</div><div style="text-align: justify;">Dlaczego patrzysz a nie widzisz? Dlaczego słuchasz a nie słyszysz?</div>Nie tylko takich ludzi jak Eleanor… Siebie samego też…<br /><br /><div style="text-align: justify;">Dzielimy ludzi na atrakcyjnych i brzydkich, głupich i mądrych, bogatych i biednych, takich, z którymi warto i takich, którzy są obciachowi. I na nas ci sami ludzie też naklejają etykietki. Więc staramy się zawsze być jak „królowe dyskoteki” - atrakcyjne i popularne, a nie jak jakieś dziwolągi w bezrękawniku i ortopedycznych butach, nie jak Eleanor... Tylko czy warto? Czy nie lepiej po prostu być sobą, w dodatku takim sobą, przy którym inni też będą mogli odrzucić maski.</div>I na pytanie „jak się masz” odpowiedzieć „smutno mi i płakałam całą noc”.<br /><br /><div><div style="text-align: justify;">Muszę przyznać, że to całkiem sporo wniosków jak na książkę, która miała być jedynie nic nieznaczącą rozrywką.</div>Mg<br /><br /><div style="text-align: justify;">P.S. Mam nadzieję, że sami sięgniecie po historię Eleanor i będą was zachwycać jej trzeźwe spostrzeżenia na temat norm społecznych. Na przykład takie, jak jedno z moich ulubionych, o lekcjach wuefu, którym po prostu MUSZĘ się z wami na sam koniec podzielić:</div><div style="text-align: justify;"><blockquote><i>Wychowanie fizyczne w szkole średniej było wręcz nie do pojęcia. Musieliśmy wkładać specjalne stroje i bez końca biegać wokół boiska, od czasu do czasu dostając w ręce metalową pałeczkę, którą należało przekazać następnej osobie. Jeśli nie biegaliśmy, to skakaliśmy, do piaskownicy albo przez kozła. Trzeba to było robić w specjalny sposób; nie dało się po prostu podbiec i skoczyć, należało najpierw wykonać jakieś dziwaczne hop-siup, a potem pokonać kozła. Pytałam dlaczego, ale żaden z nauczycieli wuefu (a których większość, jak zauważyłam, z trudem odczytywała godzinę na zegarku) nie potrafił udzielić mi odpowiedzi. Narzucanie wszystkich tych aktywności młodym ludziom, którzy zupełnie się nimi nie interesowali, wydawało się doprawdy niezrozumiałe i jestem pewna, że skutecznie zniechęciło większość z nas do wszelkiej aktywności fizycznej na resztę życia.</i> [s. 96-97 e-booka]</blockquote></div>Nie będę dodawać, że jako uczennica nienawidziłam wuefu i skoków przez kozła...<br /></div><div><br /></div><div>Chcecie wypożyczyć? <a href="https://katalog.kbp.krosno.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=repl&plnk=q__eleanor+oliphant+ma+si%C4%99+ca%C5%82kiem+dobrze&sort=bytitle&view=1" target="_blank">Sprawdźcie dostępność w KBP</a>.</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhndyiXqd7vIJse4UPJi7nQ0NFuaGztrySdzoGcH9jzVqJSSISd9pBPFZmzGR4Zs4kvc0XKxiYatjVxK7WhivmRGJt-39_mqrJz5g-2a5rIRse6Rdg-eGOR2_ewLZKVhZRY12DkClbDQzPDtdUi5Wgn26SjU-8aVeDUpvQF-hZ-iY2A24T6y2bQoA=s1400" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1400" data-original-width="944" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhndyiXqd7vIJse4UPJi7nQ0NFuaGztrySdzoGcH9jzVqJSSISd9pBPFZmzGR4Zs4kvc0XKxiYatjVxK7WhivmRGJt-39_mqrJz5g-2a5rIRse6Rdg-eGOR2_ewLZKVhZRY12DkClbDQzPDtdUi5Wgn26SjU-8aVeDUpvQF-hZ-iY2A24T6y2bQoA=w135-h200" width="135" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://harpercollins.pl/ksiazka,3507,eleanor-oliphant-ma-sie-calkiem-dobrze.html#prettyPhoto</td></tr></tbody></table><div>Honeyman, Gail: Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze. - Warszawa : HarperCollins Polska, 2017.</div><br />Wypożyczonehttp://www.blogger.com/profile/06020155509432994684noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-586343095652365630.post-16355791826600538872021-12-22T11:26:00.001+01:002021-12-22T11:26:25.762+01:00Zaglądanie do głowy<div style="text-align: center;">Zaraz będzie po wszystkim</div><div style="text-align: justify;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEgZ7aEQyVRLjFd5XzexSPEclg06imhXemTjI2TQXSR5uw8Ee4_Bxsx1n_mT9jwDpiHhuUcPPyCpXXazey1mMnt-OxJCBAqIFAvgpuz2lB-rXn1tYp2wEgNiUQr9Iglk1Hml1nR2o0U0bxUp7JOUaQFgPRob8uAIwE5_dhF2gJtpgPTi_hx-4-O22w=s2048" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1470" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEgZ7aEQyVRLjFd5XzexSPEclg06imhXemTjI2TQXSR5uw8Ee4_Bxsx1n_mT9jwDpiHhuUcPPyCpXXazey1mMnt-OxJCBAqIFAvgpuz2lB-rXn1tYp2wEgNiUQr9Iglk1Hml1nR2o0U0bxUp7JOUaQFgPRob8uAIwE5_dhF2gJtpgPTi_hx-4-O22w=w288-h400" width="288" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://polona.pl/item/anatomia-glowy-ludzkiej-wraz-z-szyja-wyklad-pogladowy-z-tekstem-objasniajacym,OTgwODc1MjA/3/#info:metadata</td></tr></tbody></table>Czy wy też tak macie, że spacerując późnym wieczorem (lub ciemną nocą… chodzi o to, że po zmroku) lubicie zaglądać w rozświetlone okna cudzych mieszkań? I na kilka sekund podglądać cudze życie? Taki wycinek rzeczywistości, takie tu i teraz, to, że ktoś nalewa coś z dzbanka do kubka, ktoś się śmieje, ktoś ewidentnie krzyczy na kogoś innego. Bez przeszłości i bez przyszłości, choć przecież z zaproszeniem dla podglądacza, by sobie to co było i to co będzie wymyślił… Zawsze tkwiło we mnie przekonanie, że trochę na tym polega literatura, na wymyślaniu tego „przed” i „po”. A dobra literatura dokłada do zaglądania w okna coś jeszcze - zaglądanie do głowy. Złapanie jednej, dwóch, góra trzech myśli i wymyślenie im „przed” i „po”.</div><div style="text-align: justify;">Grzegorz Uzdański zrobił to po mistrzowsku w „Zaraz będzie po wszystkim”.<span><a name='more'></a></span></div><br /><div style="text-align: justify;">Autora poznałam na fanpejdżu „Nowe wiersze sławnych poetów”. Nie czytałam jego debiutanckiej powieści „Wakacje” z 2016 r. Podchodziłam więc do „Zaraz będzie po wszystkim” praktycznie bez żadnych oczekiwań. Przeczytałam pierwszą stronę i… Odłożyłam książkę na półkę. Potem przeczytałam ją jeszcze raz. I jeszcze raz odłożyłam. Stwierdziłam, że co mnie obchodzi jakaś pani Jadwiga, upierdliwa pensjonariuszka domu starców (tak, tak właśnie pomyślałam i nie wstydzę się do tego przyznać!). Ale kiedy mijał termin wypożyczenia postanowiłam dać Uzdańskiemu trzecią szansę, przebrnąć przez tę pierwszą stronę i mieć nadzieję, że Jadwiga się gdzieś upłynni a powieść rozkręci…</div>Cóż, Jadwiga została. Ale po tej pierwszej stronie zaczęłam zaglądać jej do głowy.<br /><br /><div style="text-align: justify;">Siedzi na wózku inwalidzkim. Musi prosić o to, żeby pielęgniarka przewiozła ją z punktu a do punktu b, do palarni na przykład (bo Jadwiga pali) albo na kolejny odcinek „Wspaniałego stulecia”, który właśnie leci w telewizji. Albo do toalety. Musi znosić obecność współlokatorek, w tym jęczącej wariatki, która nie pozwala przespać spokojnie nocy. Musi znosić odór przy zmianie pieluchy wariatce. Musi znosić paskudne jedzenie, co do którego ma podejrzenia, że jest „drugiej świeżości”. Musi znosić ból, na który coraz mniej pomagają leki w dawkach przepisanych przez lekarza. Musi prosić o zwiększenie dawki. Musi, musi, musi…</div><div style="text-align: justify;">Kiedyś nie musiała. Gdy jeszcze była młoda, gdy pracowała w redakcji. Gdy obok był Michał i mała Ola. I nawet później nie musiała, już po śmierci Michała i wyjeździe Oli do Stanów. Nie musiała do czasu, aż się przewróciła i połamała. Teraz musi. Nie chce. Ale musi. Prosić. A potem czekać. Najkrócej czeka, gdy prosi o coś Tomka, wolontariusza.</div><br /><div style="text-align: justify;">Tomek wchodzi na oddział myśląc o tym, co zrobił poprzedniego wieczoru. A napisał w komentarzu pod zdjęciem dziewczyny, byłej dziewczyny, okropny komentarz. I choć go usunął, ona go zablokowała. I on nie wie co teraz. I czuje się winny, ale też czuje się zły, jak w tej chwili gdy pisał. Bo jak ona mogła użyć tego słowa w stosunku do kogoś innego niż Tomek. To było przecież ich słowo, ich „kotsis”, grecki kot milioner, używany tylko w stosunku do niego, więc jak mogła użyć go zwracając się do tamtego. To był Tomka „kotsis” więc ona nie miała prawa, więc Tomek miał trochę racji, gdy napisał tamten komentarz pod zdjęciem. A teraz czeka, może ona napisze mu coś, na przykład że mu wybacza. I nie może się skupić na niczym innym. A powinien, w końcu już wchodzi w inną rzeczywistość. W której jest potrzebny Jadwidze, żeby jej skoczyć po papierosy i po „Fakt” do kiosku (Tomek wstydzi się kupować „Fakt”, więc zawsze dokłada do niego „Tygodnik Powszechny”). I jeszcze może mógłby poprosić, żeby jej zwiększyli jednak tę dawkę leków przeciwbólowych. A niewidomemu Andrzejowi jest potrzebny do przeczytania chociaż kilku stron sensacyjnej powieści. A pielęgniarkom w ośrodku jest potrzebny do umycia okna w łazience. A on cały czas myśli o tym, co stało się wczoraj wieczorem.</div><br /><div style="text-align: justify;">Pielęgniarki chcą żeby Tomek jednak umył to okno a nie czytał Andrzejowi albo dotrzymywał towarzystwa Jadwidze. Bo dla kogo jest taki wolontariusz? Dla starców? Dla domu starców? Jak ma pomagać to niech pomaga tak, żeby to faktycznie okazało się pomocne, ta pomoc Tomka. Żeby ich trochę odciążyć. Pielęgniarkę Agatę na przykład, która też myśli o tym co w domu, ale nic nie mówi, bo kogo obchodzi to co w domu u Agaty. Stara się być na sto procent w pracy, no może na osiemdziesiąt, bo bądźmy szczerzy - kto jest na sto procent w pracy? I stara się zrozumieć, że Jadwiga krzyczy i jest niezadowolona, też by była na jej miejscu, też jest niezadowolona, ale przecież nie krzyczy. Myśli o Jurku, który jej nie zdradził ale tak jakby jednak trochę nie był wierny. Myśli o Ani, która okazało się znowu nie poszła do szkoły i trzeba będzie z nią porozmawiać, ale to dopiero po powrocie do domu. Myśli o kręgosłupie, który ją boli. Myśli, że trzeba dać zastrzyk z morfiny Idze, zmienić pieluchę Krystynie.</div><br /><div style="text-align: justify;">Boli. Trzeba prosić. Nie możesz się skupić. Musisz znosić innych. Jesteś zła. Martwisz się. Nic się już nie zmieni, a na pewno nie na lepsze. Umrzesz. To już nie potrwa długo. Zaraz będzie po wszystkim…</div><br /><div style="text-align: justify;">Cóż to była za powieść! Choć można powiedzieć że o umieraniu, to dla mnie - jak zawsze przewrotnie - o życiu. O ludziach. O tym, że czasem warto im zajrzeć do głowy, choćby tylko na sekundę. I wymyślić sobie „przed” i „po” tej sekundy, jakiejś jednej myśli, niemiłego słowa, grymasu twarzy. Upierdliwej Jadwidze. Roztargnionemu Tomkowi. Zmęczonej Agacie. Pani na poczcie, kierowcy w autobusie, kierownikowi w zakładzie pracy, nauczycielce na wywiadówce, sąsiadowi, mężowi, żonie, siostrze, bratu, dziecku…</div><br /><div style="text-align: justify;">Po tej pierwszej nieszczęsnej stronie, do której podchodziłam kilka razy, przeczytało mi się resztę Uzdańskiego błyskawicznie (a to ze względu na język, jakim operuje autor, dopasowany idealnie do potrzeb zaglądania ludziom w głowy). I oprócz wielkiej przyjemności z lektury, również takiej czysto leksykalnej, miałam też poczucie, że dotknęliśmy razem z Uzdańskim, Jadwigą, Tomkiem rzeczy ważnych. Tego, że ani książki, ani upierdliwej staruszki ani roztargnionego wolontariusza, nie można odrzucać pomimo początkowej niechęci albo braku zaciekawienia albo trudności w zrozumieniu. Trzeba spróbować mu zajrzeć do głowy!</div>Czytajcie „Zaraz będzie po wszystkim” bo to bardzo dobra powieść jest. Czytajcie Uzdańskiego („Wakacje” i „Wypiora” ja przeczytam na pewno). I zaglądajcie ludziom do głów.<br />Mg<div><br /></div><div>Chcecie wypożyczyć? <a href="https://katalog.kbp.krosno.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=KROSNO%20W2019012182" target="_blank">Sprawdźcie dostępność w KBP</a>.</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhxVXGEdXc-TF08jJvcF0RNvO8--__68bT_y_yj7gFBIgQznLixykv74cv-51SgaWjrgApuB00LUxJTyqYQl3ZDYoHqebgPJTDahEWbgBs8goXUsrteaanmUZr53yJaWD_Cb8z03P3mjbf5g4kqYAleTnYTJ8vqmrujTRxtoLkvwLjdob5YMnNE9A=s555" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="555" data-original-width="380" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhxVXGEdXc-TF08jJvcF0RNvO8--__68bT_y_yj7gFBIgQznLixykv74cv-51SgaWjrgApuB00LUxJTyqYQl3ZDYoHqebgPJTDahEWbgBs8goXUsrteaanmUZr53yJaWD_Cb8z03P3mjbf5g4kqYAleTnYTJ8vqmrujTRxtoLkvwLjdob5YMnNE9A=w137-h200" width="137" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://www.gwfoksal.pl/zaraz-bedzie-po-wszystkim-grzegorz-uzdanski-sku7593a609fb92a4f07de9.html</td></tr></tbody></table><div>Uzdański, Grzegorz: Zaraz będzie po wszystkim. - Warszawa : Wydawnictwo W.A.B., 2019.</div><br />Wypożyczonehttp://www.blogger.com/profile/06020155509432994684noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-586343095652365630.post-63533074606340233012021-11-30T09:04:00.001+01:002021-11-30T13:35:58.663+01:00Bez przypisów i bibliografii<div style="text-align: center;">Baśń o wężowym sercu albo Wtóre słowo o Jakóbie Szeli</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjKX4C1jATssNa8aHcHTrBozJYEZo1kNYszRd7vkQQNqf5w5EZKBkkbNrRslJZecnkReAwZKnehu9FyNFWjv4yNPRm6eWuQez6HuOD3PiA3uNZNmkfqfBr_kXJVsFt0kV8SUE3xn4Yeg/s2048/ba%25C5%259B%25C5%2584-o-w%25C4%2599%25C5%25BCowym-sercu.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1165" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjKX4C1jATssNa8aHcHTrBozJYEZo1kNYszRd7vkQQNqf5w5EZKBkkbNrRslJZecnkReAwZKnehu9FyNFWjv4yNPRm6eWuQez6HuOD3PiA3uNZNmkfqfBr_kXJVsFt0kV8SUE3xn4Yeg/w228-h400/ba%25C5%259B%25C5%2584-o-w%25C4%2599%25C5%25BCowym-sercu.jpg" width="228" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://polona.pl/item/ewa-z-wijacym-sie-wezem,NzU1MjA0MzY/0/#info:metadata</td></tr></tbody></table><div style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;">Długo czytałam tę książkę i długo się zastanawiałam, czy w ogóle cokolwiek o niej napisać… Bo nie lubię, gdy nad w miarę obiektywnymi obserwacjami górę biorą moje czytelnicze emocje. Ale po zastanowieniu stwierdziłam, że jeśli po lekturze tej emocjonalnej recenzji choć jedna osoba zdecyduje się sięgnąć po powieść Radka Raka, to warto. Więc piszę o „Baśni o wężowym sercu…”, piszę krótko (zwłaszcza w porównaniu z czasem czytania i czasem zastanawiania się): to GENIALNA książka!<span><a name='more'></a></span></span></div><br /><div style="text-align: justify;">Choć nasze relacje na początku były trudne. Odpychał mnie temat. Jakoś niespecjalnie uznawałam, żeby życie Jakuba Szeli było dobrą podstawą dla fascynującej opowieści. O czym tu pisać? Żył, wkurzała go pańszczyzna, więc wyrezał panów na galicyjskiej wsi. Koniec. Odpychała mnie okładka, taka czerwona (jak na mój gust za bardzo czerwona) z rysunkiem gołej pani z zamazaną twarzą (tak, jakby gołe panie były koniecznym elementem współczesnej polskiej powieści)…</div><div style="text-align: justify;">W zasadzie do lektury przekonały mnie jedynie zdobyte przez „Baśń o wężowym sercu…” w 2020 roku nagrody: Nike i Zajdel. Zobligowana nimi do wyrobienia sobie własnej opinii zamknęłam oczy na okładkę, wysiłkiem woli (choć wcale nie tak dużym) zapomniałam o swojej wiedzy o rabacji galicyjskiej wyniesionej ze szkoły i zaczęłam czytać.</div><br /><div style="text-align: justify;">I nagle znalazłam się w innym świecie. W świecie Kóby, młodego chłopaka pracującego razem ze Starym Myszką jako szabesgoj u Żyda Kohlmanna. W Kóbie kocha się Chana, córka Kohlmanna. I bardzo dosłownie oddaje mu swoje serce. Ale Kóba nie wie, co zrobić z takim podarkiem, najcenniejszym w świecie a przecież nie zawsze chcianym. Chowa je więc pod siennikiem w swojej izbie. I zapomina o nim, tym bardziej, że jego myśli wypełnia inna dziewczyna - tajemnicza, dzika i wolna, pewna własnej kobiecej mocy i umiejętnie z niej korzystająca Malwa. I swoje serce Kóba oddaje właśnie jej. A potem wszystko zaczyna iść źle. Za namową Jontka Gacy Kóba zniewala Malwę. Malwa mści się na nim w wyrafinowany sposób, zwracając swoje zainteresowanie i swoje kobiece czary w stronę dziedzica Wiktoryna Bogusza. Mniej więcej w tym samym czasie Kóba i Wiktoryn ścierają się niemal dosłownie w kwestii obowiązku pańszczyzny i fakt, że Kóba jest zmuszony do jej odrobienia w dość okrutnie wyrafinowany sposób to jeszcze nic. Szalę goryczy przeważa zamęczenie na śmierć schorowanego Starego Myszki, jednej z najbliższych Kóbie osób. Oto więc mamy zawiązanie dramatu - po dwóch stronach stają dobry chłop Szela i okrutny dziedzic Bogusz. A między nimi chęć zemsty za śmierć Myszki, poczucie niesprawiedliwości społecznej i walka o wyjątkową kobietę - Malwę.</div><br /><div style="text-align: justify;">Już, już wydaje nam się, że wiemy, jak dalej potoczy się ta historia. Ale właśnie wtedy autor pokazuje swój niesamowity literacki kunszt i udowadnia, że jego wyobraźnia większa jest i pojemniejsza niż znana z podręczników szkolnych historia. Na scenę wkraczają uratowane przez Kóbę węże, jego życzenie, żeby kiedyś być takim panem jak Bogusz (po to tylko, żeby Malwa znów go pokochała, tak jak „kocha” dziedzica) i fakt, że Kóba nie ma serca, bo przecież oddał je dziewczynie. Pojawi się w tej historii i pustelnica, czarownica Sława, i czarty z piekła rodem: Amazarak i Azaradel i Zły Człowiek i kot, który jest kogutem i legenda o Magurze, córce uśpionego w beskidzkich podziemnych jaskiniach Króla Węży, ba, pojawi się nawet ponownie Chana, choć przecież już nie żyje… Zacznie się prawdziwe Rakowe opowiadanie baśni!</div><br /><div style="text-align: justify;">Niby nie powinniśmy być zaskoczeni - przecież już w tytule Radek Rak zdradził, że będzie nam opowiadał baśń. A jednak zaskoczeni jesteśmy. Bo chyba już zapomnieliśmy jak baśń brzmi, zapomnieliśmy, że wszystko w niej jest możliwe, że nieustannie toczy się w niej walka światłości z mrokiem a jej bohaterowie opowiadają się to po jednej to po drugiej stronie, a czasem przystają w cieniu. Zapomnieliśmy, że choć próżno szukać w baśni świata którym rządzi rozum i prawa fizyki, to przecież ten świat rządzony przez prawa baśni jest nie mniej realny. Bo przecież w nim też dochodzi do rzezi galicyjskiej, tylko jej powody są inne niż te znane z lekcji historii. Ale dlaczego zakładamy, że prawdziwe są te z podręcznika a te z „Baśni o wężowym sercu…” wydumane? A może wcale nie?</div><br /><div style="text-align: justify;">Tak, właśnie ten powrót do opowiadania o świecie językiem baśni tak bardzo mnie urzekł w powieści Radka Raka. Kiedyś, dziećmi będąc, tylko tak poznawaliśmy rzeczywistość, zasady, dobro i zło. Później zaczęliśmy potrzebować przypisów i bibliografii, żeby uznać coś za prawdziwe… Ale czy słusznie? Może właśnie prawda o świecie kryje się w opowieściach o kwiecie paproci, o żywej wodzie, szklanej górze, Królu Węży? Po lekturze „Baśni o wężowym sercu…” jestem w stanie iść w zaparte, że tak właśnie jest!</div><br />I jeszcze jedno. Ten przecudowny język! I to rozpoczynające każdy rozdział zdanie „Powiadają, że…”<div><div style="text-align: justify;">I jeszcze drugie. Te autentyczne miejsca, tak dobrze mi znane, bo przecież mieszkam na terenie dawnej Galicji: Brzostek, Pilzno, że o Tarnowie, Krakowie czy Lwowie nie wspomnę, będące kolejnym dowodem na to, że opisane w „Baśni...” historie wydarzyły się naprawdę, skoro miejsca w jakich dzieje się akcja są autentyczne.</div><br /><div style="text-align: justify;">Tak, to wszystko właśnie sprawiało, że czytałam powieść bardzo długo. Bo po prostu nie chciałam jej kończyć. Bo w tych momentach lektury znów byłam dzieckiem, które uczyło się świata, miłości, nienawiści, odwagi i strachu, odpowiedzialności i ponoszenia konsekwencji, zemsty, życia po prostu. Bez przypisów i bibliografii. Bo ta baśniowa prawda ich nie potrzebowała.</div><br /><div style="text-align: justify;">Tak, i dlatego właśnie nie chciałam pisać tej recenzji. Nie potrafię oddać swoimi słowami jak niesamowita jest to opowieść.</div>Pozostaje wam ją przeczytać i przekonać się na własnej skórze. Warto. Po stokroć warto!<br />Mg<br /></div><div><br /></div><div>Chcecie wypożyczyć? <a href="https://katalog.kbp.krosno.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=KROSNO%20W2020004216" target="_blank">Sprawdźcie dostępność w KBP</a>.</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjphBb3MGwlJseRzjCfAebR22cZeldiO_jMAsSFIurJqvMxTuhE6Ib0iEUjNLfh8E1w9ag-cIswHYUE4HNM9FQ5cGiqfMwUzD1zxm_gzV7C4hPYDXbJjC6pH2IsjkPvRuxFxupGE2Tfdw/s487/large_Rak_BoWS_front_1500.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="487" data-original-width="320" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjphBb3MGwlJseRzjCfAebR22cZeldiO_jMAsSFIurJqvMxTuhE6Ib0iEUjNLfh8E1w9ag-cIswHYUE4HNM9FQ5cGiqfMwUzD1zxm_gzV7C4hPYDXbJjC6pH2IsjkPvRuxFxupGE2Tfdw/w131-h200/large_Rak_BoWS_front_1500.jpg" width="131" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://powergraph.pl/katalog/ksiazki/basn-o-wezowym-sercu</td></tr></tbody></table><div>Rak, Radek: Baśń o wężowym sercu albo Wtóre słowo o Jakóbie Szeli. - Warszawa : Powergraph, 2020.</div>Wypożyczonehttp://www.blogger.com/profile/06020155509432994684noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-586343095652365630.post-8783316117816829612021-11-23T08:36:00.000+01:002021-11-23T08:36:14.049+01:00"Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono"<div style="text-align: center;">Wyspa</div><div style="text-align: justify;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhnT84-kmvewdFuJW7lWi0w5RI_pxWVZMHMhzT-ae0WQoHSyCa4-aa7ecyfvGHdEX_mGnBpozQtCQKA8t8FOG5XX7t5jWTdeowX3GPLPV3nbHb1Ns6OJ4J1BxRrDtCGVzuEJLiUSjL6RxNR9nlq0iHzwr9tv-doth6c8zFAzAARMcN-2lFIibZ_CQ=s2048" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1300" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhnT84-kmvewdFuJW7lWi0w5RI_pxWVZMHMhzT-ae0WQoHSyCa4-aa7ecyfvGHdEX_mGnBpozQtCQKA8t8FOG5XX7t5jWTdeowX3GPLPV3nbHb1Ns6OJ4J1BxRrDtCGVzuEJLiUSjL6RxNR9nlq0iHzwr9tv-doth6c8zFAzAARMcN-2lFIibZ_CQ=w254-h400" width="254" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://polona.pl/item/domy-nad-jeziorem,Nzc0OTY1NDI/0/#info:metadata</td></tr></tbody></table>Zadowoleni jesteście ze swojego życia? Z ludzi, z którymi się spotykacie co dzień? Z siebie jesteście zadowoleni? Z tego, jak postępujecie, w co wierzycie? Tak? To dobrze… Bo być może kiedyś zostanie wam tylko to, tylko to będzie was mogło uratować. I wtedy się okaże, czy wasze zadowolenie było słuszne. Czy otoczyliście się właściwymi ludźmi, czy zaufaliście tym godnym zaufania, czy sami jesteście go godni...</div><span><a name='more'></a></span><br /><div style="text-align: justify;">Hjalti Ingolfsson, dziennikarz w średnim wieku, raczej nie ma na co narzekać. Co prawda jego związek z Maríą się rozpadł, ale to można było przewidzieć - początkowy ogień już dawno się wypalił, w dodatku nie bardzo wiadomo było, kto ma wychowywać dzieci Maríi z poprzednich związków - Margret i Eliasa. Dzieciaki nie bardzo akceptowały Hjaltiego, on niespecjalnie dobrze czuł się w roli przyszywanego taty. Cóż, mała strata, krótki żal.</div><div style="text-align: justify;">Są przecież jeszcze koleżanki i koledzy z redakcji, no, może poza Ulfhildur, która całe życie oddała pracy niezłomnie wierząc, że dziennikarze są po to, by patrzeć na ręce władzy. Dlatego Ulfhildur nie pochwala tego, że Hjalti wykorzystuje swoją prywatną znajomość z Elin Olafsdottir - ministrą spraw wewnętrznych, by móc przeprowadzić wywiad z jakimś niedostępnym dla mediów politykiem, albo jako pierwszy dowiedzieć się o jakimś skandalu, dostać przeciek…</div><div style="text-align: justify;">Jest jeszcze rodzina Hjaltiego - matka w domu opieki, którą Hjalti odwiedza zbyt rzadko, ale przecież wiadomo, jak w codziennym kieracie trudno znaleźć chwilę dla najbliższych. I brat Leifur, z którym Hjalti od czasu do czasu rozmawia przez telefon i który mówi mu wtedy o tym, jak miewa się matka, bo on jakimś cudem potrafi znaleźć czas na spotkania ze starszą panią.</div>Hjalti prowadzi życie podobne do naszych żyć.<br />Przynajmniej do czasu.<br /><br /><div style="text-align: justify;">Któregoś dnia, podobnego do tysiąca innych dni, Islandia traci łączność z resztą świata. Po prostu w momencie przestają być możliwe rozmowy telefoniczne z zagranicą, satelity telewizyjne gubią sygnał europejskich, amerykańskich i innych stacji, nie przylatują samoloty, nie przypływają statki. Na początku nikogo to nie martwi, no, może tylko Leifura i jego żonę Gudrun, bo ich dzieci uczą się w zagranicznych szkołach.</div><div style="text-align: justify;">Potem, z dnia na dzień, ta dziwna izolacja, której już nie daje się wytłumaczyć jakąś awarią komunikacyjną, zaczyna martwić coraz więcej ludzi. Coraz więcej też zaczyna się zastanawiać, czy Islandia okaże się samowystarczalna - bez dostaw benzyny, leków, importu produktów żywnościowych…</div><br /><div style="text-align: justify;">I tylko Hjalti zdaje się nie martwić za bardzo. W końcu wpada w orbitę wpływów Elin Olafsdottir, która w zamieszaniu związanym z sytuacją Islandii, pnie się po szczeblach politycznej kariery. A Hjalti za nią.</div><div style="text-align: justify;">I nagle okazuje się, że Elin zostaje premierem a Hjalti staje się jej rzecznikiem prasowym. Ma mówić społeczeństwu to, co społeczeństwo powinno usłyszeć. Choć nie zawsze jest to prawda.</div><br /><div style="text-align: justify;">Bohater zostaje nie tylko postawiony wobec zupełnie niewyobrażalnej sytuacji, w której nagle społeczeństwo musi cofnąć się niemal do wieków średnich i stać samowystarczalne (a spróbujcie sobie tylko wyobrazić, gdybyśmy to my musieli sobie radzić bez benzyny a więc i bez samochodów, z ograniczonymi dostawami prądu, bez leków...). Hjalti też staje wobec systemu opartego na manipulacji i segregacji ludzi i zostaje zaproszony do udziału w kłamstwie, oczywiście dla korzyści materialnych, nie tyle finansowych ile konsumpcyjnych - bo członkowie rządu Elin nie odmawiają sobie szampana… I Hjalti korzysta z okazji, ale sumienie jednak nie tak łatwo zagłuszyć, tym bardziej, że jego działania mogą wpłynąć na życie niegdyś bliskich mu osób - Maríi, jej dzieci, Leifura…</div><br /><div style="text-align: justify;">„Wyspa”, debiut powieściowy islandzkiej dziennikarki Sigríđur Hagalín Bjӧrnsdóttir, to przerażająca wizja rzeczywistości, która wcale nie jest niemożliwa.</div><br /><div style="text-align: justify;">Ale prawdziwa groza tej powieści bije dla mnie nie tyle z opisywanej sytuacji. Raczej z tego, jakie ta sytuacja wyzwala w ludziach instynkty…</div><br /><div style="text-align: justify;">Oczywiście, dopóki benzyna jest w dystrybutorach na stacjach, leki w aptece i nikt nie myśli o tym, czy ma w domu wystarczające zapasy makaronów i kasz, jest dobrze. Ludzie są dla siebie umiarkowanie mili ale nie traktują się jak wrogów. Gorzej, gdy niektórych rzeczy zaczyna brakować. Gdy okazuje się, że kraj położony na wyspie jest zdany gospodarczo wyłącznie na siebie. Wtedy ludzie stają przed wyborami: zatroszczyć się o siebie kosztem innych? a jeśli ci „inni” to rodzina? bliscy? przyjaciele?</div><br /><div style="text-align: justify;">Bo można przecież wykorzystać sytuację, kłamać, manipulować, oszukiwać, kraść. I będzie nam dobrze. I nikt nie ma prawa nas oceniać. W końcu wszyscy jesteśmy na pewnym poziomie tylko zwierzętami, którymi kieruje instynkt przetrwania. Ale pamiętajmy, że ta sytuacja wygląda dość komfortowo, kiedy to my kłamiemy żeby zyskać przewagę nad innymi. Gorzej, gdy to inni chcą zyskać przewagę nad nami…</div><br /><div style="text-align: justify;">W „Wyspie” Hjalti z tego wykorzystującego stanie się w końcu wykorzystywanym przez ludzi, którym zaufał. Dla których zdradził i poświęcił tych, którzy wcześniej mu ufali - między innymi Maríę i jej dzieci.</div><br />Dlatego dla mnie „Wyspa” to przerażająca historia nie o tym, co może się stać z gospodarką, gdy bańka globalizacyjna w końcu pęknie. To powieść o tym, co może się stać z ludźmi.<br /><div style="text-align: justify;">Mocna. Dająca do myślenia. Na szczęście zostawiająca też odrobinę nadziei na to, że nie we wszystkich instynkt zdominuje człowieczeństwo. Ale też przestrzegająca, że tak naprawdę to, kim się staniemy w godzinie próby, zależy tylko i wyłącznie od nas.</div>Mg<br /><div><br /></div><div>Chcecie wypożyczyć <a href="https://katalog.kbp.krosno.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=KROSNO%20W2018002601" target="_blank">Sprawdźcie dostępność w KBP</a>.</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEgg-3p3crD1n8KYC9KLIX8QpnLYWE0byBFRpNuaALCBnxewk1aHVNsACJYISrxfjJUGRbIK_B2WTXoZG4Oa1TR1fruiqJwLRTVge9fQP7Bc6FU7DDq6KtXlbCRalkjWac6qcVTMAaITRxm5waxnlWgHEOb80izRNNgXad4J5j9n__VdEDazMHgItQ=s724" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="724" data-original-width="460" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEgg-3p3crD1n8KYC9KLIX8QpnLYWE0byBFRpNuaALCBnxewk1aHVNsACJYISrxfjJUGRbIK_B2WTXoZG4Oa1TR1fruiqJwLRTVge9fQP7Bc6FU7DDq6KtXlbCRalkjWac6qcVTMAaITRxm5waxnlWgHEOb80izRNNgXad4J5j9n__VdEDazMHgItQ=w127-h200" width="127" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://www.wydawnictwoliterackie.pl/produkt/3354/wyspa</td></tr></tbody></table><div><span style="text-align: justify;">Sigríđur Hagalín Bjӧrnsdóttir: Wyspa. - Kraków : Wydawnictwo Literackie, 2018.</span></div><br />Wypożyczonehttp://www.blogger.com/profile/06020155509432994684noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-586343095652365630.post-63280049867263910912021-11-03T09:32:00.001+01:002021-11-03T09:32:47.101+01:00Umrę, umrzesz, umrzemy, umrzecie...<div style="text-align: center;">Soroczka</div><div style="text-align: justify;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhF3wz7aBD3tvkgJohGN8ctfX9UhzcqhjGdWXSCQKxpxagUJPbJSx2Fa9AkK3OKyt3IkCHQpWwkTJD4y8O7pk6jleCPUKBOSye4Zq4OHBRUTHLO9MSi9wDItcDUIregiy-B7Mj9vNDnog/s2048/70292163.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1310" data-original-width="2048" height="256" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhF3wz7aBD3tvkgJohGN8ctfX9UhzcqhjGdWXSCQKxpxagUJPbJSx2Fa9AkK3OKyt3IkCHQpWwkTJD4y8O7pk6jleCPUKBOSye4Zq4OHBRUTHLO9MSi9wDItcDUIregiy-B7Mj9vNDnog/w400-h256/70292163.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://polona.pl/item/lowitsch-kriegschauplatz-1914-1915-leichenzug,NzAxMjc1Mzk/0/#info:metadata</td></tr></tbody></table>I co sobie ta Kuźniak myślała? Po co w ogóle zawracała ludziom głowę, wyciągała z nich zwierzenia, zapisywała je, redagowała? Po co złożyła je w książkę? Kto to będzie czytał? Kogo to interesuje?</div><div style="text-align: justify;">No proszę Was, przecież jaki ma sens tracenie kilku godzin na czytanie o tym, w co jakaś starowinka czy staruszek chce być ubrany do trumny. Lepiej je spędzić na przeglądaniu filmików z kotkami albo zdjęć kubków z kawą, relacji z wycieczek, promocji w sklepach internetowych. Bo to jest ważne a nie czyjaś śmierć…</div>Mam nadzieję, że wyczuwacie ironię. <span><a name='more'></a></span><div><br /></div><div><div style="text-align: justify;">Chyba już kiedyś pisałam na Wypożyczone, przy okazji „<a href="https://wypozyczone.blogspot.com/2019/02/o-zyciu.html" target="_blank">Po trochu</a>” Weroniki Gogoli, o tym, jak współcześnie zepchnęliśmy na margines temat śmierci, i jak bardzo przez to zubożeliśmy jako ludzie. Dlatego z tak wielką niecierpliwością czekałam na „Soroczkę” Angeliki Kuźniak - jedenaście opowieści ludzi gotowych na śmierć o tym, jak się do niej przygotowują…</div><br /><div style="text-align: justify;">„Ta, która śni” sprawdza, czy Kuźniak jest w stanie odcyfrować zapisany starą ręką numer telefonu do siostry. Jeśli nie, to znaczy, że trzeba go poprawić, bo ktoś kto znajdzie ją martwą nie będzie w stanie zawiadomić siostry o jej zgonie.</div><br /><div style="text-align: justify;">„Ta, która tka” powtarza: <i>Najgorzej, jak się nie pożegnasz</i> [s. 36]. Wie, bo jak jej brat się utopił, to później przez cały rok przychodził do niej w snach i prosił, żeby się za niego modliła.</div><br />„Ten, który zbija trumny”, choć już od lat nie pracuje w zawodzie, chce sam sobie zrobić trumnę. Deski już ma. Sosnowe. Przecież lipa jest z miękka na trumnę.<br /><br /><div style="text-align: justify;">Są w „Soroczce” i zdjęcia Anny Bedyńskiej. Na nich ciuchy na pogrzeb. Garnitury, sukienki, rajstopy, bielizna, buty. Różańce i modlitewniki. Kilka zdjęć przedstawia rozmówczynie Angeliki Kuźniak, tylko kilka, bo nie wszyscy chcieli dać się sfotografować.</div><br />Jest jeszcze w „Soroczce” kilka innych motywów.<br /><br /><div style="text-align: justify;">Na przykład obrzędowość związana ze śmiercią. O tym, że trumna ze zmarłym, otwarta oczywiście, przez trzy dni pozostawała w domu, żeby dusza miała czas opuścić ciało i pożegnać się z życiem, wiedziałam. O tym, że przy wyprowadzaniu jej z domu uderzało się trzy razy w próg, bo zmarły żegnał się z domem, wiedziałam. O tym, że rodzina robiła sobie zdjęcie z nieboszczykiem leżącym w trumnie, wiedziałam (nawet znalazłam takie dość dziwne, lekko przerażające zdjęcia w rodzinnych archiwach). Ale o tym, że przy zwłokach czuwało się całą noc, śpiewając pieśni tzw. pustonocne, nie wiedziałam…</div><br /><div style="text-align: justify;">Ale chyba to, co najważniejsze, pozostaje poza oczywistym tematem umierania sprowadzonego (pozornie!) do przygotowania ubrania do trumny.</div><br /><div style="text-align: justify;">Odczytałam „Soroczkę” jako próbę uświadomienia czytelnikowi, że najważniejsze jest to, co spychamy na margines. I wcale nie chodzi mi o odpowiedź oczywistą, że jest to starość i śmierć. Tak, oczywiście, to też. Ale po przeczytaniu książki Angeliki Kuźniak przeraziło mnie, że na margines spychamy człowieka…</div><br /><div style="text-align: justify;">Pędzimy, snując swoje historie, przekonani mylnie o własnej nieśmiertelności, i nie mamy ani czasu ani ochoty, żeby kogoś wysłuchać. Irytujemy się, gdy ktoś mówi za długo i rozwlekle, przyględza na nieciekawe tematy. Nic nas nie obchodzą cudze sny, zakupy, wspomnienia, a już w ogóle nie umiemy reagować na opowieść o czyimś bólu. Nie wiemy, co zrobić. Pocieszać? Dawać rady? Milczeć? Najłatwiej unikać…</div><br /><div style="text-align: justify;">Największą niespodzianką podczas lektury „Soroczki” było to, że udało mi się dostrzec w tych jedenastu, a w sumie dwunastu (ostatni rozdział: „Ta, która pisze” to historia autorki) opowieściach nie tylko tych, którzy mówili, ale i tę, która słuchała. Bo bez jej empatii nie dało by się namówić bohaterów, by opowiedzieli o swoim życiu i o zmierzaniu do śmierci. Sama zresztą przyznaje się do swoich „zasług” w ostatnim rozdziale:</div><br /><div style="text-align: justify;"><blockquote><i>„Soroczkę” zaczęłam pisać jakieś trzy lata temu. Materiał zbierałam prawie piętnaście. Czytałam swoim rozmówcom fragmenty tekstów. Czujnie. Przerywałam, kiedy pojawiały się łzy i duże wzruszenie. </i></blockquote><blockquote><i style="text-align: left;">„I ja to przeżyłem?” - kręcili głowami zdziwieni, bo pierwszy raz opowiedzieli swoją całą historię. Ktoś ich w końcu wysłuchał. W końcu siebie sami usłyszeli.</i><span style="text-align: left;"> [s. 152]</span></blockquote></div><br /><div style="text-align: justify;">I wychodzę z tej lektury nie tylko bogatsza w wiedzę o pieśniach pustonocnych. Nie tylko z kilkoma historiami, które zapamiętam i z resztą, którą niestety wkrótce zapomnę. Wychodzę pytając sama siebie, czy umiem tak słuchać jak Angelika Kuźniak. Nie umiem… Ale chciałabym się nauczyć.</div><div style="text-align: justify;">Mg</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Chcecie wypożyczyć? <a href="https://katalog.kbp.krosno.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=KROSNO%20W2020005973" target="_blank">Sprawdźcie dostępność w KBP</a>.</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPKnCUr_MNE5UuAissHnyzTEw-XYEGXhig7xNDuAyPWVWi985PFfF82rTtsU0DnVh8hcXb5S97R7Mi-Ln2ClSWVgIf6yYUNib-swtNJsn1sSheoZPCEKuLtKIzaCfvtieD2l1pDdNSNg/s724/soroczka_6058822a0bb0f.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="724" data-original-width="460" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPKnCUr_MNE5UuAissHnyzTEw-XYEGXhig7xNDuAyPWVWi985PFfF82rTtsU0DnVh8hcXb5S97R7Mi-Ln2ClSWVgIf6yYUNib-swtNJsn1sSheoZPCEKuLtKIzaCfvtieD2l1pDdNSNg/w127-h200/soroczka_6058822a0bb0f.jpg" width="127" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://www.wydawnictwoliterackie.pl/produkt/3776/soroczka</td></tr></tbody></table><div style="text-align: justify;">Kuźniak, Angelika: Soroczka. - Kraków : Wydawnictwo Literackie, 2020.</div><br /></div>Wypożyczonehttp://www.blogger.com/profile/06020155509432994684noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-586343095652365630.post-41007671819687103102021-10-19T13:06:00.001+02:002021-10-19T13:08:25.394+02:00Na własną odpowiedzialność<div style="text-align: center;">Niepokój przychodzi o zmierzchu</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgh1e8II0bwKjrmBsPxFrMaWXWvE-v7rj_A379XtEl6R-71G6NwfxCHN7PiFvCUt_EF_S4Y-FYWuhLpG-VNJVN6Qum1pJGUneAsrCBVddWJmC4B1J4aFnJ0gFrSyZDNMFfZWLegRzO7iw/s2048/niepok%25C3%25B3j.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1290" data-original-width="2048" height="253" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgh1e8II0bwKjrmBsPxFrMaWXWvE-v7rj_A379XtEl6R-71G6NwfxCHN7PiFvCUt_EF_S4Y-FYWuhLpG-VNJVN6Qum1pJGUneAsrCBVddWJmC4B1J4aFnJ0gFrSyZDNMFfZWLegRzO7iw/w400-h253/niepok%25C3%25B3j.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://polona.pl/item/worochta-krowa-nie-ma-zaufania-do-fotografa,NzAyOTgxMTI/0/#info:metadata</td></tr></tbody></table><div style="text-align: justify;">Najpierw był artykuł w „Książki. Magazyn do czytania”, z którego dowiedziałam się, że ta powieść w ogóle istnieje, że napisał(a) ją Marieke Lucas Rijneveld - młody(a) holenderski(a) autor(ka) *a ta niemożność zdecydowania się na rodzaj związana jest z faktem że Rijneveld jest transseksualna. Później fascynujący tytuł. Jeszcze później interesująca okładka. Wreszcie Booker 2020. No i last but not least - skrajnie różne opinie czytelników. Od tych pełnych zachwytu po te przepełnione niesmakiem. To wszystko sprawiło, że musiałam osobiście przekonać się kto ma rację, czy „Niepokój przychodzi o zmierzchu” dostał Bookera zasłużenie, z uwagi na swoje walory literackie, czy raczej ze względu na osobę autora(ki)?</div>Przeczytałam… ale nie jestem do końca przekonana.<span><a name='more'></a></span><span></span><br /><br /><div>Zacznijmy od rzutu okiem na fabułę:<br /><div style="text-align: justify;">Holenderska wieś. Religijna sześcioosobowa rodzina (rodzice i czwórka dzieci: dwóch synów i dwie córki). Właściwie mogłaby równie dobrze żyć w dziewiętnastym wieku… ale żyje w dwudziestym pierwszym. Dzieciaki trzymane są krótko i rodzinnego ciepła i zrozumienia szukają u siebie nawzajem, niekoniecznie znajdując je u rodziców. Żyją według rytmu dyktowanego pracą w gospodarstwie, w którym hoduje się krowy. Ale, jak wszystkie dzieciaki świata, mają swoje marzenia, fascynacje (choćby gwiazdami z programów telewizyjnych), tłumaczą sobie świat po swojemu, będąc jednocześnie niewinnymi i dziecięco okrutnymi.</div><br /><div style="text-align: justify;">Zbliża się Boże Narodzenie, a główna bohaterka martwi się, że jej królik Dieuwertje zostanie zabity i wystąpi jako główne danie podczas świątecznego obiadu. Modli się więc, żeby Bóg zabrał jej starszego brata Matthiesa zamiast królika. A potem… Matthies ginie, topiąc się w jeziorze po którym okoliczne dzieci ślizgają się zimą na łyżwach. Razem z Matthiesem umiera też normalność rodziny, a my - czytelnicy zaczynamy śledzić jej rozpad widziany oczyma bohaterki, która w swoim mniemaniu jest główną winowajczynią śmierci brata. W końcu zawarła z Bogiem układ, w którym Matthies został zabrany zamiast królika…</div><br /><div style="text-align: justify;">Budrysówka (tak nazywana jest dziewczynka, za względu na fakt, że od śmierci brata nie ściąga z siebie czerwonej kurtki) biorąc na siebie odpowiedzialność za rozpad rodziny, usiłuje też odkupić jakoś swoją winę. Na przykład hoduje w tajemnicy przed wszystkimi ropuchy, wierząc, że ich gody w magiczny sposób zbliżą do siebie rodziców…</div><div style="text-align: justify;">Nie zbliżą. Matka pogrąża się w depresji, ojciec jest jeszcze surowszy niż za życia Matthiesa i zdecydowanie bardziej niż żona i dzieci zajmują go krowy. Ale i z tej strony spadnie na rodzinę cios, gdy okaże się, że całe stado zarażone pryszczycą trzeba będzie wybić.</div><div style="text-align: justify;">Rodzeństwo - Obbe, Budrysówka i najmłodsza Hanna, pozostawione samo sobie, szuka jakiegoś szczątkowego ciepła eksperymentując z rozbudzającą się w nich seksualnością. I ciągle wierząc, że jeszcze będzie lepiej. Tylko, że nie będzie…</div><br /><div style="text-align: justify;">Ponury to obraz, ale gdyby tylko „ponurość” można było zarzucić „Niepokojowi…”, to oceniłabym książkę Rijneveld bardzo wysoko. Bo ciekawie przedstawiła temat powolnego rozpadu rodziny widzianego oczyma dziecka, ten eskalujący ze strony na stronę smutek, ta narastająca beznadziejność, te rozpaczliwe próby przeciwstawienia się nadchodzącej, nieuniknionej katastrofie… A już w ogóle niesamowicie poruszył mnie finał powieści!</div><br /><div style="text-align: justify;">Ale jednak było coś, co sprawiało, że kilka razy podczas lektury wydawało mi się, że odłożę „Niepokój…” w kąt, by już nigdy do niego nie wrócić, że szkoda mi na niego czasu, że przecież tak naprawdę nie chcę go czytać. Tym czymś była narastająca ze strony na stronę obrzydliwość.</div><br /><div style="text-align: justify;">Nie wydaje mi się bowiem, żeby konieczne było dla przedstawienia tego, o co chodziło autorce, opisywanie z najdrobniejszymi szczegółami procesu aplikowania Budrysówce przez ojca czopka na przeczyszczenie… No, naprawdę. Nawet jeżeli założymy, że dolegliwość dziewczynki, zatwardzeniem zwana, ważna jest dla fabuły, bo pojawia się po śmierci Matthiesa, to czy nie można uznać, że szczegółowy opis aplikowania wspomnianego czopka nie jest już niezbędny i czytelnik jakoś sam zrozumie, że to nic przyjemnego? Czy trzeba też z równym co w przypadku czopka namaszczeniem opisywać seksualne zabawy dzieci, którym przewodzi Obbe a których przedmiotem jest mała Hanna i puszka coli? Naprawdę? Nie bardzo rozumiem... Czy obecność tych opisów ma na czytelnikach zrobić wrażenie? Uświadomić, że seksualność jest ważną częścią dorastania? Pokazać, że może też być sposobem na radzenie sobie z traumatycznymi przeżyciami? Czy wręcz odwrotnie - pokazać, że seksualność dziecięca w tym przypadku dość mocno podszyta jest kazirodztwem i perwersją i wywołać właśnie wrażenie kolejnego zła spadającego na rodzeństwo? Bo nie wiem. I chyba razem ze mną nie wie jeszcze kilku czytelników, mówiących i piszących, że w przypadku powieści Rijneveld mają ambiwalentne uczucia…</div><br /><div style="text-align: justify;">Przez moment pomyślałam nawet, że gdyby w „Niepokoju…” nie było tych fragmentów, to kto wie, czy książka dostałaby Bookera. Ale może jestem niesprawiedliwa i tworzę teorie spiskowe. Choć raczej po prostu należę do tych osób, które wolą niedopowiedzenia niż epatowanie pewnymi rzeczami. Boję się potworów, których nie widać. Przeraża mnie ukryte zło. Niepokoi nie tyle fakt, ile wrażenie. Fascynuje niedopowiedzenie. A wszystko co jest zbyt nachalne w „Niepokoju…” jest dla mnie po prostu obrzydliwe!</div><br /><div style="text-align: justify;">Czy to dyskwalifikuje książkę? Nie. Bo rzucając ją kilka razy na półkę nie rzuciłam jej definitywnie. Chciałam wiedzieć co dalej stanie się z pięcioma nieszczęśliwymi osobami. Dowiedziałam się.</div><div style="text-align: justify;">Czy więc poleciłabym ją innym? Eeee… nie wiem. Chyba że z uwagą, że czyta się „Niepokój przychodzi o zmierzchu” na własną odpowiedzialność.</div>Mg<br /><div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div></div><div>Chcecie wypożyczyć? <a href="https://katalog.kbp.krosno.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=KROSNO%20W2021002256" target="_blank">Sprawdźcie dostępność w KBP</a>.</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGoGU4eQG7OrPLzjpTbkjJdJh9fAlk0T6KqLcUT3N9NkbKvyEC70edPDlw-nOkEyMq2WzegywZkaSkcJYdR7HsyHxrgleioMKRDCvppMaCsmobSopLL61BxDCO1aifPJB8WUSTUUa3Lw/s664/niepokoj_przychodzi_o_zmierzchu_605b18d6e97a4.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="664" data-original-width="460" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGoGU4eQG7OrPLzjpTbkjJdJh9fAlk0T6KqLcUT3N9NkbKvyEC70edPDlw-nOkEyMq2WzegywZkaSkcJYdR7HsyHxrgleioMKRDCvppMaCsmobSopLL61BxDCO1aifPJB8WUSTUUa3Lw/w139-h200/niepokoj_przychodzi_o_zmierzchu_605b18d6e97a4.jpg" width="139" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://www.wydawnictwoliterackie.pl/produkt/3869/niepokoj-przychodzi-o-zmierzchu</td></tr></tbody></table><div>Rijneveld, Marieke Lucas: Niepokój przychodzi o zmierzchu. - Kraków : Wydawnictwo Literackie, 2021.</div></div>Wypożyczonehttp://www.blogger.com/profile/06020155509432994684noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-586343095652365630.post-59880571711455554822021-10-06T12:03:00.000+02:002021-10-06T12:03:24.423+02:00W obronie proboszcza<div style="text-align: center;">Dewocje</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdilEBoe2Wp4rKbqbW0FywSXJ1YnRKZSdEQazDXsCpVcgPuJ5opSpAUEPr_gfpmiNmhXH3DH5_2DX4-UjD7DVDJaSw8oee5mrLgQNz2wKjLKh6RLlCdWiblUdNdazmHMjYPeywBNsdRQ/s2048/5931692.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1362" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdilEBoe2Wp4rKbqbW0FywSXJ1YnRKZSdEQazDXsCpVcgPuJ5opSpAUEPr_gfpmiNmhXH3DH5_2DX4-UjD7DVDJaSw8oee5mrLgQNz2wKjLKh6RLlCdWiblUdNdazmHMjYPeywBNsdRQ/w266-h400/5931692.jpg" width="266" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://polona.pl/item/portret-ks-tadeusza-drozdowskiego-proboszcza-w-leopoldowie,NTkzMTcwNw/0/#info:metadata</td></tr></tbody></table><div style="text-align: justify;">Kolejna książka Anny Ciarkowskiej, którą przeczytałam (po „Pestkach” recenzowanych o, <a href="https://wypozyczone.blogspot.com/2019/09/o-drylowaniu-owocow-i-fabu.html" target="_blank">TUTAJ</a>), jest kolejną, z którą mam spory problem… Jak ją ocenić? Wysoko czy nisko? Czym się kierować? Własnymi odczuciami czy opiniami z tak zwanego literacko-blogerskiego mainstreamu? Chwalić najpierw czy ganić? W jakich proporcjach? A może lepiej w ogóle nic nie pisać?</div><div style="text-align: justify;"><span><a name='more'></a></span></div><br /><div><div style="text-align: justify;">Ale przecież nie po to jest Wypożyczone, żeby mi było w życiu łatwo i żebym opisywała tylko te książki, które były ojojoj, jakie dobre, albo bleee, jakie okropne. Czasem trzeba się zmierzyć i z taką, która się nie da tak łatwo ocenić.</div>Więc zmierzę się z „Dewocjami”.<br /><br /><div style="text-align: justify;">Wzięłam książkę do ręki po pierwsze dla cudownego tytułu, po drugie - dla jeszcze cudowniejszej okładki. Przeczytałam pierwsze dwa zdania i zachwyciło mnie, że oto rzecz będzie utrzymana w konwencji spowiedzi, czyli będzie szczerze ale i trochę z tendencją do wybielania własnych grzechów i skupiania się na grzechach cudzych. A ponieważ szybko okazało się, że ma to być spowiedź z całego życia, to obudził się we mnie apetyt na historię - bo wszyscy ludzie opowiadając o własnym życiu mają tendencję do tworzenia ciągów przyczynowo-skutkowych i nadawania sensów, nawet temu, co ich nie ma. No, i jeszcze ten grzech by się przydał. Najlepiej śmiertelny…</div><br /><div style="text-align: justify;">Ale szybko się okazało, że w zamyśle autorki zanim my-czytelnicy dojdziemy do sedna spowiedzi, musimy poznać dramatis personae i miejsce akcji. Jest to wieś, niesamowicie modna ostatnio (no, chyba, że mam takie skojarzenia po „Kąkolu” Papużanki - o którym przeczytacie <a href="https://wypozyczone.blogspot.com/2021/09/o-niczym.html" target="_blank">TUTAJ</a>), i zamknięte środowisko, w którym ludzie nie mają imion ale przydzielone role. Matki, Ojca, Brata, Sklepowej, Listonoszki, wreszcie Proboszcza. Proboszcz oczywiście jest najważniejszy, bo na wsi proboszcz jest najważniejszy… Ups! Tu pierwszy raz coś zgrzytnęło. Cóż to za wieś? Który rok mamy? Który wiek? I czy zupełnie niechcący nie posłużyła się Ciarkowska w tym momencie budowy świata przedstawionego takim najbardziej stereotypowym stereotypem. Że jak wieś, to bogobojna. Że jak katolicka, to proboszcz rządzi. Wiecie co, to już nawet nie chodzi o to, że ja całe swoje życie mieszkam na wsi katolickiej i jakoś nie zauważyłam masowego uwielbienia dla proboszczów, którzy się przez parafię przewinęli. No pewnie, jest grono oddanych, ale przecież grona oddanych proboszczom są nie tylko na wsi. Więc jakby moje osobiste doświadczenia są zupełnie inne niż wykreowany przez autorkę obraz, ale nawet nie o to chodzi. Chodzi właśnie o ten stereotyp. O posłużenie się nim w taki bardzo oczywisty sposób, o zrezygnowanie z jakiejkolwiek zabawy nim. A przecież można było pokusić się o jakikolwiek twist fabularny, o to, żeby na końcu ten proboszcz jednak nie był winien, nie okazał się świnią odpowiedzialną za nieszczęście bohaterki, albo żeby chociaż miał wyrzuty sumienia.</div><br /><div style="text-align: justify;">Ja wiem, że pewnie byśmy się i tak o nich nie dowiedzieli, bo Ciarkowska bardzo konsekwentnie zadbała, żeby bohaterka w swojej spowiedzi mogła mówić tylko o tym, o czym mogła wiedzieć (a o czyichkolwiek wyrzutach sumienia inny człowiek wiedzieć przecież nie może!). I ta konsekwencja to kolejny wielki plus „Dewocji”. Ale jednocześnie trzeba było się liczyć z tym, że osoby, o których będzie się opowiadać, będą z konieczności płaskie, dwuwymiarowe, jak kartonowe figury, na których owszem - mamy nadrukowane rysy twarzy, grymasy, szczegóły ubrania, ale które nie mają głębi. Konieczne było zrównoważenie tego wnikliwym wejrzeniem w życie wewnętrzne bohaterki. I tego też mi zabrakło. Dziewczyna opowiada o swojej rodzinie, o środowisku w jakim wyrosła, wreszcie o dziwnych zdarzeniach, jakie stały się jej udziałem i ich konsekwencjach, które zrobiły z niej ofiarę wiejskiego ostracyzmu (te zdarzenia i proboszcz, oczywiście). Wygłasza (celowo nie używam tu słowa „mówi”, bo ona właśnie „wygłasza”) wiele wnikliwych obserwacji. Ale są one pozbawione jakiegokolwiek zaangażowania emocjonalnego. Może to dlatego, że dziewczyna najprawdopodobniej jest pod wpływem jakichś leków - spowiada się w jakimś szpitalu psychiatrycznym, tak przynajmniej możemy podejrzewać. Może ten brak emocji to kolejny celowy zabieg Ciarkowskiej. Ale mnie nieodparcie nasuwa się wniosek, że spowodowany jest on tym, że po prostu dziewczynę mało obchodzi to, co się jej przydarzyło. A jeśli ją to mało obchodzi, to czemu mnie miałoby…</div><br /><div style="text-align: justify;">Nie wspomnę już, że język głównej bohaterki, świetny skądinąd, zupełnie nie pasuje do świata przedstawionego. To znaczy pasowałby, gdyby dziewczyna była super-wykształcona i już od wczesnych lat dziecięcych przejawiała tendencję do wysuwania błyskotliwych wniosków. Ale nic na to (poza językiem właśnie) nie wskazuje. Dlatego ten język zgrzyta. I może wypadałoby go nieco uprościć. Naprawdę nic by się złego nie stało, a to, że czytelnik nie dostałby paru złotych myśli i wniosków na temat Boga, wiary, religii, zakłamania - to chyba wyszłoby na dobre i powieści i czytelnikowi. Mnie na pewno, bo ja wyjątkowo nie lubię mądrości życiowych serwowanych czytelnikom w niestrawnym dla mnie stylu Paulo Coelho…</div><br /><div style="text-align: justify;">Gdybym miała ocenić „Dewocje”, to… nie zrobiłabym tego. Bo są jednocześnie świetne i nijakie. Nowatorskie i stereotypowe. Autorka ma niesamowity potencjał - widziałam go w „Pestkach”, widzę w „Dewocjach”, szkoda tylko, że według mnie pozostaje on wciąż nierozwinięty… Gdybyż choć ten proboszcz nie był świnią!</div>Mg<br /></div><div><br /></div><div>Chcecie wypożyczyć? <a href="https://katalog.kbp.krosno.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=KROSNO%20W2021002241" target="_blank">Sprawdźcie dostępność w KBP</a>.</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiJJ6eksI1IuX5sZ69BzgxXr0qtqyHCP541mLjS93E0t3zAZfmFRnwt8NNQCWxPxDcG15BfsFXyeH5SQcwjNnlC0G97FgaXVISknavy3UxeEnxCkzK6C1mO4qXUT8oN8hv9yiCtWykRWA/s553/ciarkowska_dewocje_rgb+%25281%2529.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="553" data-original-width="389" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiJJ6eksI1IuX5sZ69BzgxXr0qtqyHCP541mLjS93E0t3zAZfmFRnwt8NNQCWxPxDcG15BfsFXyeH5SQcwjNnlC0G97FgaXVISknavy3UxeEnxCkzK6C1mO4qXUT8oN8hv9yiCtWykRWA/w141-h200/ciarkowska_dewocje_rgb+%25281%2529.jpg" width="141" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://www.gwfoksal.pl/dewocje-anna-ciarkowska-sku6abe86221f4ca79f121c.html</td></tr></tbody></table><div>Ciarkowska, Anna: Dewocje. - Warszawa : Grupa Wydawnicza Foksal, 2021.</div>Wypożyczonehttp://www.blogger.com/profile/06020155509432994684noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-586343095652365630.post-51759517504904968922021-09-21T12:56:00.000+02:002021-09-21T12:56:40.931+02:00Nie tak nas uczyli!<div style="text-align: center;">Wojenka</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhizc9NqQGXSrR6M2Au8Tta60NbWLmsbHVeAk_oFIg7lSsSKKBEOpCaYqu4opWJ9w0DyZtTXDn46YwNnrEBL2KgztTwNzXjslT7rJKcB6rmP3FAU-IP-REM_jvi3ueogR510Dg96Fb8tQ/s2048/77553459.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1359" data-original-width="2048" height="265" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhizc9NqQGXSrR6M2Au8Tta60NbWLmsbHVeAk_oFIg7lSsSKKBEOpCaYqu4opWJ9w0DyZtTXDn46YwNnrEBL2KgztTwNzXjslT7rJKcB6rmP3FAU-IP-REM_jvi3ueogR510Dg96Fb8tQ/w400-h265/77553459.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://polona.pl/item/pieknym-owocem-wojny-sa-te-wojskowe-dzieci-nic-tez-dziwnego-ze-mala-tak-na-ulana-leci,NzcwMjMyNDM/0/#info:metadata</td></tr></tbody></table><div style="text-align: justify;">Dawno, dawno temu prowadziłam w Krośnieńskiej Bibliotece Publicznej spotkanie autorskie z Magdaleną Grzebałkowską. Była wtedy autorką biografii ks. Twardowskiego, Zdzisława Beksińskiego i reportaży „1945: wojna i pokój”. Pogadałyśmy trochę o księdzu-poecie, dużo więcej o pochodzącym z Sanoka malarzu, a potem przeszłyśmy do historii wojennych. Pamiętam, że zapytałam, czy pisząc rozdział o relacjach polsko-ukraińskich nie bała się, że ktoś zarzuci jej jakąś stronniczość, ba! nawet antypolskość. A ona odpowiedziała, że to głupie, bo nie da się zmierzyć wartości i ważności bólu. Czy to że ukraińskiemu chłopcu spalono dom jest mniej ważne niż to, że dom spalono polskiemu chłopcu?</div><div style="text-align: justify;">Pamiętając to jej zdanie, które wtedy padło we mnie jak w urodzajną glebę, wiedziałam mniej więcej czego się spodziewać po „Wojence”. Ale i tak udało się nowej książce Grzebałkowskiej mną wstrząsnąć, wytrącić z utartych kolein myślenia o wojnie i o ludziach, zawstydzić…<span><a name='more'></a></span></div><br /><div style="text-align: justify;">Dwanaście rozdziałów. Dużo więcej odsłon II wojny światowej widzianej oczyma dzieci. Odsłon? A jakie II wojna miała odsłony? - zapytacie. Przecież partyzanci, obozy koncentracyjne, powstanie warszawskie, no i jeszcze ewentualnie Katyń i gułag. Przecież my to wiemy z lekcji historii, znamy z filmów. Pierwszego września dzieci nie poszły do szkoły, a jeśli ktoś gdzieś we wrześniu szedł, to tylko prosto do nieba czwórkami szli żołnierze z Westerplatte… I Szlezwik Holsztajn wystrzelił. I już.</div><br />W sumie tak, ale jednak niekoniecznie.<br /><br /><div style="text-align: justify;">1 września dzieci nie poszły do szkoły, fakt. Ale… Tak naprawdę w ogóle się do niej nie wybierały, bo w 1939 roku 1 września wypadał w piątek i już wcześniej Wojciech Świętosławski, ówczesny odpowiednik dzisiejszego ministra edukacji zapowiedział, że rozpoczęcie roku szkolnego zostanie przełożone na poniedziałek. A pod koniec sierpnia zostało odroczone w ogóle. Więc nie było tak, że dzieci w mundurkach szkolnych zostały zaskoczone bombardowaniami. Tak nam się tylko wydaje. A Grzebałkowska już w samym wstępie do „Wojenki” rozprawia się z tym, co się nam wydaje.</div><br /><div style="text-align: justify;">Dalej jest tylko lepiej. Jedno po drugim upadają nasze wyobrażenia o wojnie, te zbudowane w szkolnej ławce i przed ekranem telewizora, w którym wyświetlał się film o Franku Dolasie albo serial o czterech pancernych.</div><br />Zwłaszcza kilka rozdziałów buduje od nowa obraz II wojny światowej.<br /><br /><div style="text-align: justify;">Pierwszy. Mały Niklas jest najmłodszym z piątki rodzeństwa. Mieszka w pięknym domu, w zasadzie wszystko mu wolno i niczego mu nie brakuje. Nie ma pojęcia, że wokół niego rozgrywa się dramat tysięcy ludzi. I chyba jego głównym wspomnieniem z tego czasu będzie, że ojciec nie za bardzo go lubi. Mówi o nim „Fremdi” - od słowa fremd, obcy. Podejrzewa, że tak naprawdę Niklas nie jest jego synem, choć chłopiec jest bardzo do niego podobny. Tato Niklasa ma na imię Hans. Nazywa się Frank. Jest generalnym gubernatorem...</div><br /><div style="text-align: justify;">Drugi. Stany Zjednoczone, kraj wolności, w którym każdy jest u siebie, zostają 7 grudnia 1941 roku zaatakowane przez Japonię. Minoru Tonai ma wtedy dwanaście lat, Richard Iseri - jedenaście. Stany to ich ojczyzna. Nie do końca rozumieją, dlaczego muszą opuścić swoje dotychczasowe domy i zamieszkać w końskich boksach stajni przy torze wyścigowym Santa Anita Park, albo stajni na terenie rodeo w Portland, które przekształcono naprędce w tymczasowe centrum ewakuacyjne. Trafią z niego do obozów internowania. Ich druga po Japonii ojczyzna - Ameryka, widzi w nich szpiegów. A oni tylko powtarzają „shikata ga nai” - „co poradzić?”.</div><br /><div style="text-align: justify;">Trzeci. Z hiszpańskiego (choć chyba powinnam napisać: baskijskiego) portu Santurce odpływa do Leningradu statek z dziećmi od 5 do 15 lat. „Santoy” (tak nazywa się jednostka) zabierze do Związku Radzieckiego młodych republikanów (choć nie sądzę, żeby te pięciolatki czuły jakąkolwiek przynależność polityczną…). Tam znajdą schronienie przed reżimem generała Franco. mało tego, tam znajdą raj.</div><blockquote style="text-align: justify;"><i>Dano nam biały chleb i kaszę gryczaną, której wcześniej nie znałem. Dano ser, szynkę, masło. Do picia było kakao i cafe con leche. To była rozpusta po roku głodowania. Myślałem, że jesteśmy gośćmi radzieckiego wąsatego króla. Jego portrety wisiały wszędzie.</i>[s. 207]</blockquote><div style="text-align: justify;">Jest jeszcze Michael, który w 1941 roku ma dziesięć lat, mieszka w Konigsbergu i nie potrafi powiedzieć, czy jest Żydem czy Niemcem, bo jest przecież jednocześnie Żydem i Niemcem.</div><br /><div style="text-align: justify;">Jest Dina z Karagandy, która z kolei nie ma pojęcia kim jest. Rosjanką? Polką? Żydówką? Nie wie, gdzie się urodziła i kim byli jej rodzice. Przymierza więc różne wersje swoich wspomnień.</div><br /><div style="text-align: justify;">Jest wreszcie Władzia - babcia Magdaleny Grzebałkowskiej i jej historia o wywózce na roboty do Niemiec. Można zaryzykować twierdzenie, że Władzia wolała III Rzeszę niż pozostanie na służbie u rodziny na wsi pod Sandomierzem.</div><br />A to przecież nie wszyscy.<br /><br /><div style="text-align: justify;">Grzebałkowska znalazła wielu ludzi, którzy w latach 1939-1945 byli dziećmi i wysłuchała ich wspomnień snutych w kilku językach. Ich opowieści dopełniła zdjęciami i fenomenalnymi reprodukcjami dziecięcych rysunków nadesłanych na ogłoszony w 1946 roku przez Ministerstwo Oświaty konkurs „Moje przeżycia wojenne”. Złożyła z nich książkę, którą powinien przeczytać absolutnie każdy! Ten, kto interesuje się historią i ten, którego ona, ta nauczycielka życia, w ogóle nie obchodzi.</div>I gdyby nie fakt, że lektur szkolnych nikt nie lubi, to postulowałabym wciągnięcie „Wojenki” na listę lektur obowiązkowych, razem z „1945”.<br /><br />Czy już wspominałam, że to jedna z najlepszych książek dotykających tematu II wojny światowej, jaką kiedykolwiek czytałam…? Tak? W związku z tym kończę ten post - im szybciej skończycie go czytać, tym szybciej zaczniecie czytać „Wojenkę”!<br />Mg<br /><div><br /></div><div>Chcecie wypożyczyć? <a href="https://katalog.kbp.krosno.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=KROSNO%20W2021002277" target="_blank">Sprawdźcie dostępność w KBP</a>.</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjG9SEV6GZnQyjnhthOS78R10AHIxWBPY4XXDKS6JJg1wIWHQ1BmEjUBWWIzVZQw06ikcG_KgGt8i_GhEPAxqgHD8JS26nWZvL0Wmw9V-wBRXwHycbp5PWK93ekVehckuLt6LcWAcWcTg/s1600/pol_pl_Wojenka-O-dzieciach-ktore-dorosly-bez-ostrzezenia-wersja-z-autografem-99079_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1139" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjG9SEV6GZnQyjnhthOS78R10AHIxWBPY4XXDKS6JJg1wIWHQ1BmEjUBWWIzVZQw06ikcG_KgGt8i_GhEPAxqgHD8JS26nWZvL0Wmw9V-wBRXwHycbp5PWK93ekVehckuLt6LcWAcWcTg/w143-h200/pol_pl_Wojenka-O-dzieciach-ktore-dorosly-bez-ostrzezenia-wersja-z-autografem-99079_1.jpg" width="143" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://kulturalnysklep.pl/product-pol-99079-Wojenka-O-dzieciach-ktore-dorosly-bez-ostrzezenia-wersja-z-autografem.html</td></tr></tbody></table><div>Grzebałkowska, Magdalena: Wojenka. - Warszawa : Agora, 2021.</div>Wypożyczonehttp://www.blogger.com/profile/06020155509432994684noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-586343095652365630.post-745426386100387822021-09-07T11:54:00.001+02:002023-07-12T14:35:01.948+02:00O niczym<div style="text-align: center;">Kąkol</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQNkDe96BBUy3KZ6SOfrobHCu3xOtQwO34g0R8m4LbGEViRs_zt23L5Eob-uJICWb5xSczP57T2dCsClhOpEW2p9NKqEn6cUmeMHeESd7jDL9RzhV59FgM9-KJZkoG9a5bdljsSV_u_w/s2048/k%25C4%2585kol.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1302" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQNkDe96BBUy3KZ6SOfrobHCu3xOtQwO34g0R8m4LbGEViRs_zt23L5Eob-uJICWb5xSczP57T2dCsClhOpEW2p9NKqEn6cUmeMHeESd7jDL9RzhV59FgM9-KJZkoG9a5bdljsSV_u_w/w254-h400/k%25C4%2585kol.jpg" width="254" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://polona.pl/item/maki,NzY5MDYyMjU/0/#info:metadata</td></tr></tbody></table><div style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;">Książka o niczym może być książką o wszystkim. Zwłaszcza wtedy, gdy napisana jest przez Zośkę Papużankę, która ma język na swoich usługach.</span></div><div style="text-align: justify;">Jej „Kąkol” to niesamowita powieść, kto wie, czy nie najlepsza, jaką przeczytałam w 2021 roku. Najbardziej zaskakująca, niedostrzegalnie ale piekielnie mocno poruszająca w czytelniku (no, chyba, że tylko we mnie) te struny, o których zapomniał(am) tak ze trzydzieści lat temu. I na tych strunach wygrywająca pierwotną melodię, w której jest wiatr i szum trawy i beztroska wakacji i wolność dzikiego dziecka. I czyta człowiek (czytam ja), i żal mu (mi), że te struny tak długo milczały…<span><a name='more'></a></span></div><br /><div style="text-align: justify;">Ale dość sentymentalno-poetyckiego wstępu. Czas na fakty.</div><div style="text-align: justify;">Faktem jest lipiec. Faktem jest pakowanie się na wakacyjny wyjazd. Faktem jest biała sukienka mamy i faktem jest, że ojciec poszedł wyprowadzić samochód z garażu. Faktem jest, że pięcioosobowa rodzina - mama w sukience, ojciec, bohaterka - narratorka i jej młodsze rodzeństwo, sztuk dwie, płci obojga, zwane pieszczotliwie Trutniami, miała za moment zmieścić się w tymże samochodzie i wyjechać nim na wieś. Do letniego domu dziadków, choć chyba wypadałoby powiedzieć w liczbie pojedynczej - dziadka (Antoniego zresztą). Bo to był dom dziadka, absolutnie nie babci. Dziadka i trochę też ojca, bo budowali go wspólnie, własnoręcznie, a zaczęli w roku urodzenia bohaterki - narratorki. Dlatego i dziadek i ojciec byli właścicielami domu. I trochę też była jego właścicielką bohaterka - narratorka, ale ta ostatnia własność była własnością przewrotną, bo była własnością nie posiadania a niszczenia. Dom nie był babci Marysi, ani mamy w białej sukience, ani Trutni, ani Irminy (siostry ojca), ani Szwagra, ani Dziubaska (ich syna). Oni wszyscy byli tam, bo musieli. Bo tak był urządzony świat, zwłaszcza świat dziadka Antoniego. I nie pasowali do tego świata, a najbardziej nie pasowała mama. I dlatego bohaterka - narratorka, która ten świat miała we współposiadaniu, chciała go zniszczyć. Przynajmniej tę jego część, którą władał Antoni, a była to część niemała. A jednocześnie chciała ocalić tę część, w której była Bejatka - wakacyjna przyjaciółka, i maliny i kąkole w polu.</div><br /><div style="text-align: justify;">Tyle o fabule, w której nie ma jakiegoś ciągu wydarzeń, a jedynie sekwencja wakacyjnych obrazów lipca i sierpnia, zapadających w pamięć dziecka. Bo też i nie fabuła jest (dla mnie) w „Kąkolu” najważniejsza.</div><div><div style="text-align: justify;">Ważniejsi są ludzie, zwłaszcza mama. Mama czarodziejka, niepasująca i trzymająca się kurczowo swojego niedopasowania. Ale i dziadek Antoni, któremu car Iwan Groźny mógłby buty czyścić. Dziadek - władca niepodzielny, zdający sobie sprawę, że królestwo bez poddanych jest niczym, utrzymujący więc swoich poddanych przez dwa wakacyjne miesiące w ryzach, oprócz mamy, oczywiście. Choć i niedopasowanie mamy jest dziadkowi potrzebne, bo wiadomo - trzymanie w ryzach krnąbrnych poddanych przynosi rządzącemu więcej satysfakcji niż władanie pokornymi. I bohaterka - narratorka. Jedyna współwładająca królestwem, tworząca je swoimi dziecięcymi spostrzeżeniami, swoimi włóczęgami po polach, swoim leżeniem w trawie, swoją przyjaźnią wakacyjną, która chciała je zniszczyć, bo królestwo dziadka Antoniego powinno było zostać zniszczone już dawno, dawno temu, żeby ocalić jego niepokornych poddanych, czyli mamę.</div><br /><div style="text-align: justify;">I jeszcze oprócz bohaterów ważne są (dla mnie) w „Kąkolu” opisy… Czytałam i myślałam: Boże, tak to właśnie wyglądało te trzydzieści lat temu. Ja też zbierałam maliny i budowałam domki, uciekałam przed swoimi odpowiednikami Trutni i Dziubaska, bo byłam od nich starsza i chciałam być od nich wolna. I też chciałam być wolna od swojego odpowiednika dziadka Antoniego. I po prostu chciałam być wolna, zupełnie jak bohaterka - narratorka.</div><br />I tu wreszcie przechodzę do trzeciej ważnej rzeczy w „Kąkolu”.<br /><br /><div style="text-align: justify;">Czytałam opowieść o wakacjach, przypominałam sobie swoje wakacje sprzed trzydziestu lat i kołysała mnie ta lektura tak leniwie, leniwie… I było sielsko i anielsko, trawy pachniały a maliny smakowały jak nigdy. I nie lubiłam dziadka Antoniego i kochałam mamę w białej sukience - te dwa bóstwa: ciemności i światła, które rządziły światem bohaterki - narratorki. I kibicowałam jej, żeby miała odwagę zwyciężyć siły zła… I nagle dotarło do mnie, że zaczynam się zastanawiać, czy ja życzę bohaterce - narratorce?, czy sobie sprzed trzydziestu lat? Bo przecież ona to ja… (i mam nadzieję, że ona to również wy) Ta, której się bano, bo tylko ona mogła zniszczyć królestwo. Więc której mówiono, że jest jak kąkol, jak zaraza, chwast, że jest niegrzeczna, że jest zła…</div><blockquote><i>- Jesteś zła - powiedział. - Pozwalam ci tu być, bo zło musi istnieć na świecie, żeby rosło dobro. Ale jesteś zła, z gruntu zła. Zła od korzenia. Jesteś złym dzieckiem. </i>[s. 305]<br /></blockquote><div style="text-align: justify;">I zaczęłam się zastanawiać (i mam nadzieję, że wy też zaczniecie), czy ja kiedyś też usłyszałam takie słowa od swojego odpowiednika dziadka Antoniego? I czy one aby nie zostały powiedziane po to, żeby mnie osłabić w walce z mocami ciemności? I czy mnie (was) przypadkiem nie osłabiły? I czy nie przegrałam?</div><br /><div style="text-align: justify;">I tak ta przepięknie napisana przez czarodziejkę języka książka o niczym stała się dla mnie (i mam nadzieję, że stanie się dla was) książką o wszystkim. O świecie, który tworzymy i o siłach, jakie się w nim ścierają. I o naszej walce z mrokiem. I o tym, czy te walki wygrywamy, czy może z nich rezygnujemy, żeby przypadkiem nie zostać okrzyczanym przez dziadka, nazwanym kąkolem przez babcię. Bo kto by chciał być kąkolem...</div><br />„Kąkol” Papużanki zostanie we mnie na długo, kto wie, czy nie na zawsze. I mam nadzieję, że w was też...<br />Mg<br /></div><div><br /></div><div>Chcecie wypożyczyć? <a href="https://katalog.kbp.krosno.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=KROSNO%20W2021002247" target="_blank">Sprawdźcie dostępność w KBP</a>.</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-a_RUhDtDiprIxbyAQGSXD-NjfQEq8gkE3WCFO7drnxkeDNPuCHM_68WQedNqcmHR7xUdY7cYO4nN3-Ln3RiO0kHP7MT3fzW7L4FW5GfAkNVTTbDtThSn37DIrgl65aquMYk8UEFpYA/s500/898300-352x500.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="500" data-original-width="352" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-a_RUhDtDiprIxbyAQGSXD-NjfQEq8gkE3WCFO7drnxkeDNPuCHM_68WQedNqcmHR7xUdY7cYO4nN3-Ln3RiO0kHP7MT3fzW7L4FW5GfAkNVTTbDtThSn37DIrgl65aquMYk8UEFpYA/w141-h200/898300-352x500.jpg" width="141" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://marginesy.com.pl/sklep/produkt/133389/kakol?idcat=299</td></tr></tbody></table><div>Papużanka, Zośka: Kąkol. - Warszawa : Marginesy, 2021.</div>Wypożyczonehttp://www.blogger.com/profile/06020155509432994684noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-586343095652365630.post-91463504678034435162021-07-27T08:51:00.000+02:002021-07-27T08:51:31.056+02:00“Przecież to nie ty rozkładasz te tory”<div style="text-align: center;">On</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjc3qDoRol4b5pOzt26FMzoV6PeNpU53xxNeE_O5ODQMrZN5oFs7mbtTmVuofp4WZXxecMKoia5DreK3-WQZKPhYSCTsCm5L8-ymE6JGmoXlOMCQCLXqLTpjPhEToaYrA-FlTnq6FFNeQ/s2048/85114363.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1283" data-original-width="2048" height="250" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjc3qDoRol4b5pOzt26FMzoV6PeNpU53xxNeE_O5ODQMrZN5oFs7mbtTmVuofp4WZXxecMKoia5DreK3-WQZKPhYSCTsCm5L8-ymE6JGmoXlOMCQCLXqLTpjPhEToaYrA-FlTnq6FFNeQ/w400-h250/85114363.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://polona.pl/item/tramwaj,ODQwODA2NDc/0/#info:metadata</td></tr></tbody></table><div style="text-align: justify;">O zwykłych ludziach przeżywających swoje zwykłe życia można mówić różnie. Nijako, wtedy będą nijacy. Z ekscytacją, wtedy będą ciekawi. I jeszcze można mówić o nich z zastanowieniem nad każdym słowem jakiego używamy, aby oświetlić wszystkie zakamarki i nie pozostawić niedopowiedzeń. Wtedy będą prawdziwi!</div><div style="text-align: justify;">W powieściach Zośki Papużanki nie ma nudy, nie ma też przesadnej ekscytacji i sensacji, jest prawda o zwykłych ludziach. Choć w sumie kiedy tę prawdę poznamy, ludzie przestają być zwykli…<span><a name='more'></a></span></div><br /><div style="text-align: justify;">Swoją przygodę z prozą Papużanki zaczęłam od wydanego w 2020 r. „Przez”. I po lekturze wiedziałam, że po prostu muszę cofnąć się do innych książek tej krakowskiej nauczycielki z wściekle rudym irokezem. A że chciałam powieści (więc zbiór opowiadań „Świat dla ciebie zrobiłem” musi jeszcze poczekać), padło na książkę z 2016 r. - „On”.</div><br /><div style="text-align: justify;">Kraków, lata 80-te. Na świat przychodzi Śpik. Wtedy jeszcze nikt tak na niego nie mówi, wtedy jeszcze każdy jest w stanie zobaczyć w niemowlaku potencjał (choć tu należy się zastanowić, czy w tamtych czasach ktokolwiek patrzył na dziecko szukając w nim potencjału). Dopiero później okazuje się, że Śpik żadnego potencjału nie ma. Ma za to katar (stąd przezwisko nadane mu przez Kowalskiego, które przylgnęło do Śpika już na zawsze) i zerowe umiejętności socjalne. Dziś nazwalibyśmy je Zespołem Aspergera, wtedy nikt chłopca nie diagnozował. Tylko mama Śpika zastanawiała się zawsze czy to, że Śpik jest Śpikiem to przez to, że przewróciła się będąc z nim w ciąży, czy przez to, że tę ciążę przenosiła. A może dlatego, że w rodzinie zawsze rodziły się same dziewczynki. A może dlatego, że babcia i prababcia mamy Śpika i jej mama i ona sama spotkały na swojej drodze tajemniczego mężczyznę, przypominającego samego Szatana... Ktoś musi być winien. Więc winną została mama Śpika.</div><br /><div style="text-align: justify;">Zośka Papużanka snuje opowieść o Śpiku, który zna jak nikt rozkład jazdy krakowskich tramwajów i o jego mamie, która jak nikt zna Śpika. Ale wplata też w fabułę postaci szkolnych kolegów i koleżanek Śpika, jego taty, babci co spotkała Szatana, młodszego brata. O czym jest więc „On”? O ludziach.</div><br /><div style="text-align: justify;">O matkach i dzieciach. O codziennych staraniach i o tym, że nic z nich nie wychodzi. O poczuciu winy i o niedoskonałości. I o tym, że z tego właśnie składa się życie. Pędzimy z punktu a do punktu b, jak najkrótszą trasą, przesiadamy się na naszych życiowych przystankach, byle jak najszybciej dostać się na miejsce. A z tego i tak nic nie wychodzi… Trochę w tle lektury pobrzmiewały mi słowa piosenki Renaty Przemyk „Odjazd”:</div><br />Przecież to nie ty rozkładasz te tory<br />Nie masz na to wpływu gdzie ich koniec<br />Myślisz jestem Bóg wie jak wyjątkowy<br />Ale mylisz się<br />Co to da, że przy oknie usiądziesz<br />Nawet wśród niepalących<br />Podróż tak samo skończy się gdybyś<br />W korytarzu stał<br /><br /><div style="text-align: justify;">Co zresztą okazało się słusznym skojarzeniem, bo sama Papużanka w którymś momencie powieści odsłania swój autorski zamysł, pisząc:</div><blockquote style="text-align: justify;"><i>Za późno, na wszystko za późno, trzeba się skupić na rzeczach przyziemnych, żeby nie zwariować [...] Trzeba wybrać inne najważniejsze sprawy [...] i sprawić, żeby najważniejsze stało się przygotowanie mizerii, powieszenie prania na balkonie, sprawdzenie terminu wizyty u dentysty, a nie jakieś cuda, jak się człowiek wtrąca w za duże sprawy, to sobie nie poradzi, Główny Dyspozytor Ruchu tak to urządził i już. Trzeba ze swojego miejsca zająć się tym, czym się można zająć, a nie wymyślać sobie nie wiadomo jakie zadania, świata się nie zbawi i książki nie napisze. </i>[s. 222]</blockquote><div style="text-align: justify;">Czemu więc tej zwyczajnej opowieści o zwyczajnych ludziach daję wysoką ocenę? Kluczem jest to, co powiedziałam zaraz na początku tego wpisu - język jakim Papużanka opowiada. To on przesądza o wszystkim. To on udowadnia, że prawdziwa literatura może podejmować próbę opowiedzenia o zwykłym życiu. Ważne, żeby robiła to z uważnością na słowa… Papużanka robi to z wielkim kunsztem, ze skupieniem, z uważnością. I dlatego „On” to literatura przez duże el.</div>Gorąco polecam!<br />Mg<div><br /></div><div>Chcecie wypożyczyć? <a href="https://katalog.kbp.krosno.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=KROSNO%20W2016002412" target="_blank">Sprawdźcie dostępność w KBP</a>.</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2qLe1IiUek3JoVZZfDxurr4c_cHOd_VimgHl_BFNvbifxGLA8BDAO-uUCgEEGUt58a35z7i3JtTxDNcclnfSJlc05TxYGHdsw5e0jRxSXqOz743AdnO7dZxQqrA4hWWXI8Oxqh1beag/s662/Papuza.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="662" data-original-width="426" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2qLe1IiUek3JoVZZfDxurr4c_cHOd_VimgHl_BFNvbifxGLA8BDAO-uUCgEEGUt58a35z7i3JtTxDNcclnfSJlc05TxYGHdsw5e0jRxSXqOz743AdnO7dZxQqrA4hWWXI8Oxqh1beag/w129-h200/Papuza.jpg" width="129" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: https://www.znak.com.pl/ksiazka/on-zoska-papuzanka-7404</td></tr></tbody></table><div>Papużanka, Zośka: On. - Kraków : Znak, 2016.</div>Wypożyczonehttp://www.blogger.com/profile/06020155509432994684noreply@blogger.com0