17 października 2024

Do góry nogami

W mojej rodzinie każdy kogoś zabił
Źródło: https://polona2.pl/item/para-z-trojka-dzieci,MTM2MjU1MDI/0/#info:metadata
Jeśli po jakimś czasie sięgania po powieści kryminalne stwierdzicie, że w zasadzie żadna następna książka z tego gatunku niczym was już nie zaskoczy - to jesteście w błędzie! Zaskoczy! Tylko musi być napisana na opak, „do góry nogami”. Jednym słowem, musi być napisana przez Australijczyka. Jednym słowem, musi to być „W mojej rodzinie każdy kogoś zabił” Benjamina Stevensona.

Ernest Cunningham (w skrócie Ern) jest autorem poradników dla osób chcących pisać powieści. Sam nie napisał do tej pory żadnej... Już to jedno dużo o nim mówi - jest raczej teoretykiem (jak pewnie większość z nas). Doskonale zna zasady, niekoniecznie wciela je w życie, przynajmniej dopóki nie zostanie do tego zmuszony. Jeśli więc potraktujemy powieść „W mojej rodzinie każdy kogoś zabił”, której narratorem jest Ern, jako właśnie tę konieczność, to wiemy, że nie tylko zagadka kryminalna będzie w niej istotna, ale i rozmaite wybiegi językowe i narracyjne.
 Ern zresztą wcale się z tym nie kryje, już w Prologu puszcza do czytelnika oko, wyjaśniając:
Jeśli zależy wam wyłącznie na krwawych szczegółach, to nawiązania do śmierci albo jej opisy pojawiają się na stronach 26, 61, 83, 93 (2 w cenie 1) i aż trzy razy na stronie 101. Potem jest trochę dłużyzn, ale akcja ponownie nabiera tempa na stronach 206, 245 (mniej więcej), 256, 267, 291, w okolicach stron 284-292 (trudno powiedzieć), na stronach 305 i 413. Przysięgam, że to prawda, chyba że zecer się pomyli. [s. 12]
Oprócz tego w każdym rozdziale pojawiają się jakieś zwłoki, w całej książce nie ma ani jednej sceny erotycznej i naprawdę w rodzinie Erna każdy kogoś zabił. Teraz powinniście się zastanowić, czy Ern również (a przynajmniej Ern bardzo chce, byście się zastanawiali).

A skoro już wywołana została rodzina Erna, to pora rzucić okiem na fabułę. Wszyscy „mordercy” spotykają się w kurorcie narciarskim Sky Lodge Mountain. Ten zjazd zorganizowała ciotka Katherine. Ciotka to siostra ojca Erna, który nie żyje. Matką Erna jest Audrey, która wyszła ponownie za mąż za Marcelo, który wchodząc do rodziny Cunninghamów, zabrał ze sobą córkę Sophię, czyli przyrodnią siostrę Erna. Poza tym Ern ma brata Michaela, który aktualnie siedzi w więzieniu. Na jego wyjście oczekuje niecierpliwie jego żona Lucy. Rozwiedziona z Michaelem co prawda, ale Ern nie będzie rzucał kamieniem, bo jego małżeństwo z Erin też wisi na włosku. Aha. Jest jeszcze mąż Katherine - Andy. I to chyba wszyscy (zwróćcie uwagę, że nie napisałam, że to na pewno wszyscy!)

I oni wszyscy spotykają się w kurorcie, żeby swoistym zjednoczeniem rodziny świętować wyjście Michaela z więzienia. Spędził w nim trzy lata (dobrze mieć ojczyma, który jest wziętym prawnikiem!) za morderstwo. Aha. Warto wspomnieć, że do posadzenia Michaela wydatnie przyczynił się Ern, który zeznawał przeciwko niemu w sądzie. To dlatego Audrey ma żal do młodszego syna. Lucy zresztą też. I ciotka Katherine. I trochę prawie-była żona Erin (która w tak zwanym międzyczasie postanowiła się związać z Michaelem). W zasadzie tylko Sophie wspiera przyrodniego brata, ale być może motywuje ją pewna kwota dolarów australijskich, będąca w posiadaniu Erna, przynajmniej dopóki nie upomni się o nią zwolniony z zakładu karnego Michael. Bo to w końcu jego pieniądze…

Zagmatwane? Dosyć. Ale niech was to nie zraża, zaraz zrobi się jeszcze większy bałagan.

Otóż, pierwszej nocy pobytu w Sky Lodge Mountain ktoś zostaje zamordowany.
Tylko, że nie wiadomo kto. Po prostu - Ern budzi się rano a na zewnątrz ośrodka goście pochylają się nad zwłokami. Goście i policjant - sierżant Darius Crawford, który trafił na miejsce zbrodni absolutnie wbrew swojej woli i chęci, i w zasadzie czeka na posiłki, które zdejmą z jego barków nieprzyjemny ciężar prowadzenia śledztwa. Tym bardziej, że ofiara choć znaleziona została w zaspie, wygląda jakby się spaliła. Modus operandi zbrodni przypomina działanie seryjnego mordercy zwanego przez media Czarnym Językiem. I wtedy właśnie do ośrodka przyjeżdżają Michael i Erin… A później zaczyna sypać śnieg, który odetnie wszystkich od świata…

Dość o fabule.

Jeśli jedynym co wam zostało w głowie po przeczytaniu poprzedniego akapitu jest sieczka - to prawidłowo, ja też ją miałam po kilku rozdziałach.
Ale jeśli wam powiem, że wymieniłam co najmniej raz nazwisko mordercy i dałam wam co najmniej trzy istotne wskazówki, to mam nadzieję, że zrobi się choć trochę intrygująco!

Bo prawdziwa zabawa przy lekturze „W mojej rodzinie każdy kogoś zabił” polega na mistrzowskiej grze autora z konwencją powieści kryminalnej.

Mamy tu wszystko (bohaterów, miejsce i zbrodnię) czego potrzeba, by czytelnik zechciał pobawić się w detektywa. Mamy też odrobiną więcej - mamy wskazówki Erna, których przykład wam przytoczyłam. A mimo to nie jesteśmy w stanie przewidzieć następnego kroku ani mordercy, ani detektywa. Ktoś nas tu wodzi za nos, ukrywa fakty (na widoku co prawda, ale zawsze), wyciąga asy z rękawa i króliki z kapelusza. My czytelnicy jesteśmy jednocześnie sfrustrowani i rozbawieni, wkurza to, że nas tu oszukują i chcemy czytać dalej. Jeśli już nie dla karkołomnej fabuły, w której zaraz pojawią się tajemnice z przeszłości bohaterów i zaskakujące powiązania, które zmieniają spojrzenie czytelnika na ich obecną postawę, to na pewno dla wspaniałej, kunsztownej gry z czytelnikiem.

Jednym słowem, jeśli i wy lubicie, jak ktoś bardzo inteligentnie robi z was idiotę, to będziecie podobnie jak ja świetnie się bawić podczas lektury „W mojej rodzinie każdy kogoś zabił”. I jak zaczniecie czytać - będziecie chcieli skończyć (zaczęłam w piątek, skończyłam w niedzielę, dobrze że są weekendy, w przeciwnym razie zapewne zarywałabym noce).
Benjamin Stevenson napisał powieść, która pozwala odpocząć czytelnikowi cierpiącemu na przesyt kryminałów, a jednocześnie taką, po lekturze której chce się po prostu sięgnąć po następny kryminał.

Inteligentnie i zabawnie. Czego chcieć więcej?
Gorąco polecam i czekam na inne powieści Australijczyka przetłumaczone na polski! Bo czasem dobrze poczytać coś „do góry nogami”.
Mg

Chcecie wypożyczyć? Sprawdźcie dostępność w KBP.
Źródło:https://www.gwfoksal.pl/w-mojej-rodzinie-kazdy-kogos-zabil-benjamin-stevenson-skuf23102b25fd20122e944.html
Stevenson, Benjamin: W mojej rodzinie każdy kogoś zabił. - Warszawa : Wydawnictwo WAB, 2024.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz