Seans w Domu Egipskim
Źródło: https://polona.pl/item/krakow-kosciol-maryacki-i-sukiennice-marienkirche-und-tuchhalle,NzA3NDg3Njc/0/#info:metadata |
Pochłonęłam w dwa
wieczory. Nie w jeden tylko dlatego, że rozum nakazał mi odłożenie
książki, zgaszenie światła i pójście spać. Kolejna, trzecia już, odsłona
kryminału retro autorstwa Maryli Szymiczkowej, czyli ukrywającego się pod tym
pseudonimem duetu Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński. Kolejna okazja na
spotkanie profesorowej Zofii Szczupaczyńskiej i tropienie wraz z nią
odrażających morderców w przedwojennym Krakowie.
Krakowa nie lubię,
kryminały retro raczej omijam, uznawszy, że wyrosłam już nieco z fabuł
rodem z powieści Conan Doyla. Ale, bazując na swoich pozytywnych
doświadczeniach po lekturze dwu pierwszych części cyklu: „Tajemnicy Domu
Helclów” i „Rozdartej zasłony”, sięgnęłam po „Seans w Domu Egipskim”.
I nie zawiodłam się. Ba, uważam nawet, że jest to część najlepsza.
O tym dlaczego – za
chwilę. Teraz rzut oka na zarys fabularny.
Mamy schyłek roku 1898.
Tuż po świętach Bożego Narodzenia profesorostwo Szczupaczyńscy dostają
zaproszenie na wspólne oglądanie zaćmienia Księżyca u Państwa Beringerów.
Ignacy jednak bardzo sprytnie wymiguje się od uczestnictwa w tym wieczorze
(którego kulminacją wcale nie będzie Księżyc, ale seans spirytystyczny), Zofia
udaje się więc do Beringerów sama. Jest tam jedną z dwunastu osób. Oprócz
niej w seansie biorą udział gospodarze – Władysław Beringer i jego
druga żona Helena, oraz córka z pierwszego małżeństwa,
siedemnastoletnia Maria. Są również doktorostwo Damazy i Leokadia
Iwańcowie, których Szczupaczyńska zna chyba najlepiej i darzy zdecydowanie
największą sympatią. Bo, niestety, reszta gości naszej bohaterki nie
zachwyca... Na seans w Domu Egipskim zaproszono bowiem Stanisława
Przybyszewskiego, który sam siebie nazywa Szatanem i gorszy porządnych
obywateli Krakowa, odkąd kilka miesięcy wcześniej pojawił się w mieście,
jego ucznia - Spirydiona Krakuschkę, związanych z Przybyszem
Państwa Wincentego i Antoninę Pszornów, specjalistę od
spirytyzmu – hrabiego Michała Bielinę-Bielińskiego i medium Olgę
Ryczywolską.
Księżyc zostaje
przesłonięty, w Domu Egipskim również gasną światła. Zaczyna się seans. I
wtedy pan domu upada i w drgawkach i męczarniach dokonuje żywota.
Doktor Iwaniec stwierdza zgon, ale wcale nie z przyczyn naturalnych.
Beringer został otruty strychniną. Być może przez przypadek i tak naprawdę
chciano otruć Przybyszewskiego, bo strychnina znajdowała się w jego
kieliszku z absyntem, z którego Beringer przez pomyłkę się napił.
Jeśli jednak nie, jeśli kieliszki przestawione zostały celowo (na przykład po
to, by rzucić podejrzenie na Przybysza), to każdy z obecnych miał motyw,
by zamordować Władysława. Nawet żona i córka, które dziedziczyły po nim
spory majątek. Nawet współpracujący z nim od lat doktor Iwaniec. Że
o innych, połączonych ze sobą nawzajem i z ofiarą bądź otoczeniem
ofiary skomplikowaną pajęczyną urazów, niechęci, romansów, zazdrości, szantaży
itp., nie wspomnę.
Na miejsce zbrodni
wezwany zostaje przez Szczupaczyńską, znany czytelnikowi z poprzednich
części, sędzia Klossowitz. Ale oficjalne śledztwo ruszy dopiero po Nowym Roku.
Szczupaczyńska ma więc trzy dni, by oddać się swojej ukochanej rozrywce -
tropieniu mordercy.
„Seans w Domu
Egipskim” jest majstersztykiem. I wracam do stwierdzenia, że uważam go za
powieść jak do tej pory najlepszą spośród wszystkich napisanych przez
Szymiczkową.
Po pierwsze dlatego, że
cała akcja rozgrywa się w ciągu dość mocno ograniczonego czasu. Kilka dni
ma Profesorowa, a razem z nią czytelnik, na wskazanie zabójcy. Trzeba
więc przeprowadzić bardzo metodyczne śledztwo w jak najkrótszym czasie.
Oczywiście, nie udałoby się to, gdybyśmy szukali mordercy w całym mieście
a nie wśród grona jedenastu osób. I to zawężenie potencjalnych zbrodniarzy
uważam za kolejny bardzo udany zabieg. Tak, wiem, że można by było zarzucić
Dehnelowi i Tarczyńskiemu, że „odpisali” od Agaty Christie. Ale uważam, że
taka konwencja „zamkniętego pokoju” bardzo się w kryminale retro sprawdza.
Co jeszcze? Genialne
jest, że w pewnym momencie na scenie pojawia się Franciszka, kucharka
Szczupaczyńskich, która dzieli ze swoją chlebodawczynią pasję detektywistyczną,
ale oczywiście, ma dużo mniej sposobności, by ją w sobie rozwijać (i budzi
to w niej coraz większą frustrację). Wydaje mi się, że w kolejnych
powieściach (bo mam ogromną nadzieję, że Dehnel/Tarczyński na trzech nie
poprzestaną) Franciszka będzie tak długo trzaskać garnkami i stroić fochy,
aż Zofia Szczupaczyńska dopuści ją do pomocy w rozwiązywaniu kolejnych
zagadek.
O niepowtarzalnym
klimacie Krakowa z przełomu wieków oraz wspaniale oddanej mentalności
tamtych ludzi chyba nie muszę wspominać, bo każdy, kto kiedykolwiek czytał
jakąkolwiek powieść Szymiczkowej, albo chociaż jej recenzję, wie, o czym
mówię. Jak już wspominałam – Krakowa nie lubię, ale obyczajowość i sposób
postrzegania rzeczywistości przez Zofię Szczupaczyńską mnie zachwyca. Momentami
tak bardzo, że chciałabym choć na chwilę przenieść się w tamte czasy, do
tamtego domu, do tamtych ludzi.
Ogólnie rzecz ujmując –
nie ma fascynujących zwrotów akcji, seksu ani skandalu na miarę naszych czasów.
Jest klasyka. I dobrze. Bo czasem tego właśnie trzeba, o czym usiłowała
przekonać Szatana Przybyszewskiego, burzyciela ustalonego porządku, ostoja tego
właśnie krakowskiego konserwatyzmu – Zofia z Glodtów Szczupaczyńska.
Mg
Chcecie wypożyczyć? Sprawdźcie dostępność w KBP.
Źródło: https://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,114667,Seans-w-Domu-Egipskim |
Szymiczkowa, Maryla: Seans w Domu Egipskim. - Kraków : Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz