4 grudnia 2018

Po trzecie

Seans w Domu Egipskim
Źródło: https://polona.pl/item/krakow-kosciol-maryacki-i-sukiennice-marienkirche-und-tuchhalle,NzA3NDg3Njc/0/#info:metadata
Pochłonęłam w dwa wieczory. Nie w jeden tylko dlatego, że rozum nakazał mi odłożenie książki, zgaszenie światła i pójście spać. Kolejna, trzecia już, odsłona kryminału retro autorstwa Maryli Szymiczkowej, czyli ukrywającego się pod tym pseudonimem duetu Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński. Kolejna okazja na spotkanie profesorowej Zofii Szczupaczyńskiej i tropienie wraz z nią odrażających morderców w przedwojennym Krakowie.

Krakowa nie lubię, kryminały retro raczej omijam, uznawszy, że wyrosłam już nieco z fabuł rodem z powieści Conan Doyla. Ale, bazując na swoich pozytywnych doświadczeniach po lekturze dwu pierwszych części cyklu: „Tajemnicy Domu Helclów” i „Rozdartej zasłony”, sięgnęłam po „Seans w Domu Egipskim”. I nie zawiodłam się. Ba, uważam nawet, że jest to część najlepsza.
O tym dlaczego – za chwilę. Teraz rzut oka na zarys fabularny.

Mamy schyłek roku 1898. Tuż po świętach Bożego Narodzenia profesorostwo Szczupaczyńscy dostają zaproszenie na wspólne oglądanie zaćmienia Księżyca u Państwa Beringerów. Ignacy jednak bardzo sprytnie wymiguje się od uczestnictwa w tym  wieczorze (którego kulminacją wcale nie będzie Księżyc, ale seans spirytystyczny), Zofia udaje się więc do Beringerów sama. Jest tam jedną z dwunastu osób. Oprócz niej w seansie biorą udział gospodarze – Władysław Beringer i jego druga żona Helena, oraz córka z pierwszego małżeństwa, siedemnastoletnia  Maria. Są również doktorostwo Damazy i Leokadia Iwańcowie, których Szczupaczyńska zna chyba najlepiej i darzy zdecydowanie największą sympatią. Bo, niestety, reszta gości naszej bohaterki nie zachwyca... Na seans w Domu Egipskim zaproszono bowiem Stanisława Przybyszewskiego, który sam siebie nazywa Szatanem i gorszy porządnych obywateli Krakowa, odkąd kilka miesięcy wcześniej pojawił się w mieście, jego ucznia -  Spirydiona Krakuschkę, związanych z Przybyszem Państwa Wincentego i Antoninę Pszornów,  specjalistę od spirytyzmu – hrabiego Michała Bielinę-Bielińskiego i medium Olgę Ryczywolską.

Księżyc zostaje przesłonięty, w Domu Egipskim również gasną światła. Zaczyna się seans. I wtedy pan domu upada i w drgawkach i męczarniach dokonuje żywota. Doktor Iwaniec stwierdza zgon, ale wcale nie z przyczyn naturalnych. Beringer został otruty strychniną. Być może przez przypadek i tak naprawdę chciano otruć Przybyszewskiego, bo strychnina znajdowała się w jego kieliszku z absyntem, z którego Beringer przez pomyłkę się napił. Jeśli jednak nie, jeśli kieliszki przestawione zostały celowo (na przykład po to, by rzucić podejrzenie na Przybysza), to każdy z obecnych miał motyw, by zamordować Władysława. Nawet żona i córka, które dziedziczyły po nim spory majątek. Nawet współpracujący z nim od lat doktor Iwaniec. Że o innych, połączonych ze sobą nawzajem i z ofiarą bądź otoczeniem ofiary skomplikowaną pajęczyną urazów, niechęci, romansów, zazdrości, szantaży itp., nie wspomnę.
Na miejsce zbrodni wezwany zostaje przez Szczupaczyńską, znany czytelnikowi z poprzednich części, sędzia Klossowitz. Ale oficjalne śledztwo ruszy dopiero po Nowym Roku. Szczupaczyńska ma więc trzy dni, by oddać się swojej ukochanej rozrywce - tropieniu mordercy.

„Seans w Domu Egipskim” jest majstersztykiem. I wracam do stwierdzenia, że uważam go za powieść jak do tej pory najlepszą spośród wszystkich napisanych przez Szymiczkową.
Po pierwsze dlatego, że cała akcja rozgrywa się w ciągu dość mocno ograniczonego czasu. Kilka dni ma Profesorowa, a razem z nią czytelnik, na wskazanie zabójcy. Trzeba więc przeprowadzić bardzo metodyczne śledztwo w jak najkrótszym czasie. Oczywiście, nie udałoby się to, gdybyśmy szukali mordercy w całym mieście a nie wśród grona jedenastu osób. I to zawężenie potencjalnych zbrodniarzy uważam za kolejny bardzo udany zabieg. Tak, wiem, że można by było zarzucić Dehnelowi i Tarczyńskiemu, że „odpisali” od Agaty Christie. Ale uważam, że taka konwencja „zamkniętego pokoju” bardzo się w kryminale retro sprawdza.
Co jeszcze? Genialne jest, że w pewnym momencie na scenie pojawia się Franciszka, kucharka Szczupaczyńskich, która dzieli ze swoją chlebodawczynią pasję detektywistyczną, ale oczywiście, ma dużo mniej sposobności, by ją w sobie rozwijać (i budzi to w niej coraz większą frustrację). Wydaje mi się, że w kolejnych powieściach (bo mam ogromną nadzieję, że Dehnel/Tarczyński na trzech nie poprzestaną) Franciszka będzie tak długo trzaskać garnkami i stroić fochy, aż Zofia Szczupaczyńska dopuści ją do pomocy w rozwiązywaniu kolejnych zagadek.
O niepowtarzalnym klimacie Krakowa z przełomu wieków oraz wspaniale oddanej mentalności tamtych ludzi chyba nie muszę wspominać, bo każdy, kto kiedykolwiek czytał jakąkolwiek powieść Szymiczkowej, albo chociaż jej recenzję, wie, o czym mówię. Jak już wspominałam – Krakowa nie lubię, ale obyczajowość i sposób postrzegania rzeczywistości przez Zofię Szczupaczyńską mnie zachwyca. Momentami tak bardzo, że chciałabym choć na chwilę przenieść się w tamte czasy, do tamtego domu, do tamtych ludzi.

Ogólnie rzecz ujmując – nie ma fascynujących zwrotów akcji, seksu ani skandalu na miarę naszych czasów. Jest klasyka. I dobrze. Bo czasem tego właśnie trzeba, o czym usiłowała przekonać Szatana Przybyszewskiego, burzyciela ustalonego porządku, ostoja tego właśnie krakowskiego konserwatyzmu – Zofia z Glodtów Szczupaczyńska.
Mg

Chcecie wypożyczyć? Sprawdźcie dostępność w KBP.

Źródło: https://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,114667,Seans-w-Domu-Egipskim
Szymiczkowa, Maryla: Seans w Domu Egipskim. - Kraków : Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 2018.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz