23 kwietnia 2019

Na miłość...

Cymanowski Młyn
Źródło: https://polona.pl/item/schwarzwaldmuhle,Nzk1NTU1MDc/#info:metadata
Na miłość… boską! Jak ocenić książkę, którą z jednej strony przeczytałam w dwa wieczory (co wskazuje na to, że mnie wciągnęła), a z drugiej były to wieczory pełne igrającego na ustach pobłażliwego uśmieszku, westchnień politowania i modlitewnych przerywników (oj, Boże, Boże..).
A także prób znalezienia odpowiedzi na pytanie: kto tu co pisał? Bo ⹂Cymanowski Młyn” ma dwóch autorów: Magdalenę Witkiewicz i Stefana Dardę. Takie eksperymenty wspólnego pisania książki już się udawały (np. ⹂Księżyc myśliwych” Katarzyny Krenz i Julity Bielak), dlaczego więc ten oceniam tak… nawet nie negatywnie (bo przecież przeczytałam), ale raczej z negatywnymi emocjami...

Powieść ma dwa plany narracyjne.
W jednym patrzymy na wydarzenia z perspektywy Moniki, trzydziestoparoletniej Warszawianki, która przyjeżdża z mężem na dwutygodniowy urlop do pensjonatu na Kaszubach. Ten pobyt ma pomóc uratować małżeństwo Moniki i Macieja, bo nie dzieje się w nim najlepiej. Mężczyzna jest skupiony na robieniu kariery, zaś jego żona żyje głównie przeszłością i wspominaniem swojej młodzieńczej miłości - Piotra. Gdyby nie nieszczęśliwy wypadek motocyklowy i śmierć chłopaka, Monika zapewne dzisiaj byłaby jego żoną. I nie może odżałować, że jej życie ułożyło się inaczej, niż planowała.
Zakładam, że ten wątek obyczajowo-romansowy był ⹂działką” Magdaleny Witkiewicz.
Stefan Darda natomiast najprawdopodobniej odpowiadał za część, którą nazwijmy roboczo wątkiem grozy.
Narratorem Dardowych rozdziałów jest Jerzy Zawiślak - właściciel Cymanowskiego Młyna, który po śmierci żony przyjechał na Kaszuby razem z synem Łukaszem z Bieszczad. Kupił posiadłość i założył w niej pensjonat, choć okolica otoczona była złą sławą. Podobno na pobliskich bagnach straszy duch młodej dziewczyny - Karoliny Formella, która w latach 20. ubiegłego wieku utonęła na tak zwanym Pomarlisku razem ze swoim koniem Szafirem i dziś czasami pojawia się tam, nawołując ⹂Szafir!”.
Teraz będę spojlerować na maksa, więc Ci, którzy chcą przeczytać ⹂Cymanowski Młyn” niech skończą właśnie tu!
Bo sprawa wygląda następująco:
  1. Monika i Maciej przyjeżdżają do Cymanowskiego Młyna.
  2. facet jest opryskliwy i chamowaty
  3. po czym przechodzi przemianę wewnętrzną i uprawia z żona namiętny seks
  4. po czym odbiera telefon od wspólnika i wyjeżdża na parę dni do Warszawy, zostawiając Monikę samą
  5. po czym Monika bierze u Łukasza lekcje jazdy konnej
  6. po czym po kilku dniach idzie z nim do łóżka (poznała go 19 września a 25 już był jej wielką miłością)
  7. bo bardzo przypomina on jej zmarłego Piotra
  8. bo tak naprawdę Łukasz to Piotr, który podczas nieudanego seansu spirytystycznego wcielił się w Łukasza
  9. w tym samym czasie Jerzy Zawiślak kombinuje, jak zdobyć pieniądze na utrzymanie podupadającego pensjonatu
  10. co w praktyce sprowadza się do tego, jakie kosztowności ze znalezionego niegdyś majątku poprzednich właścicieli - Formellów jeszcze sprzedać paserom
  11. względnie kogo jeszcze ukatrupić, by jego finansowe przekręty nie wyszły na jaw...
I w sumie to nawet jeszcze dałabym radę znieść to wszystko i dać książce w miarę wysoką ocenę, gdyby nie postać głównej bohaterki.
Bo jak ona mnie irytowała… Zgrzytałam zębami, zastanawiając się, czy w zamyśle autorów Monika miała być tak denerwująca, czy wręcz przeciwnie - miała budzić sympatię (bo pierwszy narzeczony zmarł, mąż łajdak, a ona jest silną, samodzielną, niezależną kobietą…). Bo jeśli miała budzić sympatię, to ja okazałam się czytelnikiem pozbawionym empatii, wręcz okrutnym, bo w pewnym momencie przestałam się dziwić, że mąż ucieka od Moniki w pracę. Ja bym też uciekała.
Monia ma złote myśli na każdą okazję i chętnie się nimi dzieli. Ja szczególnie do serca wzięłam sobie tę:
Często, gdy śpimy pierwszy raz z kimś, z kim do tej pory nigdy nie dzieliliśmy łóżka, jest nam bardzo niewygodnie, musimy się dopasować do siebie. [s. 276]
Dzięki. Następnym razem jak będę z kimś spała pierwszy raz, to nie będę się martwić, że mi niewygodnie, tylko spokojnie poczekam, aż się dopasujemy. No, naprawdę…

I nie wiem, czy te złote myśli, czy opowiadanie o sobie w tonie:
Nie uciekałam od problemów, starałam się je na bieżąco rozwiązywać. Uciekałam natomiast od negatywnych myśli. Od przeświadczenia, że tym razem nie dam rady, że się nie uda. Byłam kobietą, której zawsze się udawało. Nie dopuszczałam do siebie myśli o porażce. I dlatego tak cholernie mnie to bolało, że moje małżeństwo okazało się właśnie taką porażką. Na to nie miałam wpływu. Bo przecież człowiek na wiele rzeczy w życiu nie ma wpływu. [s. 123]
czyli w takim: jaka to ja jestem odważna, i Kosmos mi sprzyja i ⹂mogę wszystko”.
A może jednak konkurs na irytowanie mnie wygrałoby podawanie dokładnego rozkładu dnia, w stylu: wstałam, wypiłam kawę, umyłam zęby, pobiegałam, wróciłam, przebrałam się, ugotowałam wodę na herbatę i zrobiłam jajecznicę. Bo w sumie, o ile nie wpływa to na akcję, to kogo to obchodzi?

Dobra, koniec hejtu. Teraz tylko parę słów wyjaśnienia i próba odparcia zarzutu, że skoro nie przepadam za obyczajówką pisaną przez Magdalenę Witkiewicz (bo, że nie przepadam, to chyba dało się odczuć), to po co się brałam za ⹂Cymanowski Młyn”. Ano, przez Dardę. Bo Stefana Dardę czytywałam, a nawet mam to szczęście, że poniekąd znam osobiście, bo był gościem w naszej bibliotece a ja prowadziłam z nim rozmowę podczas spotkania autorskiego. Dosyć lubię mroczny klimat jego opowieści, taki z pogranicza okultyzmu, wywoływania duchów, wchodzenia w konszachty z mroczną stroną… I w zasadzie znalazłam go również w ⹂Młynie…”. I byłoby okej. Ale Monia zepsuła wszystko! Więc jestem na nie. Bohaterka okazała się dla mnie tak nieznośna, że nawet duchy i zaświaty jej nie poradziły. Pozostał mi płacz i zgrzytanie zębów. Szkoda.
Mg

PS. Ja wiem, że leżącego się nie kopie, ale no po prostu nie mogę tego odpuścić. Tak Monia opisuje swojego narzeczonego Piotra:
Wolałam myśleć o nim jak o beztroskim wolnym ptaku, wyruszającym w dal na swoim stalowym rumaku. [s. 130]
PS 2. Aha. I tej wolty z inkarnacją Piotra w Łukasza domyśliliby się zapewne wszyscy, którzy zetknęli się wcześniej z prozą Dardy. Ja się domyśliłam, więc nawet efektu zaskoczenia nie było. Tylko ból zębów (ale o tym to już chyba mówiłam…)

Chcecie przeczytać? Sprawdźcie dostępność w KBP.

Źródło: http://www.wydawnictwofilia.pl/Ksiazka/334
Witkiewicz, Magdalena, Darda, Stefan: Cymanowski Młyn. - Poznań : Wydawnictwo Filia, 2019.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz