Toksymia
Źródło: https://polona.pl/item/plac-bankowy-pierwsze-tramwaje-elektryczne-w-warszawie,MzU2NDUxOA/0/#info:metadata |
Nazwisko Małgorzaty Rejmer kojarzy się z wydanymi przez Czarne reportażami ⹂Bukareszt. Kurz i krew” i ⹂Błoto słodsze niż miód”. I dobrze, bo to wartościowa literatura, o czym świadczą zresztą nominacje i nagrody (m.in. Paszport ⹂Polityki” 2018). Ale Rejmer swoją karierę literacką zaczęła od powieści. W 2009 r. ukazała się ⹂Toksymia”. Dziesięć lat później ją przeczytałam. I… gdybym miała pokusić się o jednozdaniowe podsumowanie moich wrażeń z lektury, to powiedziałabym tak (tu następuje jednozdaniowe podsumowanie): mam nadzieję, że Rejmer powróci do fikcji literackiej i formy powieściowej, bo jej debiut udowadnia, że autorka ma niesamowity talent do obserwacji świata i ludzi oraz chyba jeszcze bardziej niesamowite zdolności do operowania językiem, tak, by ⹂powiedział wszystko, co pomyśli głowa”.
A teraz szczegóły.
Zanim zacznie się lekturę, dobrze wiedzieć, że to nie opis ⹂wsi spokojnej, wsi wesołej”. Że będzie brudno, smutno i ogólnie beznadziejnie. Zresztą, nie wiem jak innym, ale mnie zasugerowała to już trochę okładka. Więc w sumie zawiedzie się każdy, kto spodziewałby się standardowej powieści obyczajowej, która co prawda jest pewną diagnozą społeczeństwa, ale zostawia sporo nadziei na to, że tym dobrym i biednym w końcu się uda, a ci źli (i najczęściej bogaci i na stanowiskach… hmm… trochę to zastanawiające) wreszcie dostaną na co zasłużyli. Rejmer po pierwsze nie obrazuje społeczeństwa, ale grupkę ludzi. To, czy my się w nich odnajdziemy, względnie czy rozpoznamy w nich np. znajomych, to kwestia drugorzędna. Wydaje mi się, że autorce głównie chodzi o to, żeby czytelnik się tą grupką zainteresował. A jest kim.
Ada Amek opiekuje się ojcem i sen z powiek spędza jej obawa, czy robi to dobrze… Jej sąsiad - Jan Niedziela, którego najłatwiej zaszufladkować jako zdziwaczałego starego kawalera, zapisuje metodycznie swoje sny a poza tym zajmuje się pisaniem mów pogrzebowych na zlecenie firmy ⹂Przyjemny pogrzeb”. Idzie mu to świetnie, bo Jan jest wykształcony (filologia klasyczna) i dobrze wychowany (co jest zasługą mamusi, najważniejszej kobiety w życiu Jana). Mieszkająca w tym samym bloku, co Amek i Niedziela Lucyna Łut przeżywa religijne uniesienia - jedno za drugim. Może w ten sposób odreagowuje swoje małżeństwo z Ryszardem, który nie szanował nikogo i niczego oprócz samego siebie (ale za to wybudował daczę na działce). Anna Kowalska pracuje dla kwartalnika ⹂Orzeł Biały” i przeprowadza wywiad z powstańcem warszawskim Tadeuszem Stokrockim. Osiemdziesięciojednoletni Tadeusz udziela wywiadu i jednocześnie zakochuje się w Annie na śmierć (jak się okaże, dosłownie!), nękając ją z wielkim zapałem dowodami swoich płomiennych uczuć. Czym wpędza dziewczynę w stany paranoidalne i fobie. Longin Wąsik, szczęśliwy mąż nieszczęśliwej żony, jest tramwajarzem. Choć chciał być nauczycielem polskiego, co odpowiadałoby nie tylko jego wykształceniu, ale i powołaniu i pasji. Jednak nieszczęśliwa żona (Alicja) miała swoje wizje i potrzeby finansowe, a przecież wykształcenie, powołanie i pasja muszą ustąpić głównemu zadaniu szczęśliwych mężów - uszczęśliwianiu nieszczęśliwych żon. Więc Longin jeździ ⹂czwórką” a po pracy zmywa rozczarowania alkoholem.
Losy tej piątki splotą się ze sobą w nieoczekiwanym momencie w dość misterny węzeł. Jedni prześpią się z drugimi, trzeci zabiją czwartych… I co z tego wyniknie? chciałoby się zapytać. Odpowiedź jest być może nieco dołująca, ale za to prawdziwa: nic. Tak jak nic nie wynika z tego, że spotykamy kogoś na ulicy albo (nomen omen) w tramwaju. Choć jeśli się tak głębiej zastanowić, to przecież jednak po tych spotkaniach, nawet nic nieznaczących, zawsze zostaje jakiś ślad.
We mnie też został po spotkaniu z bohaterami ⹂Toksymii”. Tym bardziej, że to prawdziwe indywidua. Bo Rejmer nie żałowała im cech wyjątkowych - czy to w wyglądzie, czy w sposobie mówienia, w zainteresowaniach albo marzeniach, w wadach. Wspólnym mianownikiem dla wszystkich bohaterów pięciu głównych wątków powieści jest niedostosowanie społeczne. I już samo to sprawia, że czytelnik bawi się świetnie śledząc losy bohaterów, choć w pewnym momencie uświadamia sobie, że przecież tu się nie ma z czego śmiać. Bo może się okazać, że ⹂z samych siebie się śmiejemy”.
Jest jeszcze kwestia języka. Jedni go pokochają, inni uznają za zbyt nowoczesny, niepotrzebnie skomplikowany, naszpikowany przestawną składnią. Ja zdecydowanie należę do grupy miłośników tego typu narracji, tej mowy pozornie zależnej w co drugim zdaniu, tych nieoczywistych skojarzeń. Niech dla niezdecydowanych próbką będzie dialog Lucyny z Janem, który od razu wyjaśni, o co chodzi z tytułem:
Powiem panu, że moja więź z Jezusem też nie jest łatwa. Bywa szkodliwa. Nawet mi Jezus raz powiedział, że to, co nas łączy, to się nazywa toksymia. Nie wiem co miał na myśli, ale sam pan rozumie, w życiu z ludźmi nie jest łatwo. Rozumiem, powiedział Jan. Toksymia. Tak, panie Janie, potwierdziła Lucyna. Toksymia. [s. 190]
Nie będę się powtarzać z apelem o to, by Rejmer wróciła do powieści. Na koniec powiem tylko: podobało mi się. Nawet bardzo. Jeśli ktoś będzie mnie pytał o zdanie, to powiem: niech czyta! Jeśli mnie nie będzie pytał, to też niech czyta! Czy przeczyta? Nie wiadomo, bo ⹂w życiu z ludźmi nie jest łatwo”. I to uznaję za główne przesłanie ⹂Toksymii”. Jakże prawdziwe…
Mg Chcecie przeczytać? Sprawdźcie dostępność w KBP.
Źródło: http://lampa.art.pl/sklep/index.php?p198,malgorzata-rejmer-toksymia-iii-wydanie |
Rejmer, Małgorzata: Toksymia. - Warszawa : Lampa i Iskra Boża, 2010.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz