4 czerwca 2019

Dużo zdrowia!

Zdrój
Źródło: https://polona.pl/item/kobieta-w-stroju-kapielowym-i-baletkach,OTM4ODkyNg/0/#info:metadata
⹂Zdrój” to debiut powieściowy poetki Barbary Klickiej. Nie zaskakuje więc, że jest powieścią napisaną dość poetyckim językiem. Takim po trosze z Leśmiana, po trosze z Schulza. Tematyką zaś nawiązuje do ⹂Czarodziejskiej góry” Tomasza Manna, bo rzecz dzieje się w uzdrowisku, bohaterka zaś jest kuracjuszką. Dlatego, choć mówię to z bólem serca, nie wróżę ⹂Zdrojowi” jakichś niebotycznych kolejek czytelników. Dlatego powieść Klickiej nie osiągnie popularności zarezerwowanej dla romansów i kryminałów. A kto wie, może zostanie bardzo szybko zapomniana i podzieli los wielu debiutów, które są zarazem ostatnimi książkami danego autora. Tak przewiduję, chcąc się mylić. Bo ⹂Zdrój” przeczytać warto!

Zaczyna się zwyczajnie. Do sanatorium Związku Nauczycielstwa Polskiego w Ciechocinku przyjeżdża Kamila, ponad trzydziestoletnia warszawianka. I już na dworcu dowiaduje się, że to niedobrze, że jest z Warszawy… stolica źle się kojarzy ludziom spoza stolicy. Tak przynajmniej twierdzi Beata, stała bywalczyni sanatoriów, która wie co, jak, gdzie i kiedy - począwszy od poznawania nowych ludzi, skończywszy na zakwaterowaniu w lepszym pokoju. Kama nie ma tej umiejętności. Utyka na najgorszym łóżku w ⹂trójce” (razem z Zosią i Bogusią, które też tą Warszawą nie są zachwycone), jako zusowcowi nie przysługuje jej podczas śniadania kawa, w dodatku procedura wizyty lekarskiej u doktor Krystyny Dziarskiej jest nie tylko skomplikowana ale i raczej nieprzyjemna. I to nic, że Kama jako dziecko była leczona w sanatoriach… Bo na pewne rzeczy nawet hartowanie się w dzieciństwie nic nie może poradzić.

Świat sanatorium ZNP w Ciechocinku, w który wpada Kama, jest rzeczywistością w krzywym zwierciadle. Począwszy od skomplikowanych ale dość bezsensownych procedur, przez kontakty z lekarzami i rehabilitantami a na innych kuracjuszach - towarzyszach niedoli skończywszy. To świat, w którym choroba jest stanem normalnym (stąd moje skojarzenie z ⹂Czarodziejską górą”). A oprócz tego to świat, w którym zachowaniem promowanym jest hipochondryczno-dewocyjne podejście do życia i ludzi. Co przejawia się najpełniej w opisie organizacji wycieczki do Lichenia, do której kuracjuszki usiłują nie tylko namówić ale i odpowiednio przygotować Kamilę:

- Wiele razy była pani w Licheniu, pani Kamilo? [...] Niezbyt wiele - mówię. [...] Mimo to musiała pani zwrócić uwagę, że tam jest taki specjalny ołtarz dla tych, którzy nie mogą, no wie pani, matkami zostać. Do wymadlania. [...] Upraszania, rozumie pani? - Kiwam głową najmniej intensywnie jak tylko potrafię. - No więc właśnie. Koleżanka mi mówiła, że warto na nim zostawić coś złotego. Łańcuszek, kolczyki, co tam kto ma. [s. 76]

No właśnie. Bo w rzeczywistości sanatorium bezdzietność Kamili jest powodem wykluczenia. Choć zakładam, że nie wszystkie osoby z obsługi ani nie wszystkie kuracjuszki są matkami. Ale Kamila nie jest matką ostentacyjnie. Bezczelnie nie jest matką. Więc dopóki tego nie zmieni (a przecież wystarczy upraszać w Licheniu), będzie wyrzucona poza grupę. Co, jakże fantastycznie, podkreślone zostanie zwracaniem się do Kamy w trzeciej osobie: dzieci ma? niech sobie nie wyobraża! itd. itp.

I choć Kama z Warszawy samym swoim istnieniem stanowi wyraz buntu wobec zdrojowej rzeczywistości, choć tym, co mówi (a już na pewno tym, co myśli) mogłaby wykoleić ten mknący ku świetlanej przyszłości sanatoryjny pociąg, to przecież tak naprawdę, gdzieś tam głęboko, jest jej wygodnie w ciechocinkowym świecie, w którym dzień po dniu mijają wedle ustalonego grafiku. Udowadnia to niedziela, która nadchodzi, burząc cały porządek. Bo w niedzielę nie ma zabiegów… Bo w niedzielę człowiek jest skazany na siebie, względnie na innych kuracjuszy (i żadna z tych opcji nie wydaje się tą właściwą). Dlatego w niedzielę budzi się w Kamie desperacki pomysł na zdobycie przepustki i powrót do Warszawy. Ale kto raz wpadł w sanatoryjne tryby, nie wykręci się z nich tak łatwo. Najpierw musi pokonać Krystynę Dziarską, która przed wydaniem jakiejkolwiek decyzji każe robić testy ciążowe… No, bo kto wie - może wymadlanie jednak zadziałało…

Nie będę zdradzać zakończenia książki. Wydaje mi się zresztą, że w ⹂Zdroju” nie o rozwój fabuły chodzi. To raczej próba pokazania świata, w którym żyjemy. Ludzi, z którymi się stykamy. Począwszy od młodzieńczych lat, spędzonych przez Kamę w sanatoriach dziecięcych, aż po pobyt w Ciechocinku śledzimy historię kobiety tłamszonej przez innych. Bo cisza nocna, bo nie wolno wychodzić, bo będzie kara, bo trzeba jeść ładnie śniadania i obiady, bo trzeba zbierać podpisy na dokumentach, bo do wyjścia potrzebna jest przepustka… Każdy chyba mógłby sobie dopisać swoje własne zakazy i nakazy, których się nasłuchał od przedszkola począwszy. I gdyby Klicka budowała swoją bohaterkę jako osobę buntującą się jawnie i otwarcie, to czytelnik pewnie poczułby się w pełni usatysfakcjonowany a powieść o krnąbrnej kuracjuszce mogłaby okazać się bestsellerem. Ale Klicka idzie dalej, Klicka patrzy na nas i mówi: Proszę Państwa, ale przecież nam jest wygodnie w tej rzeczywistości nakazów i zakazów, w tym świecie marchewek i kijów. Uwierzyliśmy, że to dla naszego dobra (którego chcą zastępy lekarzy, na czele z Katarzyną Dziarską ze ⹂Zdroju”, nauczycieli, rodziców, kierowników i dyrektorów). I okazało się, że podobnie jak Kamie, wygodnie nam się temu podporządkować, choćbyśmy widzieli absurdy gołym okiem. A jedyną formą buntu jest ten w głowie… A kto wie, może potem już nawet tego by nie było, bo w końcu przeciwko czemu tu się buntować, skoro - jak wyżej - wszyscy chcą twojego dobra. (Lec dodawał: ⹂nie pozwól go sobie odebrać”).

I dlatego ⹂Zdrój”, choć z pozoru zabawny, lekki, łatwy i przyjemny, jest tak naprawdę niesłychanie trudny. Bo między wierszami, w zakamarkach poetyckich słów, Barbara Klicka mówi do nas prawdę o nas. Bolesną. Wstydliwą. Mówi, że jesteśmy zniewoleni przez system i innych ludzi. I że wcale nie chcemy być wolni…

Cóż nam pozostaje? Tu też Klicka jest prawdomówna do bólu: niewiele nam pozostaje. Czasem fiknąć, ryzykując przypięcie łatki gbura i antyspołecznego snoba, a czasem konwencjonalnie wymienić się dobrym słowem, choćby to miało być ⹂dużo zdrowia!”. Czego sobie, Barbarze Klickiej i Państwu życzę!
Mg

Chcecie wypożyczyć? Sprawdźcie dostępność w KBP.

Źródło: https://www.gwfoksal.pl/zdroj-barbara-klicka-sku5d0cd9dae0db13a81580.html
Klicka, Barbara: Zdrój. - Warszawa : Grupa Wydawnicza Foksal, 2019.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz