21 listopada 2019

Dobranocka

Zbrodnia i Karaś
Źródło: https://polona.pl/item/zabie-dzieci-huculskie-w-szkole-zabe-gucul-s-ka-ditvora-w-skoli,ODE4NjIzNjY/
Dawno temu, w minionej epoce, zanim o 19:30 przed telewizorami zasiadali dorośli widzowie, by dowiedzieć się, co danego dnia wydarzyło się w świecie, przez pół godziny telewizor należał do dzieci. One też chciały się dowiedzieć co w świecie - tyle, że w świecie Reksia, Bolka i Lolka, Pampaliniego - łowcy zwierząt… Co pozwala wysnuć wniosek, że dobranocka była taką wersją light dziennika telewizyjnego. Podobnie jest w przypadku powieści Aleksandry Rumin pt. „Zbrodnia i Karaś”. To taka wersja light kryminału.

Na wstępie chyba wypada mi zaznaczyć, że zawsze zdecydowanie wolałam dobranocki od dziennika. Co w sumie można przetłumaczyć, że sto razy bardziej podoba mi się niby-kryminał Rumin, w którym autorka co stronę puszcza oko do czytelnika, jakby chciała mu powiedzieć „ja to piszę trochę dla żartu i trochę na niby”, od powieści, które aż się puszą, żeby dostąpić miana kryminału. I często tylko to puszenie się zostaje. Brawo więc dla Aleksandry Rumin za obranie kierunku bardziej humorystycznego niż kryminalnego i konsekwentne trzymanie się go.

Ale ten śmiech Rumin i czytelników owija się wokół bardzo poważnej sprawy. A mianowicie tajemniczej śmierci jednego z wykładowców Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego (zwanego pieszczotliwie Uksfordem) - profesora Ernesta Karasia.

Karasia znajdują w męskiej toalecie dwie sprzątaczki - nestorka Jadwiga i młodziutka, przyuczająca się do zawodu (bo po magisterce na UKSW niewiele wie o sprzątaniu) Anielka. I niby nie ma powodów, żeby sądzić, że mamy do czynienia z morderstwem, ale Karaś miał tylu wrogów, że w zasadzie już sama ich liczba pozwala przypuszczać, że nie rozstał się z życiem w wyniku nieszczęśliwego wypadku.

Po pierwsze, nie lubią go ani Jadwiga ani Aniela, nie lubi go portier - pan Stanisław (emerytowany policjant), nie lubią koledzy wykładowcy - ks. dziekan Alojzy Świderek, ks. Michał Damięcki, zwany Pięknym Michałem, Wacław Pierożek, nie lubią koleżanki, zwłaszcza szantażowana przez niego Ewa Maślanka, nie lubią studenci - nawet Adrian Cymes-Dobrzański, nie lubi Justynian z punktu ksero ani kloszard Trefny Bolek, nie lubi go nawet kot Stefan.
I ktoś z nich niewątpliwie pomógł mu przenieść się na tamten świat, czy też łono Abrahama, bo to w końcu katolicka uczelnia! Tylko nie wiadomo kto.

Wydawałoby się, że Rumin poprowadzi nas przez śledztwo, żeby zadość stało się konwencji. Ale autorka robi nam niespodziankę! Bo w sumie kogo obchodzi to, kto zabił taką szuję jaką był Karaś (no, może tylko ducha Karasia, który błąka się po budynku Wydziału Nauk Historycznych i Społecznych)!

Zamiast więc tropić mordercę robimy przeskok w czasie - z 2006 do 2018 roku. I patrzymy, jak potoczyło się życie bohaterów, kto awansował, kto się z kim związał, a kto zrobił karierę i został uczelnianą maskotką (podpowiedź: ma rudą sierść). Po dwunastu latach oni wszyscy spotkają się ponownie na Uksfordzie, z jakże miłej okazji spotkania autorskiego Anielki, która została pisarką. I zostanie popełniona kolejna zbrodnia. I znów zamordowany zostanie profesor…

Aleksandrze Rumin bardzo udała się zabawa konwencją. Kryminału, ale i powieści obyczajowej, w której wszyscy zawsze zmierzają szeroką drogą do happy endu (bo kariera Anielki od sprzątaczki do pisarki nie jest jedynym szczęśliwym rozwojem wypadków). Zabójstwa na UKSW się wydarzają, co w sumie oznacza, że na katolickiej uczelni grasują mordercy, ale nikt ich jakoś specjalnie nie szuka. Zresztą nie tylko mordercy, ale i handlarze narkotyków, hazardziści, oszuści i szantażyści… No, ja nie wiem… Ale wydaje mi się, że UKSW Aleksandry Rumin na spotkanie autorskie nie zaprosi. Bo w sumie wyśmiała uczelnię, że hej (nie to, że mi to jakoś szczególnie przeszkadza, choć oczywiście nie chowam żadnych prywatnych uraz do UKSW). Pozostaje mieć nadzieję, że „prawdziwa cnota krytyk się nie boi”.

W „Zbrodni i Karasiu” jest naprawdę śmiesznie! Lekko. Łatwo. I przyjemnie! I o to chodziło. Bo w książkach nie zawsze trzeba tropić mordercę, czasem po prostu można się z niego pośmiać.

Mam nadzieję, że Aleksandra Rumin będzie dalej pisać i to w dodatku w tej samej konwencji. Bo czasem, żeby nie zwariować od nadmiaru powagi i pompatyczności - zamiast dziennika telewizyjnego trzeba obejrzeć dobranockę!
Mg

Chcecie wypożyczyć? Sprawdźcie dostępność w KBP.

Źródło: http://www.initium.pl/oferta/szczegoly/zbrodnia-i-karas/
Rumin, Aleksandra: Zbrodnia i Karaś. - Kraków : Wydawnictwo Initium, 2019.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz