Toksyczność
Źródło: https://polona.pl/item/abecadlo-win-wegierskich,NTgyNDMxNTc/0/#info:metadata |
Jarosława Czechowicza kojarzyłam od dawna z blogiem Krytycznym okiem, na którym zamieszcza swoje recenzje książek. Szczerze przyznam, że ilość przeczytanych i zrecenzowanych przez niego książek wywołują nieodmiennie moje poczucie niższości zmieszane z zazdrością. Kiedy więc w zeszłym roku (2019) dowiedziałam się, że recenzent postanowił zostać pisarzem pomyślałam: Ha! Oto wreszcie okaże się, że nie taki ten Czechowicz wybitny, oto świetny recenzent i bloger już za momencik okaże się kiepskim pisarzem, a ja zanurzę się w godnym potępienia, ale jakże kojącym własne niedostatki schadenfreude… I co? I oto recenzuję „Toksyczność”, żegnając widmo wspomnianej już radości z cudzego potknięcia i mając dla autora jedynie słowa uznania.
Zaraz na początku zaznaczam, że czytając „Toksyczność” nie zastanawiałam się, czy jest to powieść z elementami autobiografii, czy jej główna bohaterka ma cechy matki autora a on sam kryje się pod postacią Filipa. To nie miało kompletnie znaczenia, bo historia Janiny jest tak uniwersalna, że nie tylko osoby takie jak ona można na pewno znaleźć w najbliższym otoczeniu (czasem wystarczy jedynie dokładniej się rozejrzeć), ale i w niektórych jej zachowaniach można odnaleźć samego siebie. I od razu odpowiadam na zarzuty w stylu - samego siebie? w alkoholiczce? doprawdy? Doprawdy! Bo wystarczy z Janiny zdjąć etykietki DDA i alkoholiczki, by zobaczyć w niej człowieka, którego przerasta życie i który szuka wytchnienia od rzeczywistości, ucieczki od szarości, zagłuszenia własnych niedoskonałości i niedostosowania… Czy w tym też się nie odnajdujemy? Czy nigdy nie czuliśmy się przytłoczeni życiem, innymi ludźmi, sobą? No właśnie!
W ogóle największym pozytywem „Toksyczności” jest dla mnie właśnie odarcie człowieka z etykiet i pokazanie go po prostu takim, jakim jest.
Oto Janka, młoda dziewczyna, która jest świadkiem tragicznej śmierci matki. Traumatyczne przeżycie staje się katalizatorem dla późniejszych wydarzeń - Janka postanawia opuścić dom rodzinny, ojca alkoholika, siostrę Beatę i brata Jaśka i zacząć nowe życie w mieście. Na początku idzie jej średnio, ale szybko okazuje się, że dziewczyna ma niesamowity dryg do liczenia, co zauważają jej przełożeni. Mamy 1976 rok, Janina zmienia pracę i zostaje sekretarką i księgową w wodociągach w Samowie. Tam poznaje Jerzego. Szybko wychodzi za mąż, szybko zostaje matką. I wtedy właśnie życie zaczyna rozczarowywać… Po początkowym zachłyśnięciu się dorosłością i samodzielnością, zarabianymi pieniędzmi i zainteresowaniem ze strony mężczyzn, Janina zaczyna myśleć, że już niewiele więcej osiągnie. Straciła sylwetkę po ciąży, Jerzy poświęca cały swój wolny czas Filipowi, mały zresztą też woli chwile spędzane z ojcem niż towarzystwo matki, obydwaj ignorują Janinę. Okazuje się, że Jerzy cierpi na skrzętnie do tej pory ukrywaną chorobę psychiczną i to właśnie przez nią musi zmienić pracę. Rodzina więc przeprowadza się, a w nowym miejscu, Janka czuje się bardzo obco. Żeby jakoś ubarwić szarość powszednich dni zaczyna coraz więcej czasu spędzać z Krystyną:
Rok tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty piąty przywitałam na kolejnej imprezie z Kryśką. Imponowała mi jej pewność siebie: rozwiedziona, z dwójką dzieci, nadrabiała stracony przy mężu czas i czuła się z tym znakomicie. W pracy tryskała humorem i każdą trudną sytuację potrafiła rozładować śmiechem. Podążałam za tym śmiechem, za jej stylem bycia, chciałam być tak samo niezależna, wyrywać życiu najlepsze chwile, niczym się nie przejmować, niczym nie krępować. [s. 74]
I zaczyna się… Janka, która obiecywała sobie, że nigdy nie będzie taka, jak ojciec, zaczyna powoli przesuwać postawione sobie kiedyś granice.
Czechowicz, opisując pogrążanie się w nałogu, zaniedbywanie dzieci, rozpad rodziny, nie ocenia Janiny. Nie zapomina też o tym, by z równym naciskiem opowiadać o chwilach, w których Janina jest w stanie zebrać siły i podnieść się - wcale nie jest ich tak mało.
Czytając „Toksyczność” nieustannie byłam zdziwiona, jak bardzo pozytywne jest przesłanie tej powieści. Nie tylko autor zadbał, żeby nie była łzawą (choć momentami jest jednak wzruszającą) historią kobiety, która się stoczyła. Udało mu się przede wszystkim opowiedzieć o człowieku - słabym i silnym jednocześnie, idącym ze sobą na kompromisy i ponoszącym ich konsekwencje…
Od czego może się zacząć upadek? Czy aby nie od niedotrzymania słowa danego sobie? I czy ten upadek jest zawsze definitywny? A może można wstać? Czy jesteśmy tym, kim zrobili nas nasi rodzice? Czy możemy ich obarczyć winą za wszystko, co się z nami dzieje, za nasze myślenie, za nasze upadki? Czy możemy się odciąć, oprzeć na sobie? Czy wreszcie udźwigniemy ciężar samych siebie?
Nie tylko te pytania krążyły mi po głowie podczas lektury (dość szybkiej, bo „Toksyczność” należy do gatunku powieści, które bardzo wciągają czytelnika). W tyle głowy miałam też przekonanie, bliskie wręcz wyrzutowi sumienia, o tym, jak często oceniamy ludzi, oklejamy ich etykietkami, o których już mówiłam, wpychamy do szufladek. W przypadku bohaterki to oczywiście alkoholizm, ale przecież takich etykietek jest więcej. I nawet nie chodzi mi o to, że to jest błędne, w końcu Janina była alkoholiczką. Ale przecież była kimś więcej. Tylko, żeby to dostrzec, trzeba było oddać jej głos, pozwolić jej opowiedzieć swoją historię. Jak często pozwalamy na coś takiego innym, zwłaszcza tym, którzy są na marginesie życia społecznego? Chyba jednak rzadziej, niż powinniśmy…
Jednym słowem, po lekturze „Toksyczności” zazdroszczę Jarosławowi Czechowiczowi już nie tylko świetnego bloga, bogatego dorobku recenzenckiego, ale i talentu pisarskiego!
MgChcecie wypożyczyć? Sprawdźcie dostępność w KBP.
Źródło: https://www.proszynski.pl/Toksycznosc-p-36082-.html |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz