2 czerwca 2020

Cokolwiek uczyniliście...

Czarne Słońce
Źródło: https://polona.pl/item/wschod-slonca-nad-baltykiem,Njc4NzMwNDY/0/#info:metadata
I znowu zrozumiałam inaczej… i znowu ważne okazało się dla mnie coś innego niż dla reszty… Zamiast, po pierwsze - powtarzać za innymi, że najnowsza powieść Żulczyka to ostrzeżenie przed przyszłością, po drugie - powtarzać jeszcze głośniej i przestrzegać, po trzecie - zwrócić uwagę na brutalny język, oddający brutalną przyszłość, to ja nazwałam „Czarne Słońce” powieścią... (uwaga, uwaga, teraz jestem gotowa na to, że mnie wyśmieją, powiedzą, że się nie znam i że w ogóle żenujące te moje przemyślenia, bo przecież ewidentnie Żulczyk OSTRZEGA i PRZESTRZEGA)... religijną. I nie wiem, czy zawstydzona własną ignorancją przestróg i ostrzeżeń, nie powinnam schować się pod wykładzinę, czy może jednak spróbować wyjaśnić.

Próbuję więc…
Jest Polska za lat kilka(naście). Ultraprawicowa. Rządzona przez kler, jednolita rasowo, bezpieczna. Na straży tego porządku stoją (mniej lub bardziej formalnie) wygoleni na zero, wytatuowani mężczyźni (i kobiety, a jakże!), których mięśnie, odpowiednio odżywione i wyćwiczone, aż się proszą o to, by ich użyć i rozwalić komuś łeb… (brutalnie? ależ skąd! mój język w porównaniu z żulczykowym jest jak kołysanka w porównaniu z utworem deathmetalowym). Jednym z takich na zero i wytatuowanych jest Gruz. Poznajemy go, gdy robi właśnie porządek ze zdegenerowanymi liberałami. Ale jeszcze w ogóle go nie znamy. Coś na jego temat będziemy mogli powiedzieć dopiero, gdy wyruszymy z nim w podróż przez Polskę z misją specjalną. Jej celem jest przejęcie przez Gruza dwójki uchodźców - matki z dzieckiem i przetransportowanie ich z południa Polski - obecnie niezależnej Autonomicznej Republiki Karpackiej do stolicy. No cóż, już na dzień dobry można przewidzieć, że niezbyt się to czystemu rasowo Gruzowi podoba. Ale pan każe - sługa musi, jak mawiał poeta. Więc Gruz podejmuje wyzwanie.

W tym momencie książki pomyślałam sobie, że oto Jakub Żulczyk zaraz mi zafunduje literacką wersję drugiego sezonu „Watahy” (przypominam, że tamże Wiktor Rebrow pomaga Alsu Karimow i jej synowi). Ale Jakub Żulczyk idzie znacznie dalej niż podejrzewana przeze mnie romantyczna relacja neonazisty z imigrantką z dzieckiem. O! On, że tak powiem idzie tak daleko, że to samo w sobie każe zbierać szczękę z podłogi ze zdziwienia. Bo gdzież tam romans, skoro Gruz ma do czynienia z samym (uwaga spojler - choć tylko taki trochę, bo naprawdę bardzo szybko można się domyślić o co chodzi)... Bogiem i jego matką. Tak. Gruz ma przewieźć z punktu A do punktu B kolejne wcielenie Jezusa i Maryi!
Kolejne, bo jak mu tłumaczą, Jezus wciela się co jakiś czas, cicho i niezauważalnie, a my - ludzie za każdym razem mordujemy go tak samo jak dwa tysiące lat temu. Czy zamordujemy go i teraz?
Z tym pytaniem Żulczyk każe nam się zmierzyć…

I właśnie dlatego właśnie uważam, że „Czarne słońce” to nie tyle dystopia, ile powieść religijna. Owszem, szokuje wizją przyszłości, przeraża tym, że do władzy mogą dojść ludzie, którzy innych mają za nic, dosłownie za nic, za przeszkody, które trzeba usunąć, śmieci, które się wyrzuca. Że brutalność języka, bo owszem, jest on brutalny i przyznaję, że nawet ja, jakoś niespecjalnie delikatna językowo, miałam pewne problemy z przebrnięciem przez co bardziej drastyczne opisy, że ta brutalność ma oddawać brutalność życia w Polsce Katolickiej, której królem jest - oczywiście - Chrystus (o, ironio), a ziemskim wykonawcą jego woli Ojciec Premier.

Ale tak naprawdę ma w nas - czytelnikach wzbudzić potrzebę odpowiedzi na to jedno pytanie: czy znowu zamordujemy Boga? Czy znowu zamordujemy go w innych ludziach? W tych uchodźcach, którymi nas straszą, w muzułmanach - terrorystach, w… (wpisać odpowiednią rasę, narodowość, przynależność religijną, której przedstawicieli się boimy,  którym nie ufamy, bo przecież nigdy nic nie wiadomo z takim Arabem, Żydem, Chińczykiem, Ukraińcem, buddystą, lewakiem… itp.).

Oczywiście, idzie Jakub Żulczyk trochę dalej, doprowadza historię Gruza, Nahli, czyli Matki Boskiej i Jezusa, nazywanego Alfą (czyli Początkiem) do jakiejś paraboli, której rozmiary końcowe już średnio do mnie trafiają. Więc zasadniczo uważam, że w ostatniej zwłaszcza części „Czarne słońce” trochę się rozjeżdża konstrukcyjnie. Nieco też mi przeszkadzało wprowadzenie do opowieści o Gruzie metatekstowej postaci autora - kreatora. Samo w sobie okej, ale w przypadku tak jednak rozbudowanej fabuły wywołało we mnie odczucie zbyt wielu grzybów w barszczu, czy czego to tam w tym barszczu za dużo…
Podobały mi się wątki rozwijane w retrospekcjach - homoseksualizmu Gruza i wpływu, jaki na naszego bohatera wywiera Damian - ideolog intelektualista, co to rąk nie splami, ale namówi innych do splamienia.
Ale, jak już mówiłam na początku, jednak po lekturze zostanie we mnie głównie to jedno pytanie, czy może raczej próba udzielenia na nie odpowiedzi, zajęcia stanowiska wobec zapisanego u ewangelisty Mateusza stwierdzenia Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili (Mt, 25, 40).
Bo jak mówi Nahla:
Znamy wszystkie języki i jesteśmy z każdego kraju. [s. 259 ebooka]
P.S. W tym ogólnym nihilizmie Alfa mówi też o tym, co jest sensem istnienia, i cytuję to jako bonus dla tych wszystkich, którzy dotarli aż do końca tego wpisu:
Urodziłeś się po to, aby żyć i pracować, troszczyć się o swoje siostry i swoich braci, rodziców i dzieci,  szanować inne istoty, kochać je, naprawiać to, co w nich zepsute, pielęgnować to, co dobre. Znaleźć swój cel, robić swoją pracę. Pomagać słabszym, uczyć się od silniejszych, być dzielnym w obliczu bólu, wyzwalać siebie i wszystkie inne istoty. I dopiero gdy to wszystko zrobisz [...] wtedy możesz stanąć w obliczu śmierci i powitać ją z uśmiechem, jak gościa, który przybył o czasie, jak łóżko po ciężkim dniu. [s. 340-341 ebooka]
Mg

Chcecie wypożyczyć? Sprawdźcie dostępność w KBP.
Źródło: https://www.swiatksiazki.pl/czarne-slonce-6563521-ksiazka.html
Żulczyk, Jakub: Czarne Słońce. - Warszawa : Świat Książki, 2019.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz