9 września 2020

Bez iskry!

Jasność
Źródło: https://polona.pl/item/morze,MTA3MDM2NA/0/#info:metadata
Serial „Czarnobyl” połączony z „Opowieścią podręcznej”? Tak przynajmniej brzmi reklama powieści Mai Wolny pt. „Jasność”.
Czarnobyl miesza się tutaj z „Opowieścią podręcznej”, brexit z feminizmem, a zmiany klimatu z patologiami seksualnymi. Zazdroszczę tym, którzy jeszcze nie czytali tej powieści! / Dariusz Rosiak głosi nam na okładce!
Skuszona (bo i serial i książkę bardzo sobie cenię) sięgnęłam i… no cóż. Uważam, że jak to zazwyczaj jest w przypadku reklamy, okazała się ona nieco na wyrost. W dodatku w którymś momencie książki Wolny dystopia ustąpiła miejsca thrillerowi politycznemu. Co nie oznacza wcale, że „Jasność” jest zła, jest raczej inna, niż się spodziewałam…

W małej mieścinie Bethlem w Wielkiej Brytanii dochodzi do wybuchu w elektrowni atomowej. Ginie wiele osób, ci zaś, którzy przeżyli, trafiają do specjalnych ośrodków na wybrzeżu, gdzie mają dochodzić do siebie poddawani psychoterapii i leczeni jodem. Do jednego z nich, w Fairlight w hrabstwie East Sussex, trafia Polka Roma Wilk z córką Mają. Od tego momentu będę sypać spojlerami, jak z rękawa, więc co wrażliwszych na psucie zabawy czytelniczej z żalem żegnam. Ale o „Jasności” nie da się opowiedzieć nie spojlerując…

Roma poddawana jest badaniom psychiatrycznym, mającym udowodnić występowanie u pewnej grupy osób - najczęściej ofiar tragicznych wydarzeń zjawiska tzw. „syndromu końca świata”. A to dlatego, że kobieta podczas kąpieli w morzu utopiła swoją córkę. Jednak nie dopuszcza do siebie myśli o zbrodni jaką popełniła, wręcz wypiera ją twierdząc, że Maja wciąż żyje. Według Romy Maja nie tylko nie umarła, ale i potrzebuje pomocy. Nie może jej dostać od matki, dlatego Roma usiłuje skontaktować się z dziennikarzem - Markiem Killamem, który zajmuje się opisywaniem katastrofy w Bethel i jej konsekwencji, w tym losów ofiar. Okazuje się bowiem, że Mark, z którym Roma znała się w swojej londyńskiej przeszłości, jest biologicznym ojcem Mai.
Tę historię rodzinną musimy teraz podlać odpowiednim sosem.

Po pierwsze, Maja Wolny skupia się na wątku ekologicznym. Rozwija go dla nas - czytelników głównie Killam, a raczej rozdziały będące jego felietonami publikowanymi w „Daily News”. O posuniętym do granic możliwości konsumpcjonizmie, o niezdawaniu sobie sprawy z jego konsekwencji, ze związanego z nim zagrożenia. Chodzi tu głównie o energetykę, jednak gdybym miała w jednym zdaniu streścić przekaz, jaki ja (podkreślam, to tylko i wyłącznie moja opinia!) wyniosłam z „Jasności”, to byłby on taki: jak używacie za dużo prądu, na przykład świecąc w całym mieszkaniu albo korzystając z komputerów, tabletów i smartfonów, lodówek i odkurzaczy, to może dojść do przeciążenia, katastrofy w elektrowni a w efekcie do skażenia (które będzie dla was gorsze, jeśli mieszkacie blisko elektrowni, albo w niej pracujecie) i… uwaga, uwaga, wyłączenia prądu! No, dobra… Jak mam za bardzo jasno, to mnie pokarze i będę miała ciemno…

Po drugie, dodajemy do tego political fiction. Bo wiadomo - bezpieczeństwo energetyczne krajów stanowi podstawę gospodarki, ta zaś wiąże się z polityką. Polityka natomiast to głównie decyzje podejmowane w kuluarach, spiski, walka o wpływy i władzę, machloje i partyjne rozgrywki. O tym znów dowiadujemy się dzięki Killamowi, który przyjaźni się z żoną premiera Wielkiej Brytanii - Charlotte.
No, a skoro już o Charlotte mowa, to pora przejść do trzeciego komponentu ideologicznego „Jasności” a mianowicie do ucisku kobiet, zwłaszcza zaś do sprowadzania ich do roli przedmiotów służących do uprawiania seksu (to tu chyba to hipotetyczne nawiązanie do „Opowieści podręcznej”). Charlotte jest gwałcona przez swojego męża - premiera, Roma i inne pensjonariuszki ośrodka w Fairlight są gwałcone przez lekarzy, ich córki - dziewczęta z Bethel, były gwałcone jeszcze w życiu przed wybuchem, w klubie pływackim działającym w Bethel… No dobra!

Na końcu z tej wybuchowej mieszanki, w której wszystko łączy się ze wszystkim, i można nawet pomyśleć, że wybuch w elektrowni był zaplanowany, żeby zatuszować wykorzystywanie seksualne młodych pływaczek, wyłania się jakiś dziwny wątek ucieczki Mai i próba przerzucenia jej do Francji… Ale w zasadzie ja podczas lektury tych ostatnich rozdziałów „Jasności” miałam już tak namieszane w głowie, że wzbudził on tylko moje politowanie, a wizja jakichś tajnych służb, które szukają małej uciekinierki na białych klifach Dover wręcz mnie rozbawił, a chyba zupełnie nie o to chodziło.

Mój problem z „Jasnością” polega na tym, że uważam, że w tej powieści jest wszystkiego za dużo. Jeżeli wytaczamy potężne działa, bo i politykę energetyczną i feminizm i korupcję na szczytach władzy, a potem z tych dział rozbrzmiewa tylko ciche „puff”, bo na głośne „bum!” nie ma czasu (trzeba przecież pędzić do następnego wątku), to się nie dziwmy, że na końcu czujemy tylko rozczarowanie. Że trochę to wszystko zostało opisane po łebkach, a szkoda,  bo to tematy ważne i trzeba o nich mówić… Wystarczyłoby na przykład zdecydować się albo na wątek psychiatryczny i seksualny albo ekologiczno-polityczny. Wtedy mogłyby one głośniej wybrzmieć.
A tak, to wszystko utonęło mi w wielowątkowej zupie… Szkoda.
Mg

Chcecie wypożyczyć? Sprawdźcie dostępność w KBP.
Źródło: https://wydawnictwowam.pl/prod.jasnosc.18555.htm?sku=81509
Wolny, Maja: Jasność. - Kraków : Mando, 2019.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz