26 stycznia 2021

Cud miód

Zimowla
Źródło: https://polona.pl/item/warszawa-aleje-ujazdowskie-zima,NjY5MjI1MDY/0/#info:metadata
Znacie te momenty, kiedy już w sekundę po zetknięciu się z czymś, spotkaniu pierwszy raz jakiegoś człowieka wiecie, że to absolutnie nie wasza bajka i szkoda czasu, bo z tej mąki nie będzie chleba? No. To ja też tak mam, ale czasami czuję ukłucie wyrzutów sumienia, że może jednak trzeba dać temu czemuś, komuś drugą szansę. W jakichś ośmiu przypadkach na dziesięć okazuje się, że pierwsze wrażenie było słuszne i odchodzę wtedy w swoją stronę. Ale są jeszcze te dwa przypadki… I „Zimowla” Dominiki Słowik właśnie się w nie wpisuje.

Bo moje zetknięcie z „Zimowlą” skończyłoby się na etapie zerknięcia na koszmarną okładkę, gdyby nie po pierwsze nazwisko autorki (kiedyś nosiłam takie samo 😉), po drugie - Paszport „Polityki” (bo jednak lubię wyrobić sobie własne zdanie na temat nagradzanych książek), po trzecie - pierwszych kilka stron opisujących przecinanie bohaterki na pół przez magika odstawiającego swój popisowy numer w prowincjonalnej podstawówce. A dalej było już tylko lepiej!

Zwykła historia, było nie było kryminalna (!) jest przez Dominikę Słowik w „Zimowli” opisana w tak cudowny sposób, że nie omieszkam powiedzieć, że autorka, czerpiąc pełnymi garściami z konwencji realizmu magicznego, stworzyła swój własny, niepowtarzalny styl. I to on zostaje w pamięci czytelnika na długo. No, i może jeszcze lunatykująca Magda Dygnarówna, która na dachach Cukrówki wyśpiewuje swoją pieśń…

Ale od początku…, choć w zasadzie w przypadku „Zimowli” nie wiadomo, gdzie jest ten początek i który z wątków powinno się nazwać głównym. Czy historię Magdy, która co noc wyrusza w miasto, by śpiewać mu swoją pieśń, według niektórych zwiastującą nieszczęście… Czy historia zwłok wyłowionych z jeziora, należących do nie wiadomo kogo, ale być może że do profesora z Krakowa, który przyjechał w sprawie cukrowskiego muzeum. Kto w takim razie go zabił? A może „Zimowla” jest głównie o Pszczelarzu Makowskim, szalonym starcu, który nie tylko zna wszystkie tajemnice miejscowości ale i jej mieszkańców a klucz do nich (czyli najpewniej do jakiejś tajnej skrytki je skrywającej) przechowuje w słoju z miodem wyprodukowanym przez jego pszczoły… Albo o muzeum, któremu grozi likwidacja, a w którym mieszka przecież duch jego poprzedniego dyrektora… Albo o ojcu narratorki, niegdyś księgowym a dziś wróżu Arrevaldzie… albo o babce narratorki, towarzyszce Sareckiej, która święcie wierząc w idee komunizmu przez lata pociągała za wszystkie możliwe sznurki, manipulując mieszkańcami Cukrówki, dopóki system nie upadł… Albo o matce narratorki, pozornie stłamszonej przez dominującą matkę (czyli towarzyszkę Sarecką) pracownicy cukrowskiego muzeum, żonie niegdysiejszego księgowego, dziś wróża Arrevalda, czyli Marka Niedziółki, która przecież ma swoje tajemnice… Albo o księdzu Wilku, strażniku Maryi Stanowojennej z cukrowskiego kościoła, dzięki której płaczącemu obrazowi Cukrówka szczyci się własnym cudem (i choć obraz zaginął, zastąpiony przez cudowną figurę, która podobno potrafiła się przemieszczać, odwiedzając księdza na plebanii, pamięć o cudzie pozostała). Albo wreszcie o narratorce i dwójce jej nastoletnich przyjaciół - Miszy i Hansie, którzy próbują na własną rękę odkryć wszystkie tajemnice, jakie latem 2005 roku stają na ich drodze - począwszy od zwłok w stawie, przez lunatykującą Magdę, Pszczelarza, na likwidowanym muzeum i cudownej figurze skończywszy…

Wybierzcie sobie z tego kalejdoskopu bohaterów i zdarzeń co chcecie, żaden z wątków was nie zawiedzie. Dajcie się przestraszyć tam, gdzie Dominika Słowik straszy, rozbawić tam gdzie bawi, zachwycić… w zasadzie wszędzie. A to przez język i ten sposób opisywania rzeczywistości (bardzo rzeczywistej, to naprawdę nie jest fantastyka, choć momentami można odnieść takie wrażenie), który skojarzył mi się z krążącym po internetach cytatem, przypisywanym Albertowi Einsteinowi: „Życie można przeżyć na dwa sposoby. Albo tak, jakby nic nie było cudem, albo tak, jakby cudem było wszystko.” W „Zimowli” cudem jest absolutnie wszystko. Czy to dlatego, że ten świat Cukrówki widzimy oczami młodych ludzi, którzy jeszcze potrafią wierzyć w zjawiska nadprzyrodzone nawet tam, gdzie ich nie ma… Czy to dlatego, że jednak często patrzą na niego przez opary z wypalanych skrętów, z dostarczanego przez Miszę najlepszego zioła ze Słowacji. Czy wreszcie dlatego, że opisywane wydarzenia dzieją się w czasie tej symbolicznej tytułowej zimowli - „tak w języku pszczelarstwa nazywano zimę, okres między ostatnim jesiennym a pierwszym wiosennym oblotem pszczół, czas zamknięcia” [s. 195]

Zamknięci w tym mikrokosmosie, jakim jest Cukrówka, decydują, że jest w nim wszystko, czego potrzebują, a więc i cuda - bo przecież każdy z nas od czasu do czasu ich potrzebuje!

W zasadzie „Zimowla” nie ma w sobie niczego, do czego mogłabym się przyczepić, oprócz oczywiście tej okładki, która od początku mnie zniechęcała… Teraz już tak nie reaguję, teraz widzę na niej Pszczelarza (chyba?), ale o mały włos przez nią nie sięgnęłabym po tę historię, która zapewniła mi kilka godzin relaksu z literaturą przez duże „el”. Z taką, która pozostawiła mnie szukającą odpowiedzi na pytanie: a ty jak patrzysz na swoją rzeczywistość, na historię rodzinną, na historię miejscową, na matkę, ojca, babkę, koleżankę, księdza proboszcza 😉? I jest to pytanie nie wypływające wprost z fabuły (bo ta, jak już wspominałam jest w gruncie rzeczy zagadką kryminalną), ale ze sposobu jej przedstawienia.
Cud miód! Czytajcie!
Mg

Chcecie wypożyczyć? Sprawdźcie dostępność w KBP.
Źródło: https://www.znak.com.pl/ksiazka/zimowla-dominika-slowik-147234
Słowik, Dominika: Zimowla. - Kraków : Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 2019.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz