23 listopada 2021

"Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono"

Wyspa
Źródło: https://polona.pl/item/domy-nad-jeziorem,Nzc0OTY1NDI/0/#info:metadata
Zadowoleni jesteście ze swojego życia? Z ludzi, z którymi się spotykacie co dzień? Z siebie jesteście zadowoleni? Z tego, jak postępujecie, w co wierzycie? Tak? To dobrze… Bo być może kiedyś zostanie wam tylko to, tylko to będzie was mogło uratować. I wtedy się okaże, czy wasze zadowolenie było słuszne. Czy otoczyliście się właściwymi ludźmi, czy zaufaliście tym godnym zaufania, czy sami jesteście go godni...

Hjalti Ingolfsson, dziennikarz w średnim wieku, raczej nie ma na co narzekać. Co prawda jego związek z Maríą się rozpadł, ale to można było przewidzieć - początkowy ogień już dawno się wypalił, w dodatku nie bardzo wiadomo było, kto ma wychowywać dzieci Maríi z poprzednich związków - Margret i Eliasa. Dzieciaki nie bardzo akceptowały Hjaltiego, on niespecjalnie dobrze czuł się w roli przyszywanego taty. Cóż, mała strata, krótki żal.
Są przecież jeszcze koleżanki i koledzy z redakcji, no, może poza Ulfhildur, która całe życie oddała pracy niezłomnie wierząc, że dziennikarze są po to, by patrzeć na ręce władzy. Dlatego Ulfhildur nie pochwala tego, że Hjalti wykorzystuje swoją prywatną znajomość z Elin Olafsdottir - ministrą spraw wewnętrznych, by móc przeprowadzić wywiad z jakimś niedostępnym dla mediów politykiem, albo jako pierwszy dowiedzieć się o jakimś skandalu, dostać przeciek…
Jest jeszcze rodzina Hjaltiego - matka w domu opieki, którą Hjalti odwiedza zbyt rzadko, ale przecież wiadomo, jak w codziennym kieracie trudno znaleźć chwilę dla najbliższych. I brat Leifur, z którym Hjalti od czasu do czasu rozmawia przez telefon i który mówi mu wtedy o tym, jak miewa się matka, bo on jakimś cudem potrafi znaleźć czas na spotkania ze starszą panią.
Hjalti prowadzi życie podobne do naszych żyć.
Przynajmniej do czasu.

Któregoś dnia, podobnego do tysiąca innych dni, Islandia traci łączność z resztą świata. Po prostu w momencie przestają być możliwe rozmowy telefoniczne z zagranicą, satelity telewizyjne gubią sygnał europejskich, amerykańskich i innych stacji, nie przylatują samoloty, nie przypływają statki. Na początku nikogo to nie martwi, no, może tylko Leifura i jego żonę Gudrun, bo ich dzieci uczą się w zagranicznych szkołach.
Potem, z dnia na dzień, ta dziwna izolacja, której już nie daje się wytłumaczyć jakąś awarią komunikacyjną, zaczyna martwić coraz więcej ludzi. Coraz więcej też zaczyna się zastanawiać, czy Islandia okaże się samowystarczalna - bez dostaw benzyny, leków, importu produktów żywnościowych…

I tylko Hjalti zdaje się nie martwić za bardzo. W końcu wpada w orbitę wpływów Elin Olafsdottir, która w zamieszaniu związanym z sytuacją Islandii, pnie się po szczeblach politycznej kariery. A Hjalti za nią.
I nagle okazuje się, że Elin zostaje premierem a Hjalti staje się jej rzecznikiem prasowym. Ma mówić społeczeństwu to, co społeczeństwo powinno usłyszeć. Choć nie zawsze jest to prawda.

Bohater zostaje nie tylko postawiony wobec zupełnie niewyobrażalnej sytuacji, w której nagle społeczeństwo musi cofnąć się niemal do wieków średnich i stać samowystarczalne (a spróbujcie sobie tylko wyobrazić, gdybyśmy to my musieli sobie radzić bez benzyny a więc i bez samochodów, z ograniczonymi dostawami prądu, bez leków...). Hjalti też staje wobec systemu opartego na manipulacji i segregacji ludzi i zostaje zaproszony do udziału w kłamstwie, oczywiście dla korzyści materialnych, nie tyle finansowych ile konsumpcyjnych - bo członkowie rządu Elin nie odmawiają sobie szampana… I Hjalti korzysta z okazji, ale sumienie jednak nie tak łatwo zagłuszyć, tym bardziej, że jego działania mogą wpłynąć na życie niegdyś bliskich mu osób - Maríi, jej dzieci, Leifura…

„Wyspa”, debiut powieściowy islandzkiej dziennikarki Sigríđur Hagalín Bjӧrnsdóttir, to przerażająca wizja rzeczywistości, która wcale nie jest niemożliwa.

Ale prawdziwa groza tej powieści bije dla mnie nie tyle z opisywanej sytuacji. Raczej z tego, jakie ta sytuacja wyzwala w ludziach instynkty…

Oczywiście, dopóki benzyna jest w dystrybutorach na stacjach, leki w aptece i nikt nie myśli o tym, czy ma w domu wystarczające zapasy makaronów i kasz, jest dobrze. Ludzie są dla siebie umiarkowanie mili ale nie traktują się jak wrogów. Gorzej, gdy niektórych rzeczy zaczyna brakować. Gdy okazuje się, że kraj położony na wyspie jest zdany gospodarczo wyłącznie na siebie. Wtedy ludzie stają przed wyborami: zatroszczyć się o siebie kosztem innych? a jeśli ci „inni” to rodzina? bliscy? przyjaciele?

Bo można przecież wykorzystać sytuację, kłamać, manipulować, oszukiwać, kraść. I będzie nam dobrze. I nikt nie ma prawa nas oceniać. W końcu wszyscy jesteśmy na pewnym poziomie tylko zwierzętami, którymi kieruje instynkt przetrwania. Ale pamiętajmy, że ta sytuacja wygląda dość komfortowo, kiedy to my kłamiemy żeby zyskać przewagę nad innymi. Gorzej, gdy to inni chcą zyskać przewagę nad nami…

W „Wyspie” Hjalti z tego wykorzystującego stanie się w końcu wykorzystywanym przez ludzi, którym zaufał. Dla których zdradził i poświęcił tych, którzy wcześniej mu ufali - między innymi Maríę i jej dzieci.

Dlatego dla mnie „Wyspa” to przerażająca historia nie o tym, co może się stać z gospodarką, gdy bańka globalizacyjna w końcu pęknie. To powieść o tym, co może się stać z ludźmi.
Mocna. Dająca do myślenia. Na szczęście zostawiająca też odrobinę nadziei na to, że nie we wszystkich instynkt zdominuje człowieczeństwo. Ale też przestrzegająca, że tak naprawdę to, kim się staniemy w godzinie próby, zależy tylko i wyłącznie od nas.
Mg

Chcecie wypożyczyć Sprawdźcie dostępność w KBP.
Źródło: https://www.wydawnictwoliterackie.pl/produkt/3354/wyspa
Sigríđur Hagalín Bjӧrnsdóttir: Wyspa. - Kraków : Wydawnictwo Literackie, 2018.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz