3 listopada 2021

Umrę, umrzesz, umrzemy, umrzecie...

Soroczka
Źródło: https://polona.pl/item/lowitsch-kriegschauplatz-1914-1915-leichenzug,NzAxMjc1Mzk/0/#info:metadata
I co sobie ta Kuźniak myślała? Po co w ogóle zawracała ludziom głowę, wyciągała z nich zwierzenia, zapisywała je, redagowała? Po co złożyła je w książkę? Kto to będzie czytał? Kogo to interesuje?
No proszę Was, przecież jaki ma sens tracenie kilku godzin na czytanie o tym, w co jakaś starowinka czy staruszek chce być ubrany do trumny. Lepiej je spędzić na przeglądaniu filmików z kotkami albo zdjęć kubków z kawą, relacji z wycieczek, promocji w sklepach internetowych. Bo to jest ważne a nie czyjaś śmierć…
Mam nadzieję, że wyczuwacie ironię. 

Chyba już kiedyś pisałam na Wypożyczone, przy okazji „Po trochu” Weroniki Gogoli, o tym, jak współcześnie zepchnęliśmy na margines temat śmierci, i jak bardzo przez to zubożeliśmy jako ludzie. Dlatego z tak wielką niecierpliwością czekałam na „Soroczkę” Angeliki Kuźniak - jedenaście opowieści ludzi gotowych na śmierć o tym, jak się do niej przygotowują…

„Ta, która śni” sprawdza, czy Kuźniak jest w stanie odcyfrować zapisany starą ręką numer telefonu do siostry. Jeśli nie, to znaczy, że trzeba go poprawić, bo ktoś kto znajdzie ją martwą nie będzie w stanie zawiadomić siostry o jej zgonie.

„Ta, która tka” powtarza: Najgorzej, jak się nie pożegnasz [s. 36]. Wie, bo jak jej brat się utopił, to później przez cały rok przychodził do niej w snach i prosił, żeby się za niego modliła.

„Ten, który zbija trumny”, choć już od lat nie pracuje w zawodzie, chce sam sobie zrobić trumnę. Deski już ma. Sosnowe. Przecież lipa jest z miękka na trumnę.

Są w „Soroczce” i zdjęcia Anny Bedyńskiej. Na nich ciuchy na pogrzeb. Garnitury, sukienki, rajstopy, bielizna, buty. Różańce i modlitewniki. Kilka zdjęć przedstawia rozmówczynie Angeliki Kuźniak, tylko kilka, bo nie wszyscy chcieli dać się sfotografować.

Jest jeszcze w „Soroczce” kilka innych motywów.

Na przykład obrzędowość związana ze śmiercią. O tym, że trumna ze zmarłym, otwarta oczywiście, przez trzy dni pozostawała w domu, żeby dusza miała czas opuścić ciało i pożegnać się z życiem, wiedziałam. O tym, że przy wyprowadzaniu jej z domu uderzało się trzy razy w próg, bo zmarły żegnał się z domem, wiedziałam. O tym, że rodzina robiła sobie zdjęcie z nieboszczykiem leżącym w trumnie, wiedziałam (nawet znalazłam takie dość dziwne, lekko przerażające zdjęcia w rodzinnych archiwach). Ale o tym, że przy zwłokach czuwało się całą noc, śpiewając pieśni tzw. pustonocne, nie wiedziałam…

Ale chyba to, co najważniejsze, pozostaje poza oczywistym tematem umierania sprowadzonego (pozornie!) do przygotowania ubrania do trumny.

Odczytałam „Soroczkę” jako próbę uświadomienia czytelnikowi, że najważniejsze jest to, co spychamy na margines. I wcale nie chodzi mi o odpowiedź oczywistą, że jest to starość i śmierć. Tak, oczywiście, to też. Ale po przeczytaniu książki Angeliki Kuźniak przeraziło mnie, że na margines spychamy człowieka…

Pędzimy, snując swoje historie, przekonani mylnie o własnej nieśmiertelności, i nie mamy ani czasu ani ochoty, żeby kogoś wysłuchać. Irytujemy się, gdy ktoś mówi za długo i rozwlekle, przyględza na nieciekawe tematy. Nic nas nie obchodzą cudze sny, zakupy, wspomnienia, a już w ogóle nie umiemy reagować na opowieść o czyimś bólu. Nie wiemy, co zrobić. Pocieszać? Dawać rady? Milczeć? Najłatwiej unikać…

Największą niespodzianką podczas lektury „Soroczki” było to, że udało mi się dostrzec w tych jedenastu, a w sumie dwunastu (ostatni rozdział: „Ta, która pisze” to historia autorki) opowieściach nie tylko tych, którzy mówili, ale i tę, która słuchała. Bo bez jej empatii nie dało by się namówić bohaterów, by opowiedzieli o swoim życiu i o zmierzaniu do śmierci. Sama zresztą przyznaje się do swoich „zasług” w ostatnim rozdziale:

„Soroczkę” zaczęłam pisać jakieś trzy lata temu. Materiał zbierałam prawie piętnaście. Czytałam swoim rozmówcom fragmenty tekstów. Czujnie. Przerywałam, kiedy pojawiały się łzy i duże wzruszenie. 
„I ja to przeżyłem?” - kręcili głowami zdziwieni, bo pierwszy raz opowiedzieli swoją całą historię. Ktoś ich w końcu wysłuchał. W końcu siebie sami usłyszeli. [s. 152]

I wychodzę z tej lektury nie tylko bogatsza w wiedzę o pieśniach pustonocnych. Nie tylko z kilkoma historiami, które zapamiętam i z resztą, którą niestety wkrótce zapomnę. Wychodzę pytając sama siebie, czy umiem tak słuchać jak Angelika Kuźniak. Nie umiem… Ale chciałabym się nauczyć.
Mg

Chcecie wypożyczyć? Sprawdźcie dostępność w KBP.
Źródło: https://www.wydawnictwoliterackie.pl/produkt/3776/soroczka
Kuźniak, Angelika: Soroczka. - Kraków : Wydawnictwo Literackie, 2020.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz