11 kwietnia 2023

Nieufność do euforii

Euforia
Źródło: https://polona.pl/item/antena-ilustrowany-tygodnik-dla-wszystkich-r-4-nr-2-10-stycznia-1937,OTI0MjY4OA/0/#info:metadata
Podchodziłam do tej książki z więcej nawet niż nieufnością. A wszystko przez podtytuł „powieść o Sylvii Plath”. Bo z Sylvią Plath mam od wielu lat (rym niezamierzony) ten sam problem co z Haliną Poświatowską. Czy czytamy je, bo naprawdę podoba nam się to co napisały, czy raczej dlatego, że są sławne, bo umarły młodo? I czy gdyby nie umarły młodo, to i tak byśmy je czytali wychwalając ich wrażliwość poetycką, czy wręcz przeciwnie - utwory żyjących pań Plath i Poświatowskiej uznalibyśmy za wtórne i niewarte uwagi? Jednym słowem, czy postrzegamy ich życie jako fascynujące, czy raczej postrzegamy ich śmierć jako fascynującą? Bo przecież ten jeden drobiazg zmienia wszystko… Wiem, że w tym momencie (choć staram się mówić jak najbardziej ogólnie) najprawdopodobniej wielu się narażam, jednak to słowo wstępne jest niezbędne dla ukazania mojego dalekiego od uwielbienia stosunku do osoby Sylvii Plath i tym samym dla ukazania pełnego obrazu mojej recepcji powieści Szwedki Elin Cullhed „Euforia”.

Pomyślałam jednak, Plath nie Plath, spróbuję. I jakkolwiek Cullhed nie zmieniła zasadniczo mojego stosunku do Sylvii Plath (w dalszym ciągu nie uwielbiam), tak jej powieść oceniam wysoko. Przede wszystkim dlatego, że w pewnych momentach mogłam absolutnie zapomnieć kto jest bohaterką opowiadanej przez Cullhed historii. I mogłam w to miejsce podstawić absolutnie jakąkolwiek wymyśloną przez siebie bądź istniejącą w rzeczywistości kobietę, która została złapana w pułapkę norm społecznych (czyli w tym konkretnym przypadku małżeństwa i macierzyństwa) kosztem wolności do realizowania swoich ambicji (czyli w tym przypadku pisania). Udało się więc Cullhed przekształcić powieść biograficzną w pewną uniwersalną opowieść o walce jaką jednostka toczy ze społeczeństwem, z rodziną wreszcie ze sobą by udzielić odpowiedzi na fundamentalne pytanie: kim jestem? żoną/mężem? matką/ojcem? pisarką/pisarzem? Przy czym okazuje się, że to pytanie nie ma możliwości wielokrotnego wyboru i zakreślić można tylko jedną odpowiedź, zwłaszcza gdy się jest kobietą, Amerykanką która wyszła za mąż za Anglika, przez jakiś czas mieszkała z nim w Londynie, a potem urodziła mu córkę, przeprowadziła się na wieś i zaszła w drugą ciążę.

I oczywiście od kobiety z (już wkrótce) dwójką dzieci, mieszkającej w Devon na początku lat sześćdziesiątych XX wieku oczekuje się jednak zakreślenia rubryki „żona/matka”. A Sylvia wciąż ma ambicję celować w rubrykę „twórca”. Nie jest przecież w niczym gorsza od swojego męża Teda, który tylko dlatego że jest mężczyzną może sobie zakreślać jakie rubryki chce, może sobie nawet dopisać kilka swoich własnych.

Sylvia czuje, że nikt jej nie rozumie. Ani Ted (który nawiasem mówiąc opisany jest przez Cullhed jako zwyczajny cham, traktujący swoją żonę jak inkubator, oglądający się w zasadzie za każdą kobietą która okaże mu swoje uwielbienie, a że potrafi być czarujący - o uwielbienie nietrudno), ani matka. Ani nikt.
Trudno tak żyć. Łatwiej byłoby nie żyć.

„Euforia” opowiada o ostatnim roku życia Sylvii. O wszystkich jej zmaganiach ze sobą, o dramatycznym rozdarciu między tym, kim „powinna” być a tym kim naprawdę czuje że jest. O niemożliwej próbie zaspokojenia oczekiwań innych (Wiedziałam, że wszyscy są zadowoleni, gdy milknie moje pisanie, bo wówczas milknął też we mnie wilk…[s. 40]), o kłamstwie w jakim wreszcie krok po kroku zaczęła się pogrążać (Kłamałam, że jestem szczęśliwa. Kłamałam, że sobie radzę. Kłamałam, że kocham moje życie. Kłamałam, że jestem naprawdę wolna. Kłamałam, że można być wolną i zarazem głęboko zaangażowaną w związek z mężczyzną. Kłamałam, że łatwo jest być pisarką. Kłamałam, że w siebie wierzę, że nigdy nie wątpię. [s. 80]).

W tym wszystkim nie ma absolutnie nikogo, kto mógłby Sylvię najzwyczajniej w świecie wysłuchać i postarać się ją zrozumieć. A najżałośniejsze jest to, że kobieta wciąż oczekuje tego głównie od jednej osoby - od Teda.
I tu dochodzimy do najsłabszego momentu w powieści. Najsłabszego w obrazie psychologicznym bohaterki.

Przez całą powieść Sylvia, pragnąc uznania Teda, buntuje się przeciwko niemu, walczy z nim o swoje prawo do pisania, do bycia kimś więcej niż jego oczekiwania, do bycia sobą. Kiedy Ted, ta parszywa szuja (nawiasem mówiąc miło by było, gdyby autorka spróbowała jakoś wyjaśnić dlaczego Hughes zachowuje się jak skończona świnia, w zasadzie dla samej przyjemności bycia skończoną świnią. No, chyba że po prostu to faktycznie był jednowymiarowy, prosty jak cep facet…), odchodzi od Sylvii do Assi Wevill, Sylvia w zasadzie ma otwartą drogę do realizowania się jako pisarka… I wtedy… Nie, nie popełnia samobójstwa, jeszcze nie, choć przecież wiemy że to nieuniknione. Elin Cullhed nie napisała alternatywnej wersji historii. Wtedy Sylvia pogrąża się w depresji. Co sprawiło, że ja osobiście wysnułam wniosek, że przez cały czas nie chodziło o pisanie, o wolność, o tożsamość, tylko chodziło o Teda! O jego akceptację! O jego przyzwolenie, uznanie, o jego miłość! Uch! Co za okropna konkluzja. Taka obrzydliwie przewidywalna. Taka banalna. Taka w złym guście. Dająca się sprowadzić do romansu dla XIX-wiecznych pokojówek: on mnie nie kocha, więc się zabiję…

I może to tylko ja… Może nikt inny zakończenia „Euforii” tak nie odbierze. I oby nie. Bo mnie to moje wrażenie na koniec popsuło całą przyjemność z wcześniejszej lektury. I odebrało całą sympatię, jaką zaczęłam czuć do bohaterki, która chciała zaznaczać w formularzu życia więcej niż jedną rubrykę.
Mg

Chcecie wypożyczyć? Sprawdźcie dostępność w KBP.
Źródło: https://publicat.pl/ksiaznica/oferta/literatura-wspolczesna/euforia-powiesc-o-sylvii-plath
Cullhed, Elin: Euforia : powieść o Sylvii Plath. - Poznań ; Wrocław : Książnica - Publicat, 2022.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz