11 lutego 2020

Cicho sza!

Vox
Źródło: https://polona.pl/item/kocha-nie-kocha,NzUyMjc4NDQ/0/#info:metadata
Czasem mam wrażenie, że otacza nas zbyt wiele słów. Za dużo mówimy, za dużo ludzie mówią do nas… Czasami mam wrażenie, że potrzeba nam więcej milczenia, ciszy. Ale, jak to zwykle bywa, cisza oprócz tych oczywistych, pozytywnych aspektów, może mieć również swoją ciemną stronę (o ile cisza ma jakiekolwiek ⹂strony”). Na przykład wtedy, gdy jest nakazana. I właśnie o tym, co dzieje się z człowiekiem, któremu ktoś zabronił mówić, opowiada(!) powieściowy debiut amerykańskiej lingwistki - Christiny Dalcher.

Stany Zjednoczone, współcześnie. Do władzy dochodzi Liga Cnoty, która zaprowadza w kraju porządki inspirowane Starym Testamentem (czyli dokładnie jak w ⹂Opowieści Podręcznej”, zresztą podobieństw między tymi dwoma powieściami jest bardzo dużo, przynajmniej w warstwie koncepcyjnej). Kobiety, dziewczęta, dziewczynki zostają z dnia na dzień odcięte od możliwości zdobywania wiedzy. Przestają pracować, zamiast uczyć się języków obcych, biologii czy fizyki, zgłębiają sekrety uprawy roślin, gotowania albo szycia. Ich głównym zadaniem jest prowadzenie domu, dbanie o męża i wychowywanie dzieci. No, i do tego nie potrzebują przecież zbyt wielu słów. Wystarczy im 100 dziennie. Jeśli naruszą limit, zamontowana na nadgarstku bransoletka wyśle do ich mięśni impuls elektryczny. Jeśli mimo to będą mówić, natężenie prądu będzie wzrastać…

W tym świecie żyje Jean McClellan, kiedyś ceniona lingwistka, odnosząca sukcesy w pracy nad odwracaniem skutków afazji Wernickego, dziś zredukowana do roli żony Patricka i matki dorastającego Stevena, bliźniaków Sama i Leo i kilkuletniej Sonii. Jean tęskni za dawnym życiem, choć zdaje sobie sprawę, że zapewne pożegnała je na zawsze. Jean boi się przyszłości, zwłaszcza ze względu na swoją córeczkę. Tym bardziej, że podobno limity słów mają zostać zaostrzone. Gdy więc trafia się okazja, by pozbyć się bransoletki (czyli mówić bez ograniczeń) i wrócić do pracy, Jean idzie na układ ze znienawidzoną władzą i decyduje się podjąć przerwane badania nad ośrodkiem Wernickego - obszarem kory mózgowej odpowiedzialnym za mowę, by pomóc bratu prezydenta uporać się ze skutkami urazu mózgu. Ale kiedy już raz wyrwie się z domu - więzienia i odzyska namiastkę dawnego życia, nie będzie chciała do niego wrócić. Raczej zrobi wszystko, by razem ze swoimi przyjaciółmi - zwłaszcza z Włochem Lorenzo Rossim, z którym w poprzednim życiu łączył Jean namiętny romans, odwrócić bieg wydarzeń i zawalczyć o inną przyszłość dla swojej córeczki.

Tyle streszczenia. Teraz czas na wrażenia.

Po pierwsze, pomysł (jakkolwiek po ⹂Opowieści Podręcznej” już nie tak nowatorski) uważam za genialny. Wydaje mi się, że w ogóle od jakiegoś czasu panuje moda na dystopie, co tylko nakazuje mocno się zastanowić nad naszą rzeczywistością. Może tylko (znowu - zwłaszcza w porównaniu z powieścią Atwood) warstwa religijna jest nieco zbyt schematycznie zarysowana. Po prostu ktoś zadecydował, że odbiera kobietom głos i bam! Zwyciężył wybory i wprowadził swój zamysł w czyn. W zasadzie z dnia na dzień. Ale dlaczego? Być może jedną z odpowiedzi jest ta wyłaniająca się z retrospekcji - wspomnień Jean. Jej przyjaciółka, Jackie Juarez - feministka i aktywistka, przestrzegała przed brakiem zaangażowania kobiet w politykę. Przed zostawianiem decyzji innym. Biernością.
Ale znowu - nawet bierność przypominająca hibernację chyba nie sprowokowałaby zmiany z dnia na dzień w wolnym, liberalnym kraju.

I drugi minus. Wątek romansowy Jean i Lorenza. Jakoś mi on zgrzytał. Tym bardziej, że życie rodzinne Jean - jej niezgoda na uległość męża wobec władzy, jej kłopoty z dorastającym synem, poddającym się ochoczo religijnej indoktrynacji, jej troska o córeczkę, jej kontakty z sąsiadami, itd. - to była przecież prawdziwa kopalnia wątków, z której można było wydobyć przyspieszające bicie serca zwroty akcji, konflikty między bohaterami, dramatyzm. A tu nagle jeszcze przystojny Włoch! Romans. Traktowanie Jean jak księżniczkę. Wspaniały seks. No… nie. Nie dla mnie. W dodatku, w którymś momencie pojawia się też [spojler!] ciąża Jean. A ojcem dziecka jest Lorenzo.... (tu wtręt: w momencie, gdy Jean dowiaduje się, że jest w ciąży z Lorenzem, ja jako czytelnik zaczynam się zastanawiać, jak to możliwe. Przecież reżim. Okazuje się, że zmiany ograniczające wolność kobiet zostały wprowadzone nie tak dawno (!) - trzy miesiące przed akcją powieści. Gdyby mnie ktoś pytał o zdanie, to w powieści zrezygnowałabym z ciąży, za to pozwoliła żyć Jean nieco dłużej w tej reżimowej Ameryce. Na przykład rok - żeby jej nienawiść do systemu, ale też niewiara w zmianę była większa).

Poza tym uważam, że ⹂Vox” to naprawdę dobra powieść. Dobrze napisana, trzymająca w napięciu. Może z nieco zbyt amerykańskim wątkiem romansowym i zakończeniem, ale nie będę się czepiać. Poza tym (choć znów - według mnie nie tak bardzo jak ⹂Opowieść Podręcznej”) skłania do zastanowienia nad przyszłością. Nad radykalizowaniem się poglądów niektórych grup społecznych. Nad biernością innych. Wreszcie - nad językiem, mową, głosem, w którym tkwi ogromna moc. Moc wyrażania siebie, swoich poglądów, moc wpływania na bieg wydarzeń i zmiany tego biegu. Nie myślimy o tym na co dzień, wypowiadając średnio ponad 15 tysięcy słów. Nie zastanawiamy się nad tym, co nimi przekazujemy, co budujemy a co niszczymy. Czy coś zmieniamy. A naprawdę warto o tym pomyśleć. Ba, nawet zrobić eksperyment - ograniczyć ilość a podnieść jakość! Chociaż przez jeden dzień…
Mg

Chcecie wypożyczyć? Sprawdźcie dostępność w KBP.
Źródło: https://muza.com.pl/proza-obca/3183-vox-9788328711419.html
Dahler, Christina: Vox. - Warszawa : Muza, 2019.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz