Złoty róg
Źródło: https://polona.pl/item/oczepiny,MTA3NzA0MTYz/0/#info:metadata
W roku pańskim 2020, pierwszym roku pandemii, umęczona doniesieniami medialnymi o statystykach zachorowań (i wieloma innymi rzeczami), z wielką przyjemnością powitałam informację o wydaniu czwartego tomu przygód profesorowej Szczupaczyńskiej napisanego przez Marylę Szymiczkową czyli duet Dehnel - Tarczyński. Ale nie pisałabym Wam recenzji tegoż, bojąc się, że oto popadam we wtórność (bo przecież już chwaliłam Szymiczkową i Szczupaczyńską w poście „Po trzecie”, który możecie przeczytać TUTAJ), gdyby nie to, że lektura „Złotego rogu” przyniosła mi dużo więcej, niż współuczestniczenie w tropieniu mordercy w Krakowie początku XX wieku….
Nie trzeba być geniuszem, żeby wymyślić, że „Złoty róg” i tytułem i grafiką okładki i tekstem na okładce Co naprawdę wydarzyło się na weselu w Bronowicach? nawiązuje do sztuki Wyspiańskiego, którą od pokoleń katuje się licealistów. I faktycznie, już Prolog powieści rzuca nas na premierę „Wesela”, a pierwszy rozdział przenosi w czasie o rok wstecz, czyli do wydarzeń, opisanych później przez Wyspiańskiego. Listopad 1900 roku, Kraków huczy od plotek o mezaliansie, a profesorowa Zofia Szczupaczyńska wykorzystuje swoje znajomości i zmusza byłego studenta męża, dziś już dyplomowanego lekarza - Tadzia Żeleńskiego, żeby zabrał ją ze sobą na ślub (a później również na wesele) Lucjana Rydla z Jadwigą Mikołajczykówną. Po drodze do kościoła Mariackiego Zofia jednak, jak to Zofia, natyka się na zwłoki. W sąsiedniej kamienicy doszło do zabójstwa młodego, na oko około dwudziestoletniego chłopaka. Przy ofierze nie znaleziono dokumentów, jedynie kilka monet. A sędzia śledczy Rajmund Klossowitz, znajomy profesorowej Szczupaczyńskiej, nie znajduje motywu. Zofia oczywiście pomogłaby mu, ale musi spieszyć się do Mariackiego, bo w kościele już i tak kłębi się dziki tłum żądnych sensacji mieszczek krakowskich i jak Szczupaczyńska przyjdzie za późno, to w ogóle nie przepchnie się do miejsca gwarantującego dobry widok… Postanawia wrócić na miejsce zbrodni po mszy a przed wyprawą na wesele do podkrakowskich Bronowic. Wraca, ucina sobie pogawędkę ze stróżem i dowiaduje się, że jeszcze przed przyjazdem policji starannie omiótł on podwórko na którym znaleziono zwłoki, żeby czasem stróże prawa nie pomyśleli, że stróż porządku w kamienicy nie wywiązuje się należycie ze swoich obowiązków. Szczupaczyńska grzebie więc w śmieciach, znajduje w nich dziwny biżuteryjny, jakby odłamany od czegoś, sztyft z serduszkami, a potem dokładnie szoruje ręce i rusza na wesele do Bronowic. Tam okazuje się, że i trup i serce na sztyfcie mają coś wspólnego z gospodarzem domu, w którym trwa zabawa - Włodzimierzem Tetmajerem…
Tu się zatrzymam. Nie ma bowiem sensu aby opowiadać o rozwoju wypadków w których i spiski i szpiedzy i konspiracja, ojczyzna pod zaborami i marzenia o wolnej Polsce. A czasem nawet bulgot z przepłukiwanych w Krakowie kanałów ściekowych… Kto chce, ten przeczyta i bez mojej zachęty, kto nie chce, tego nie zamierzam przekonywać.
Jednak nawet nieprzekonanym chcę powiedzieć po lekturze „Złotego rogu” jedną rzecz - o, gdybyż ktoś opowiadając młodzieży w szkole o Młodej Polsce podsunął im Szymiczkową… Jak dużo łatwiej byłoby zrozumieć dramat Wyspiańskiego, jak dużo szybciej bohaterowie nabraliby swoich cech charakterystycznych, jak już Gospodarz nie myliłby się nikomu z Czepcem, a Dziennikarz z Poetą… Jak od samego początku jasne by było o co chodzi w tym starciu chłopów i szlachty, w którym może i można dążyć do przyjaźni, ale drogą daaaleką i wyboistą. Jak śmieszyłyby próby zasypywania przepaści między jednymi i drugimi. Jak już na zawsze dialog Radczyni z Kliminą miałby dla nas formę i przebieg opisane w „Złotym rogu”, w którym to Szczupaczyńska mówi:
- Pochwalony… gospodyni - zawahała się, niepewna, z kim na do czynienia. Nie była to Tetmajerowa, ale kunsztownie i bogato wyszywana katana zdradzała zamożność rozmówczyni.
- Klimina jestem. Po wójcie wdowa.
- Szczupaczyńska. Profesorowa.
Wójtowa, widząc, że akurat przy stole zwalniają się dwa miejsca, z zaskakującą zwinnością przysiadła na ławie, kiwając, żeby Zofia do niej dołączyła. Bez pytania nalała wódki i sobie i Szczupaczyńskiej, która wychyliła kieliszek natychmiast [...].
- Jak tam na roli, pani Klimino? - odezwała się wreszcie, kiedy doszła do siebie.- Przeca teraz się nie sieje, profesórowo - roześmiała się kobieta [...] i nalała kolejny kieliszek, tym razem już tylko sobie. [s. 61-62]
Po lekturze „Złotego rogu” nie tyle byłam pozostawiona bez tchu zapartego od śledzenia intrygi kryminalnej (ta jakoś mi w czwartym tomie przygód Profesorowej nieszczególnie przypadła do gustu), ile zafascynowana „Weselem”. Z rozpędu przeczytałam nawet „Plotkę o ‘Weselu’ Wyspiańskiego” Boya-Żeleńskiego. I zaczęłam szukać innych książek o Wyspiańskim, Rydlu i Krakowie przełomu wieków. Chyba nawet skuszę się kiedyś na „Panny z 'Wesela'” Moniki Śliwińskiej.
I tę fascynację uznaję za największy plus „Złotego rogu”. Bo opisać coś, co skatowane systemem edukacji umysły wyrzucają z pamięci zaraz po zdaniu matury, jest naprawdę trudno. A Dehnelowi i Tarczyńskiemu udało się (przynajmniej w moim przypadku) odczarować pewną listopadową noc w bronowickiej chałupie sprzed ponad stu lat! Dziękuję!
MgP.S. Gdyby ktoś też chciał odczarować dramat Wyspiańskiego, to oprócz „Złotego rogu” polecam również z całego serca „Wesele" w reżyserii Jana Klaty w krakowskim Starym Teatrze! To jest majstersztyk, z ciężkim metalem zamiast przyśpiewek weselnych, oszałamiającą scenografią i genialnymi aktorami!
P.S.2 Dla tych którzy doczytali do tego miejsca bonus! W „Złotym rogu” sędzia śledczy Klossowitz całuje namiętnie Zofię Szczupaczyńską! I co ona z tym zrobi? O tym, to już sami przeczytajcie!
Chcecie wypożyczyć? Sprawdźcie dostępność w KBP.
Źródło: https://www.znak.com.pl/ksiazka/zloty-rog-sledztwa-profesorowej-szczupaczynskiej-szymiczkowa-maryla-dehnel-jacek-tarczynski-piotr-178289 |
Szymiczkowa, Maryla: Złoty róg. - Kraków : Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 2020.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz