9 stycznia 2023

Szklanka wody

Błękit
Źródło: https://polona.pl/item/hel-port-w-czasie-nadciagajacej-burzy,Njg4ODkwMzg/0/#info:metadata
Nie, nie. Tytuł tej recenzji to nie nawiązanie do przeboju Bajmu (czy to była jednak solowa Beata Kozidrak?), ale zwrócenie uwagi na rzecz tak zwykłą, powszechną, codzienną, że aż wydaje się niewarta wspominania. Czy jednak naprawdę? W momencie gdy my przepuszczamy litry wody w kanał nie zakręcając kranu przy myciu zębów, opłukując wspomnianą już szklankę pod bieżącą wodą, albo napełniając czajnik w ilości większej niż jesteśmy w stanie zużyć za jednym posiedzeniem (które to nadwyżki również zostaną oczywiście wylane) - Afryka umiera z pragnienia.
Ale Afryka jest daleko a woda w kranie blisko, na wyciągnięcie ręki. Przynajmniej do czasu.
I o tym właśnie jest „Błękit”, kolejna po „Historii pszczół” (o której pisałam TUTAJ) powieść norweżki Mai Lunde.

„Błękit”, podobnie jak „Historia pszczół” (i zapewne „Ostatni” - trzecia część swoistej trylogii Lunde, której jednak jeszcze nie przeczytałam i nie jestem pewna czy przeczytam, ale o tym za chwilę) jest bardzo ekologiczny w wymowie, ale nie jest to zabieg mający zaskoczyć czytelnika. Wręcz przeciwnie, czytelnik ma wiedzieć po co czyta „Błękit” i jakie główne wnioski ma z tej lektury wyciągnąć. Jest niejako ustawiony a priori, co nie było tak ostentacyjne w przypadku „Historii pszczół”, ale umówmy się - w przypadku pierwszej powieści nie ruszyła jeszcze machina reklamowa i recenzencka, jeszcze można było podejść do lektury z pewną dozą otwartości, ciekawości, niepewności, jeszcze można było sobie zadawać pytanie: a co też ta Lunde napisała? czemu mówią, że to głos w sprawie ekologii? jak ugryzła temat? I chcieć na to pytanie odpowiedzieć.

W przypadku „Błękitu” wszystko jest jasne jeszcze zanim otworzy się książkę. Trochę jak w C.K. Dezerterach, w których jeden z bohaterów mówi: Znam wszystkie możliwe pytania i wszystkie możliwe odpowiedzi…

Nie wiem, czy taka „ustawka” to coś, co mi odpowiada. Nie twierdzę, że jest zła, być może jest grupa czytelników, którzy wolą wiedzieć, co autor chciał im powiedzieć. Ja chyba jednak do niej nie należę. I to pierwszy minus „Błękitu”.

A skoro już przy minusach jesteśmy, to pociągnijmy temat. Minus drugi - przewidywalność fabuły i powtórzona konstrukcja powieści. I znowu, przewidywalna i powtórzona w stosunku do „Historii pszczół”, więc może gdyby odczytywać „Błękit” bez tego powiązania, mój zarzut straciłby rację bytu. Ale cóż, przynajmniej w moim przypadku nie da się oderwać lektury jednej powieści bez nawiązywania do tej wcześniejszej.

Znowu mamy dwa plany czasowe (w „Historii pszczół” były trzy, więc nie jest to powtórzenie ścisłe) - współczesność i przyszłość, powiązane ze sobą jakimś elementem. W przypadku powieści pierwszej - książką, w „Błękicie” - łodzią o tytułowej nazwie.

We współczesności tą łodzią żegluje dziarska siedemdziesięciolatka Signe. A jej rejs jest swoistym rozrachunkiem z przeszłością. Signe angażowała się w działania ekologiczne, mające na celu obronę norweskiej przyrody przed mającymi na uwadze jedynie zyski przedsiębiorcami. W tej walce przy jej boku stał jej życiowy partner Magnus. Z czasem jednak Magnus przeszedł, jeżeli tak mogę to ująć, na stronę wroga, a własne interesy przesłoniły mu dobro ogółu. Więc teraz Signe płynie w ostatni rejs - z Norwegii do Francji, do Magnusa, żeby być może po raz ostatni wygrać swoją ekologiczną walkę, która staje się również pokrzyżowaniem planów Magnusa.

W drugim planie czasowym (rok 2041) na łódź „Błękit” porzuconą w wyschniętym kanale, trafia David i jego córeczka Lou. Zabawy w łodzi są jedynym przejawem normalności w ich życiu w obozie dla uchodźców (chyba trzeba ich nazwać uchodźcami klimatycznymi), do którego ojciec z córką trafili uciekając z trawionego pożarami Argelès. W obozie czekają na Annę i Augusta - żonę i synka Davida, z którymi mężczyzna rozłączył się w drodze. Teraz musi, kurczowo trzymając się nadziei, że jeszcze kiedyś zobaczy żonę i syna, zmierzyć się z trudami opieki na kilkuletnią Lou, z warunkami panującymi w obozie, ze stale pogarszającą się sytuacją… Czy muszę dodawać, że głównym problemem jest brak wody, a łódź symbolizująca właśnie rzeki, morza i oceany (czy może bardziej norweskie fiordy) jest jak ponure przypomnienie tych wszystkich rzeczy, które człowiek miał w posiadaniu i które bezpowrotnie utracił?

Jak skończy się historia? Oczywiście nie zdradzę, ale pochwalę Lunde za nawiązanie do problemu, który wydaje się dużo bliższy przeciętnemu Kowalskiemu niż ten z „Historii pszczół”. Kwestie wody i jej braku są problemem, do którego łatwo się odnieść (albo masz ją w kranie, w butelce, w studni albo nie - wyobraź sobie, że nie masz… wyobraź sobie jaki masz wtedy „kłopot”). Dlatego „Błękit” dużo łatwiej może poruszyć wyobraźnię odbiorców i zwrócić ich uwagę niejako bezpośrednio na katastrofalne konsekwencje ludzkich działań. Kwestia wody i jej braku jest prostsza do ogarnięcia umysłem przeciętnego czytelnika niż połączenie pszczół, zapylania, roślin, produkcji żywności, kłopotów z tą produkcją i w konsekwencji głodu. Może więc w prostszy (czyli w tym konkretnym rozumieniu - w linii prostej), bardziej bezpośredni sposób wpłynąć na czytelnika.

Ale wpłynąć jak? Czy samo czytanie i uświadamianie sobie zgubnego wpływu człowieka na środowisko i katastrofalnych konsekwencji tegoż coś zmieni? Jeśli „Błękit” weźmie do ręki czytelnik, który nigdy się nie zastanawiał nad skutkami ocieplenia klimatu, suszami, i tym wszystkim co za nimi idzie - to niewątpliwie ta powieść nim wstrząśnie. Ja tylko pytam - co dalej? Bo tu już Maja Lunde milknie. Może o to chodzi, może jej rolą jest jedynie zasygnalizowanie problemu i pójście dalej, do kolejnego problemu (pamiętajcie, napisała jeszcze powieść „Ostatni”). Ale tak można w nieskończoność - głód, susza, ginące gatunki, plastik w oceanach, plastik w płucach, wycinane lasy deszczowe, skażenie… można się rozpisać w ilości zdolnej przyćmić nawet dorobek Kraszewskiego. Tylko co dalej?

Czytałam „Błękit” mając pod ręką szklankę wody. Myślałam o tym, co ludzie robią ze światem. Myślałam, co ja mogę zrobić. Skończyłam czytać. Staram się pilnować, żeby nie marnować wody przy myciu zębów. W tyle głowy kołacze mi pytanie czy to wystarczy? Podobnie jak to, czy wystarczy pisać kolejne powieści, dobre powieści - zaznaczmy, oparte na tym samym schemacie kompozycyjnym i orbitujące wokół podobnej problematyki? Czy to moje zakręcanie kranu i pisanie następnej książki ostrzegającej przed katastrofą coś zmieni. Nie wiem… Tak samo, jak nie wiem, czy sięgnę po następną książkę Lunde.
Mg

Chcecie wypożyczyć? Sprawdźcie dostępność w KBP.
Źródło: https://www.wydawnictwoliterackie.pl/produkt/3415/blekit/ebook
Lunde, Maja: Błękit. - Kraków : Wydawnictwo Literackie, 2018.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz