6 października 2021

W obronie proboszcza

Dewocje
Źródło: https://polona.pl/item/portret-ks-tadeusza-drozdowskiego-proboszcza-w-leopoldowie,NTkzMTcwNw/0/#info:metadata
Kolejna książka Anny Ciarkowskiej, którą przeczytałam (po „Pestkach” recenzowanych o, TUTAJ), jest kolejną, z którą mam spory problem… Jak ją ocenić? Wysoko czy nisko? Czym się kierować? Własnymi odczuciami czy opiniami z tak zwanego literacko-blogerskiego mainstreamu? Chwalić najpierw czy ganić? W jakich proporcjach? A może lepiej w ogóle nic nie pisać?

Ale przecież nie po to jest Wypożyczone, żeby mi było w życiu łatwo i żebym opisywała tylko te książki, które były ojojoj, jakie dobre, albo bleee, jakie okropne. Czasem trzeba się zmierzyć i z taką, która się nie da tak łatwo ocenić.
Więc zmierzę się z „Dewocjami”.

Wzięłam książkę do ręki po pierwsze dla cudownego tytułu, po drugie - dla jeszcze cudowniejszej okładki. Przeczytałam pierwsze dwa zdania i zachwyciło mnie, że oto rzecz będzie utrzymana w konwencji spowiedzi, czyli będzie szczerze ale i trochę z tendencją do wybielania własnych grzechów i skupiania się na grzechach cudzych. A ponieważ szybko okazało się, że ma to być spowiedź z całego życia, to obudził się we mnie apetyt na historię - bo wszyscy ludzie opowiadając o własnym życiu mają tendencję do tworzenia ciągów przyczynowo-skutkowych i nadawania sensów, nawet temu, co ich nie ma. No, i jeszcze ten grzech by się przydał. Najlepiej śmiertelny…

Ale szybko się okazało, że w zamyśle autorki zanim my-czytelnicy dojdziemy do sedna spowiedzi, musimy poznać dramatis personae i miejsce akcji. Jest to wieś, niesamowicie modna ostatnio (no, chyba, że mam takie skojarzenia po „Kąkolu” Papużanki - o którym przeczytacie TUTAJ), i zamknięte środowisko, w którym ludzie nie mają imion ale przydzielone role. Matki, Ojca, Brata, Sklepowej, Listonoszki, wreszcie Proboszcza. Proboszcz oczywiście jest najważniejszy, bo na wsi proboszcz jest najważniejszy… Ups! Tu pierwszy raz coś zgrzytnęło. Cóż to za wieś? Który rok mamy? Który wiek? I czy zupełnie niechcący nie posłużyła się Ciarkowska w tym momencie budowy świata przedstawionego takim najbardziej stereotypowym stereotypem. Że jak wieś, to bogobojna. Że jak katolicka, to proboszcz rządzi. Wiecie co, to już nawet nie chodzi o to, że ja całe swoje życie mieszkam na wsi katolickiej i jakoś nie zauważyłam masowego uwielbienia dla proboszczów, którzy się przez parafię przewinęli. No pewnie, jest grono oddanych, ale przecież grona oddanych proboszczom są nie tylko na wsi. Więc jakby moje osobiste doświadczenia są zupełnie inne niż wykreowany przez autorkę obraz, ale nawet nie o to chodzi. Chodzi właśnie o ten stereotyp. O posłużenie się nim w taki bardzo oczywisty sposób, o zrezygnowanie z jakiejkolwiek zabawy nim. A przecież można było pokusić się o jakikolwiek twist fabularny, o to, żeby na końcu ten proboszcz jednak nie był winien, nie okazał się świnią odpowiedzialną za nieszczęście bohaterki, albo żeby chociaż miał wyrzuty sumienia.

Ja wiem, że pewnie byśmy się i tak o nich nie dowiedzieli, bo Ciarkowska bardzo konsekwentnie zadbała, żeby bohaterka w swojej spowiedzi mogła mówić tylko o tym, o czym mogła wiedzieć (a o czyichkolwiek wyrzutach sumienia inny człowiek wiedzieć przecież nie może!). I ta konsekwencja to kolejny wielki plus „Dewocji”. Ale jednocześnie trzeba było się liczyć z tym, że osoby, o których będzie się opowiadać, będą z konieczności płaskie, dwuwymiarowe, jak kartonowe figury, na których owszem - mamy nadrukowane rysy twarzy, grymasy, szczegóły ubrania, ale które nie mają głębi. Konieczne było zrównoważenie tego wnikliwym wejrzeniem w życie wewnętrzne bohaterki. I tego też mi zabrakło. Dziewczyna opowiada o swojej rodzinie, o środowisku w jakim wyrosła, wreszcie o dziwnych zdarzeniach, jakie stały się jej udziałem i ich konsekwencjach, które zrobiły z niej ofiarę wiejskiego ostracyzmu (te zdarzenia i proboszcz, oczywiście). Wygłasza (celowo nie używam tu słowa „mówi”, bo ona właśnie „wygłasza”) wiele wnikliwych obserwacji. Ale są one pozbawione jakiegokolwiek zaangażowania emocjonalnego. Może to dlatego, że dziewczyna najprawdopodobniej jest pod wpływem jakichś leków - spowiada się w jakimś szpitalu psychiatrycznym, tak przynajmniej możemy podejrzewać. Może ten brak emocji to kolejny celowy zabieg Ciarkowskiej. Ale mnie nieodparcie nasuwa się wniosek, że spowodowany jest on tym, że po prostu dziewczynę mało obchodzi to, co się jej przydarzyło. A jeśli ją to mało obchodzi, to czemu mnie miałoby…

Nie wspomnę już, że język głównej bohaterki, świetny skądinąd, zupełnie nie pasuje do świata przedstawionego. To znaczy pasowałby, gdyby dziewczyna była super-wykształcona i już od wczesnych lat dziecięcych przejawiała tendencję do wysuwania błyskotliwych wniosków. Ale nic na to (poza językiem właśnie) nie wskazuje. Dlatego ten język zgrzyta. I może wypadałoby go nieco uprościć. Naprawdę nic by się złego nie stało, a to, że czytelnik nie dostałby paru złotych myśli i wniosków na temat Boga, wiary, religii, zakłamania - to chyba wyszłoby na dobre i powieści i czytelnikowi. Mnie na pewno, bo ja wyjątkowo nie lubię mądrości życiowych serwowanych czytelnikom w niestrawnym dla mnie stylu Paulo Coelho…

Gdybym miała ocenić „Dewocje”, to… nie zrobiłabym tego. Bo są jednocześnie świetne i nijakie. Nowatorskie i stereotypowe. Autorka ma niesamowity potencjał - widziałam go w „Pestkach”, widzę w „Dewocjach”, szkoda tylko, że według mnie pozostaje on wciąż nierozwinięty… Gdybyż choć ten proboszcz nie był świnią!
Mg

Chcecie wypożyczyć? Sprawdźcie dostępność w KBP.
Źródło: https://www.gwfoksal.pl/dewocje-anna-ciarkowska-sku6abe86221f4ca79f121c.html
Ciarkowska, Anna: Dewocje. - Warszawa : Grupa Wydawnicza Foksal, 2021.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz