23 grudnia 2025

Zgadnij kto

Zrzutka Haywardów
Źródło: https://polona2.pl/item/pieniadze-srebrne-i-miedziane,ODEwMDUyOQ/0/#info:metadata
Jedną z zalet mojej pracy zawodowej jest to, że wpadają mi w ręce książki, których normalnie nie szukałabym na półkach bibliotecznych. I ponieważ zawodowo powinnam wiedzieć (przynajmniej mniej więcej) o czym jest dana książka, zdarza się, że (zawodowo) muszę przeczytać kilka stron, by dowiedzieć się o co w niej chodzi, bo czasem opis okładkowy po prostu mi nie wystarcza. I w niektórych przypadkach te kilka stron budzi moją ciekawość do tego stopnia, że (już prywatnie) czytam całość. Czasem trafia mi się perełka, czasem nie… „Zrzutki Haywardów”, debiutu powieściowego Janice Hallet, nie zaklasyfikowałabym do żadnej z tych kategorii. Bo chociaż najpierw byłam przekonana, że trzymam w rękach perłę, później okazało się, że jest ona sztuczna. Tym niemniej czasu z nią spędzonego absolutnie nie zaliczę do straconych i będę czekać na kolejne powieści Hallet. Oto dlaczego...

Najpierw zarys fabuły.
Angielskie miasteczko. W nim poważana rodzina Haywardów - Martin i Helen oraz ich dorosłe już dzieci ze swoimi rodzinami - syn James z żoną Olivią i córka Paige z mężem Glenem Reswickiem i dwuletnią córeczką Poppy. Haywardowie prowadzą klub i są inicjatorami lokalnej grupy teatralnej, do której należą inni bohaterowie powieści. W czasie rozgrywania się akcji przygotowują przedstawienie „Wszyscy moi synowie”. Ale osią fabuły jest zupełnie inne wydarzenie, a mianowicie zdiagnozowanie u małej Poppy nowotworu i próby zebrania olbrzymich środków finansowych na pozyskanie z USA nowego leku. Stąd słowo „zrzutka” w tytule. Angażują się w nią nie tylko Haywardowie, ale może nawet przede wszystkim ich „przyjaciele” (cudzysłów zamierzony) z zespołu teatralnego The Fairway Players - ludzie w różnym wieku i z różnych środowisk. Jednak wokół zrzutki zaczynają narastać wątpliwości, a Martin Hayward nie potrafi powiedzieć, ile pieniędzy zostało pozyskanych w rozmaitych akcjach i kampaniach…
Wszyscy dobrze wiemy, że pieniądze kuszą. A duże pieniądze kuszą nawet bardziej, są w stanie popchnąć nie tylko do malwersacji i kradzieży, ale też do zabójstwa. Czy popchnęły? I kogo?

Teraz słowo o formie.
„Zrzutka Haywardów” to powieść w większości skonstruowana z e-maili, w których Haywardowie i członkowie The Fairway Players opisują bieżące wydarzenia. Co ważne - robią to ze swojego punktu widzenia, nie wahając się komentować i oceniać tego, co się dzieje. Czytelnik musi więc być gotowy na to, że autorka oczekuje od niego pewnej samodzielności w złożeniu wszystkiego w całość, na przykład w przypadku, gdy niektóre e-maile ułożone są niechronologicznie (zdarza się to rzadko, ale jednak). W dodatku trzeba być wyczulonym na nieścisłości i tropić kłamstwa, bo jest ich tu bardzo dużo. Niektóre są niezamierzone, inne jak najbardziej celowe. Trzeba odsiać ziarno od plew, a jest to główne zadanie dwojga studentów prawa odbywających staż w kancelarii Tanner & Dewey. I przy okazji czytelnika.
A to dlatego, że - jak głosi okładka - te wiadomości złożą się na historię zabójstwa. I jedne z nich pisze jego sprawca. „Czy odkryjesz, kto zabił?” pyta wydawca.

Pora na moją refleksję o powieści.
To, co sprawiło, że perła okazała się fałszywa, to fakt, że nie byłam w stanie odpowiedzieć na to pytanie. I to wcale nie dlatego, że nie próbowałam. Nawiasem mówiąc, jeśli komukolwiek z was udało się wydedukować kto jest mordercą, to koniecznie dajcie mi znać! Na swoje usprawiedliwienie mam fakt, że w przypadku powieści liczącej sobie 523 strony, informacja o tym, kto jest ofiarą pojawia się na 381. Więc przez niemal ⅘ książki każdy mógł zabić każdego, podejrzani byli absolutnie wszyscy, ale w tym gąszczu łatwo było przeoczyć istotny szczegół, bo czytelnik poruszał się po omacku. Ponieważ w każdym, absolutnie każdym śledztwie wychodzi się od ofiary. Jak się okazuje - nie bez powodu.

Drugim minusem było ujawnienie pewnych faktów dopiero pod koniec opowieści, w dodatku na zasadzie deus ex machina - młodych stażystów informuje o nich właściciel kancelarii. Fakty te są istotne, a nie można ich było zawrzeć we wcześniejszych e-mailach. Stąd pojawiło się we mnie pytanie: po co ktoś (autorka? wydawca?) zaprasza mnie do zabawy w zgadywanie już na okładce, skoro zgadnąć mogę w zasadzie jedynie pod sam koniec? Poczułam się ciut oszukana i zdegustowana. I właśnie wtedy przestałam się bawić i już bez osobistego zaangażowania dokończyłam „Zrzutkę Haywardów” i dowiedziałam się, kto zabił.

Gdyby nie ten, dość w moim mniemaniu tani, chwyt marketingowy, powieść Hallet oceniałabym stosunkowo wysoko. Ma ciekawą fabułę i nowatorską formę, angażuje czytelnika nie tylko śledzeniem malwersacji finansowych i zabójstwa, ale i odmalowuje w szczegółach ludzkie charaktery i misterną siatkę wzajemnych powiązań. Pod tym względem „Zrzutka Haywardów” przypominała mi nieco inną angielską powieść - „Trafny wybór” J. K. Rowling. Dlatego czekam na następne powieści Hallet. Proszę jednak, chociaż wciąż nie wiem kogo (autorkę czy wydawcę? kto chciał mnie wciągnąć w zgadywankę oszukując mnie, że mam wszelkie dane niezbędne do udzielenia odpowiedzi?), aby następnym razem grał uczciwie.
Mg

Chcecie wypożyczyć? Sprawdźcie dostępność w KBP.
Źródło: https://www.znak.com.pl/p/zrzutka-haywardow-janice-hallett-244046
Hallett, Janice: Zrzutka Haywardów. - Kraków : Wydawnictwo Znak, 2025.

25 listopada 2025

Najpierw spektakl, potem książka?

Skóra po dziadku
Źródło: https://polona2.pl/item/portret-mezczyzny-i-dwoch-malych-chlopcow-w-mundurach-strazackich,MTA3NzA0MTg4/0/#info:metadata
Co prawda jestem zdecydowanie zwolennikiem kolejności „najpierw książka, później film”, jednak zdarzają się i w moim życiu przypadki, w których tekst przychodzi do mnie po raz pierwszy w innej niż drukowana formie. Tak było ze „Skórą po dziadku” Mateusza Pakuły, którą zobaczyłam na deskach Teatru im. Żeromskiego w Kielcach.
Zobaczyłam, przeżyłam, a potem pobiegłam po jej drukowaną wersję, chyba dlatego, że obcowania ze „Skórą…” tylko jeden raz było mi po prostu za mało!

30 września 2025

A mnie nie zachwyca

Obiekty głębokiego nieba
Źródło: https://polona.pl/item-view/de6dcf37-71b4-41bc-9ba8-570f98acbd8a?page=0
Czy ktoś mi dał prawo do oceny? Jeśli odpowiem, że nikt, ergo nie powinnam oceniać, będę jak gombrowiczowski Bladaczka, który oparł się zawodowo (i zapewne również prywatnie) na fundamencie, że Słowacki wielkim poetą był.
Ale ja odpowiem, że sama sobie dałam to prawo, bo jestem literackim Gałkiewiczem, który burzy fundament swoim „jak zachwyca, jeśli nie zachwyca.”
I tym razem nie chodzi mi w ogóle o Słowackiego, ale o najnowszego Małeckiego. „Obiekty głębokiego nieba” w mojej subiektywnej ocenie nie zachwycają…

24 czerwca 2025

(Nie)winna

Bardzo spokojna okolica. Zbrodnia w Teksasie
Źródło: https://polona2.pl/item/balladyna-j-slowackiego,ODQzMjk2MjY/0/#info:metadata
Kiedy byłam młodsza wydawało mi się, że już do końca życia będę czytać fantastykę i kryminały, przeplatane od czasu do czasu literaturą obyczajową. Jakże się myliłam! Z wiekiem nabrałam bowiem głębokiego przekonania, że rzeczywistość bywa bardziej fantastyczna i kryminalna niż fikcja, i już od jakiegoś czasu gustuję w reportażach i literaturze faktu. Rzadko je jednak recenzuję, ale dla tego tytułu postanowiłam zrobić wyjątek. A to dlatego, że gdyby nie fakt, że wydało go w Serii Amerykańskiej Wydawnictwo Czarne - w innej szacie graficznej mógłby uchodzić za genialny kryminał. Z genialnie zarysowanymi bohaterami, tłem obyczajowym, świetnie rozpisanymi dialogami stanowi zapadające w pamięć studium zła. Tym bardziej przerażające, że prawdziwe.

15 kwietnia 2025

Pod kluczem*

Konklawe
Źródło: https://polona2.pl/item/stolica-apostolska-i-ojciec-swiety-leon-xiii-ty-z-dodaniem-modlitw-przez-niego-odpustami,ODk3NDQ5OTY/4/#info:metadata
To zdecydowanie nie jest książka dla każdego, choć nakręcony na jej podstawie w 2024 roku film zapewnił jej rozgłos. Chyba nawet w moje ręce trafiła właśnie dzięki jego reklamom, jakimi byłam bombardowana w Internecie.
Nigdy wcześniej jej autor - Robert Harris (autor m.in. „Vaterlandu”, „Enigmy”, „Autora widmo”) nie pojawił się w orbicie moich literackich zainteresowań. Nie przewiduję też, żeby po lekturze „Konklawe” zajął w niej stałe miejsce. Moja znajomość z nim ma wszelkie cechy jednorazowej przygody. Ale przygody, którą będę wspominać jako miłą, ba, może nawet wyjątkową. A to dlatego, że zapytana tuż po skończeniu powieści „I jak ta książka?” odpowiedziałam bez wahania „Nudna”. Co jednak zupełnie nie przeszkodziło mi pochłonąć jej w jeden weekend, wykorzystując każdą wolną chwilę na to, by dowiedzieć się jaki był wynik kolejnego głosowania kolegium kardynałów wybierających nowego papieża. Czy powieść może być jednocześnie nudna i wciągająca? Otóż może. „Konklawe” Roberta Harrisa dowodem.

6 lutego 2025

Jak w horoskopie

Znaki zodiaku
Źródło: https://polona2.pl/item/horoskopy-przepowiednie-urodzonych-pod-12-ma-znakami-zodjaku-ich-charakter,MTQwODUxNjM/0/#info:metadata
Po świetnych „Taśmach rodzinnych” (o których możecie przeczytać TUTAJ), bardzo dobrej „Książce o przyjaźni” przyszły „Znaki zodiaku”, trzecia powieść Macieja Marcisza z 2024 roku, po którą sięgnęłam z pewnością, że oto po raz kolejny dostanę jakże trafny, słodko-gorzki obraz pokolenia, z którym się identyfikuję. Na próżno jednak szukałam w „Znakach...” czegoś, co by mnie poruszyło albo zastanowiło, co by mi powiedziało coś o mnie samej, pokazało kim jestem, skąd przychodzę albo dokąd zmierzam.
I gdybym miała spuentować moją lekturę najnowszej książki Marcisz, powiedziałabym, że było z nią jak z horoskopami. Też człowiek czyta, bo chce wiedzieć, jak ma żyć. I też zamiast jakiegoś, choćby tylko przelotnego dotknięcia Istoty rzeczy, dostaje banały w stylu: Rozwiązanie twojego problemu jest na wyciągnięcie ręki, Możesz z rozmachem planować dalsze działania, Będziesz miał więcej czasu dla siebie (są to autentyczne banały, nie wymyśliłam ich).

30 grudnia 2024

To ostatni post...

Łyżeczka
Źródło: https://polona2.pl/item/kobieta,NzU1MTkzNzg/0/#info:metadata
Zaszło nieporozumienie. Zostałam wprowadzona w błąd. Okładką. Tytułem. Pierwszym zdaniem. Myślałam, że dostaję mocną powieść psychologiczną. Co dostałam? Coś zupełnie nie dla mnie, jakąś opowieść o życiu, o relacji matka-córka i wielu innych relacjach, narrację pierwszoosobową, która według mnie utrzymana była w konwencji „kochany pamiętniku, piszę do ciebie...” i być może miała zostać przełamana regularnymi zwrotami do czytelnika - „czy sądzicie?”, „co myślicie?”, „jak uważacie?”, których cel pozostał dla mnie ukryty. Może miały mnie rozbawić? Jeśli tak, to nie wyszło. Lektura „Łyżeczki” Izabeli Szylko przyniosła mi głównie irytację, poczucie straconego czasu ale i jedno bardzo mocne postanowienie - to jest ostatni post, jaki piszę o takiej książce. Następnych nie będzie.