17 października 2024

Do góry nogami

W mojej rodzinie każdy kogoś zabił
Źródło: https://polona2.pl/item/para-z-trojka-dzieci,MTM2MjU1MDI/0/#info:metadata
Jeśli po jakimś czasie sięgania po powieści kryminalne stwierdzicie, że w zasadzie żadna następna książka z tego gatunku niczym was już nie zaskoczy - to jesteście w błędzie! Zaskoczy! Tylko musi być napisana na opak, „do góry nogami”. Jednym słowem, musi być napisana przez Australijczyka. Jednym słowem, musi to być „W mojej rodzinie każdy kogoś zabił” Benjamina Stevensona.

25 września 2024

Jacy jesteśmy?

Wcale nie jestem taka
Źródło: https://polona.pl/item-view/cdeac1e3-9a61-4266-ac08-f8c1b866a8a8?page=0
Jest coś takiego w literaturze skandynawskiej, że tematycznie krąży bliżej lub dalej po orbicie motywu rodziny, można więc by jej zarzucić, no cóż, monotematyczność (z zaznaczeniem, że nie bierzemy pod uwagę literatury gatunkowej, czyli kryminałów, choć i w kryminałach skandynawskich rodzina jednak pojawia się dosyć często). A jednak monotematyczność ta przynosi wciąż nowe spojrzenia na rodzinne historie i relacje pomiędzy poszczególnymi członkami tej, jak by nie było, podstawowej komórki społecznej. O czytelniczym znużeniu tematem nie może więc być mowy, przynajmniej w moim przypadku. Po każdej powieści napisanej przez kogoś ze Skandynawii zostają we mnie okruchy obrazów, i nawet jeżeli fabuła zaciera się w pamięci, to wiem, że w „Ostatnim razie” Flatland (o którym przeczytacie tutaj) córka lekarka pomaga matce umrzeć, jednocześnie usiłując wyprostować powikłaną relację, a w „Dorosłych” (przypomnijcie sobie o nich tutaj) bohaterka spędza czas z siostrą i jej rodziną w letnim domku, zajadle kłócąc się ze wszystkimi o wszystko…

23 lipca 2024

“Wszystko przez babcię”

Koniec
Źródło: https://polona2.pl/item/babka-i-wnuczka-przy-oknie,MzkxNTM2/0/#info:metadata
Jestem głęboko przekonana, że język - słowa, którymi się operuje, składnia, rytm, decyduje o jakości literatury tyleż samo (o ile nie więcej, przynajmniej dla mnie) co opowiadana historia. Tak, tak właśnie uważam. Dajcie mi banalną historię, niech będzie o miłości, opiszcie ją przepięknie i będę zachwycona. Dajcie opowieść tak fascynującą, że z wrażenia rozwiązują się sznurowadła w trampkach i opiszcie ją siermiężnie, tak jak by to zrobił czwartoklasista w zadanym wypracowaniu na dwie strony i nie będę czytać. To znaczy być może będę, bo jestem obowiązkową czytelniczką i raczej kończę co zaczęłam, ale nie będę mieć z tego żadnej przyjemności i książkę ocenię nisko.

Kiedy więc na drugiej stronie „Końca”, debiutu Marty Hermanowicz, który zupełnie przypadkowo, a wręcz nawet niejako zawodowo wpadł mi w ręce, przeczytałam zdanie: Próbuję złożyć się w całość. Bóg mną rzucił, nie trafił do celu. Teraz trzeba się pozbierać z podłogi, wstać, otrzepać, dotrzeć gdzieś, zrobić coś, marsz, marsz Dąbrowski. - już wiedziałam, że choćby historia była kiepska, przeprowadzi mnie przez nią język autorki. Na szczęście Hermanowicz nie musiała jakoś szczególnie się opierać tylko na tej jednej nodze - języka, ale w „Końcu” mocno stała na dwóch - tej językowej i tej fabularnej…

11 czerwca 2024

Po polowaniu

Zwierzęta łowne
Źródło: https://polona2.pl/item/cuda-polskiej-przyrody-los,NzcxNDgwNDY/0/#info:metadata
Wiem dokładnie dlaczego podjęłam decyzję o nieco nadprogramowej, spontanicznej lekturze „Zwierząt łownych” Anny Mazurek (choć inne książki przed nią ustawione są od dłuższego czasu w długiej, wijącej się kolejce). Oczarował mnie fragment kończący swoisty wstęp i będący pomostem do opowiadanej przez autorkę historii: Do zwierząt łownych objętych całoroczną ochroną należą tylko łosie. Cała reszta musi sobie jakoś radzić. I oczywiście nie ujęło mnie w tym fragmencie zdanie pierwsze, że łoś jest łowny ale nie wolno go łowić. Ale to, że reszta musi sobie jakoś radzić. Przed oczami pojawiły mi się zające i sarny, i bażanty żyjące w stałym poczuciu zagrożenia, kombinujące jak tu ocalić skórę, jak uniknąć polowania, a potem następnego, a potem kolejnego… Dokładnie jak my, ludzie. Dokładnie jak bohaterowie „Zwierząt łownych”

16 kwietnia 2024

Na kacu

Tu nie ma nic
Źródło: https://polona.pl/item/alkohol-wrog-spoleczny,NzM3OTU4Mjg/4/#info:metadata
Dawno, dawno temu, jakoś tak tuż po maturze, przeczytałam „Łuk triumfalny” Remarque’a. Po tej lekturze zostało we mnie pewne dziwne zafascynowanie calvadosem, który w książce namiętnie popijają bohaterowie, którego nazwa w dodatku brzmi według mnie niezwykle światowo i wyrafinowanie, którego też nigdy w ustach nie miałam, nie mogłam się więc rozczarować zderzeniem moich wyobrażeń z rzeczywistością. Po prostu „Łuk triumfalny” przez te wszystkie lata równa się dla mnie calvados.
Niestety, to skojarzenie powieści (wielkiej niewątpliwie) z gatunkiem alkoholu nie powtórzy się w przypadku książki „Tu nie ma nic” Krystiana Janika. Bo po pierwsze - nie ma jak porównywać Janika z Remarquem, nie ta klasa, choć powieść Janika nie jest zła. Po drugie - gdybym jednak miała porównywać to musiałabym zamiast calvadosem zacząć się fascynować żołądkową gorzką…

29 grudnia 2023

Powiedz "przepraszam"

Ostatni raz
Źródło: https://polona.pl/item-view/6d73d706-4cb7-4918-8527-046191fb850d?page=0

Wy wszyscy, którzy zaglądacie na Wypożyczone, pewnie zauważyliście, że mam słabość do literatury skandynawskiej. I że wielokrotnie zachwalałam wydawaną przez Wydawnictwo Poznańskie Serię Dzieł Pisarzy Skandynawskich. W 2022 roku ukazała się w niej kolejną powieść Norweżki Helgi Flatland pt. „Ostatni raz” (wcześniej, w 2019 r. w serii ukazała się jej „Współczesna rodzina”). Przeczytałam, przemyślałam, a teraz podzielę się z Wam moją opinią i powiem, dlaczego warto sięgnąć po „Ostatni raz”.
Po prostu dlatego, że każdy się w tej powieści odnajdzie… Bo nie ma na tym bożym świecie ani jednej osoby (jestem tego pewna niemal w stu procentach!), której przynajmniej od czasu do czasu nie denerwowałaby własna matka…

31 października 2023

Manifest pokolenia?

Taśmy rodzinne
Źródło: https://polona.pl/item/krajobraz-wiejski-russische-landschaft,Nzg0NTQ1OTk/0/#info:metadata
To nie jest książka dla każdego. Ale też nie jest to powieść, że tak ją nazwę, niszowa, po którą sięgnie zaledwie garstka. Wręcz przeciwnie - odnajdzie się w niej całe pokolenie ludzi urodzonych w latach 80. i 90. XX wieku (nigdy nie wiem, czy to jest X czy Y). Czy to wystarczy, żeby „Taśmy rodzinne” Macieja Marcisza nazwać powieścią wybitną, manifestem pokolenia? Dla mnie chyba nie… Ale zdecydowanie z przeczystym sumieniem ogłoszę ją bardzo udanym debiutem… (i tak, wiem, że „Taśmy…” ukazały się w 2019 roku i że Marcisz od tego czasu napisał już kolejną powieść - „Książkę o przyjaźni”, żadne z powyższych nie zmienia faktu, że „Taśmy rodzinne” to udany debiut).